Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Stępień: Prezydenci miast powinni zarabiać więcej

Marcin Darda
Marcin Darda
Z Jerzym Stępniem, współtwórcą ustawy o samorządzie terytorialnym, byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego, rozmawia Marcin Darda

Czy pańskim zdaniem nie jest tak, że samorządowcy zarabiają zbyt mało? W praktyce pensja prezydenta wielkiego miasta, który zarządza kilkumiliardowym budżetem, zbytnio nie różni się od pensji wójta gminy, który zarządza kilkumilionowym budżetem.
Moim zdaniem jest to niesprawiedliwe, ale z grubsza dobrze osadzone w logice naszego nielogicznego systemu władzy. Z czego się to bierze? A no z tego, że zdaniem autorów tego sytemu prezydent miasta nie może zarabiać więcej niż premier. Tymczasem premier i jego ministrowie zarabiają mało jak na warunki współczesnego europejskiego państwa średniej wielkości. Dusi się zatem pensje także prezydentom miast i prezesom spółek Skarbu Państwa. To jest efekt ustawy kominowej uchwalonej pod koniec lat 90. XX wieku, która już dawno powinna być zmieniona. W państwie powinna - moim zdaniem - działać komisja, która każdego roku powinna układać na nowo siatkę płac. Nie może być bowiem tak kuriozalnych sytuacji jak dziś, że urzędnicy w ministerstwach zarabiają więcej niż ministrowie. To są skandaliczne anomalie, z którymi trzeba wreszcie skończyć. Najwięcej zarabia prezes Narodowego Banku Polskiego, od którego mniej zarabia prezydent, prezes Sądu Najwyższego i prezes Trybunału Konstytucyjnego. Trzeba na nowo to poukładać w całym państwie, również w samorządach.

A czy nie jest anomalią, że prezydent miasta zarabia mniej od prezesa miejskiej spółki?
W tej kwestii miałbym jednak wątpliwości, bo szczerze mówiąc prezydentem, nawet dużego miasta, może zostać polityk, który niekoniecznie musi być wybitnym fachowcem, obojętnie zresztą w jakiej dziedzinie. Natomiast prezesem spółki, która na rzecz mieszkańców miasta świadczy jakieś specyficzne usługi, musi być ktoś o najwyższych kwalifikacjach. Takich właśnie ludzi powinny samorządy przyciągać, a nie da się tego zrobić, jeśli się im za mało zapłaci, ponieważ przyjmą ich komercyjne, rynkowe firmy. Bałagan z zarobkami w Polsce stworzyła ustawa kominowa. Jej twórcy de facto chcieli przez nią zapobiegać anomaliom płacowym, ale w rzeczywistości wyszło tak, że sama ustawa zrobiła więcej złego niż dobrego, bo obejmuje wszystkie spółki, także te samorządowe. Stąd potrzeba powołania komisji, która zajęłaby się aktualizowaniem uposażeń, także w samorządach. Jest po prostu koniecznością, by państwo nie wchodziło głębiej w ten bałagan, a zaczęło go porządkować.

Ile zatem pańskim zdaniem prezydent kilkusettysięcznego miasta powinien zarabiać, skoro te wynagrodzenia są zbyt niskie?
Trudno powiedzieć, ponieważ to powinno być przedmiotem szerszej analizy, ale uważam, że zarobki prezydentów miast powinny być co najmniej dwukrotnie wyższe niż to ma miejsce dziś.

Wysocy rangą samorządowcy tylko nieoficjalnie, w kuluarach, narzekają na wysokość uposażeń. Ale słychać też, że wysoka pozycja w samorządzie w pewien sposób rekompensuje im zarobki, ponieważ dzięki niej mogą utrzymywać wpływy rozdając podległe im stanowiska. Pieniądze to nie wszystko, takie są realia.
Ale mnie się takie realia nie podobają i to bardzo, ponieważ pachną korupcją polityczną. Czym innym są zarobki, a czym innym zatrudnianie fachowców, bo umówmy się, że to właśnie fachowość powinna być najważniejszym kryterium przy zatrudnianiu w samorządzie. Nie powinna z tym się wiązać satysfakcja z samego sprawowania władzy, bo na miłość boską, prezydent czy burmistrz to jest ktoś, kto ma odpowiedzialnie zarządzać i po to został wybrany, a nie po to, by utrzymywać polityczne wpływy.

Ale z drugiej strony normą w samorządach staje się zatrudnianie radnych w miejskich spółkach. To jest patologia z co najmniej kilku powodów, choćby takiego, że jako radni podejmują decyzje dotyczące publicznych spółek, w których są zatrudniani. I od czasu do czasu powraca dyskusja, czy dobrym rozwiązaniem nie byłoby danie im pensji, zamiast diet i politycznych etatów na koszt podatnika...
Moim zdaniem radni w ogóle nie powinni mieć prawa do diet, a mieć ustalone tzw. rekompensaty utraconego zarobku, co byłoby zresztą zgodne z europejską kartą samorządu lokalnego. Dieta to jest przeżytek, który odziedziczyliśmy po komunizmie i którego nie udało się nam wyeliminować w 1990 roku. Moim zdaniem jest to zupełnie nonsensowna instytucja, którą trzeba zlikwidować. Ale to nie wszystko: tak na dobrą sprawę miastem nie powinien zarządzać prezydent, tylko profesjonalny zarząd wybierany w drodze konkursu. Natomiast prezydent wybierany w wyborach samorządowych przez mieszkańców miasta powinien być przewodniczącym rady miejskiej, który jest przed radnymi odpowiedzialny za strategię miasta, za jego budżet, jednak sam nie powinien odpowiadać za bieżące administrowanie miastem. Od tego powinni być profesjonaliści, oczywiście świetnie za swą fachową pracę wynagradzani. Niestety, tego rodzaju modelu samorządu nam się nie udało wprowadzić w 199o roku. Wtedy zlikwidowano już stanowisko dyrektora miasta, istniejące w każdym normalnym kraju na świecie. To stanowisko city managera. Bo wybierany w wyborach polityk powinien być tylko i wyłącznie od tego, by w układzie rządzącym reprezentować mieszkańców, pilnować ich interesów, a swój samorząd reprezentować na zewnątrz.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki