W poniedziałek Gowin z PO odszedł ze słowami, że "doszedł do granicy, za którą lojalność wobec partii stoi w sprzeczności z lojalnością wobec Polaków". Nie ma co, szybki jest, bo dojście do granicy trwało zaledwie 9 dni. On ma logiczne wyjaśnienie dla tego rozwodu, bo powiada, że nie akceptuje decyzji rządu a propos OFE i to jest ten event, który pojawił się między cytatami z 30 sierpnia i z 9 września.
Jego zwolennicy nie powinni mieć pretensji o to, że odszedł z PO, tylko o to, że - za przeproszeniem - rżnął głupa do ostatniej chwili, snując o "powrocie do korzeni" partii, w której nie ma nic do powiedzenia. Gdyby odszedł po przegranych wyborach, tak jak John Godson, to w porządku. A dziś widać w tym po prostu pusty event, bo akurat wcześniej rząd podjął kilka innych decyzji, które nie tylko Gowinowi wydawać by się mogły sprzeczne z poczuciem "lojalności wobec Polaków".
Tusk i tak usunąłby go z PO, ale wtedy Gowin nie mógłby powiedzieć tego, co powiedział, bo byłoby to głupie. Polityka została sprowadzona do obrywania płatków kwiatu na zasadzie "wyjdę, nie wyjdę". Skończył się show "co dalej z Gowinem w PO". Teraz będzie show "Czy Gowin dołączy do Wiplera, albo założy partię".
Marcin Darda
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?