Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurs im. Wojciecha Słodkowskiego - III nagroda: Niekonwencjonalny sukces

Patryk Lewy, XXVI Liceum Ogólnokształcące im. K. K. Baczyńskiego w Łodzi
Patryk Lewy (z prawej)
Patryk Lewy (z prawej) AHE Łódź
„W Bodo widzowie czują się jak u siebie. Tak, jakby przyszli do kogoś do domu na imprezę czy oglądać film”

Przełom lat 80. i 90. przyjmowany jest za upadek większości łódzkich kin. Z filmowej mapy Łodzi zniknęły m.in. kina Oka i Stylowy. Koniec XX i początek XXI wieku to powstawanie pojedynczych kameralnych placówek, ale przede wszystkim rozwój multipleksów. W Łodzi obecne kina kameralne i „sieciówki” często łączy podobny schemat – nowoczesna sala i „kinowa atmosfera”. Wyjątkiem od tej reguły jest Kino Bodo działające w jednej ze starych kamienic. Zagłębiając się w historię łódzkiej kinematografii można znaleźć wiele analogii z czasami współczesnymi. Rok 1913 to początek kina na wolnym powietrzu. Zarówno wtedy, jak i dziś – podczas letniego Festiwalu „Polówka” – projekcje rozpoczynano po zapadnięciu zmroku. Okres po II Wojnie Światowej to powstanie przy ul. Łąkowej Wytwórni Filmów Fabularnych. Aktualnie działa tam instytucja o podobnym charakterze, czyli Łódzkie Centrum Filmowe i Oddział Filmoteki Narodowej. Na kartach łódzkiej historii z początku XX wieku nie można jednak doszukać się kina, w którym ludzie czuli się jak w domu – miejsca, gdzie zamiast tradycyjnych krzeseł kinowych odnaleźć można jedynie skórzane fotele i wygodne kanapy.

Od Cytryny do Bodo
– Wakacje, rok 2012. Byłem wówczas na Krymie. Odebrałem telefon, dowiedziałem się o końcu kina Cytryna i oprócz zajmowania się Letnim Festiwalem Filmów „Polówka” musiałem rozpocząć walkę o własną wizję pracy – wzdycha Wojciech Wojtysiak, dyrektor Kina Bodo. Kinem zajmuje się od 14 lat, w Cytrynie spędził cztery. Zdobył tam doświadczenie, poznał fach „od podszewki” i ludzi, dzięki którym zaryzykował założenie własnej działalności. – Wszystko zaczęło się od biznesplanu, który wtedy był wymagany przez Instytut Europejski. Do tej pory wspominam to jako wróżenie z fusów. Po roku mieliśmy mieć już 3 sale kinowe, a aktualnie mamy tylko jedną. Następnie – znalezienie odpowiednich funduszy, pomysł na kształt Bodo. Otrzymaliśmy dotację z Unii Europejskiej, założyliśmy spółdzielnię, rozpoczęliśmy remont starej kamienicy. Całe kino tworzyłem sam z ojczymem i z paczką przyjaciół. Gdy zaczynaliśmy, wszyscy wokół pukali się w głowy, że nasz pomysł jest nielogiczny – uśmiecha się Wojtysiak. Pomysł, faktycznie, niekonwencjonalny – domowa atmosfera i jedna sala na 49 osób, a łączna powierzchnia kina to tylko 200 m2. Kameralność jest jednak zaletą, a nie wadą.

Seans nie do końca pierwszy…
Rok 2014. Bodo pojawia się na mapie łódzkich kin. W dniu otwarcia kino odwiedza naraz 140 osób. – Był to tak zwany „dżem”, ludzie ledwo się mieścili. Graliśmy wtedy film „Lokator”, a seansowi towarzyszył koncert zespołu Washingmachine. Coś niesamowitego! Następnego dnia stałem w bramie i wypatrywałem widzów, zastanawiałem się, czy ktoś przyjdzie tego dnia i chyba przyszły… ze dwie osoby – przypomina sobie właściciel kina. Jak się okazuje, „Lokator” nie był pierwszym filmem wyświetlonym w kinie. – Mieliśmy wcześniej projekcję, kiedy tu nic nie było. Odebrałem raz telefon z Instytutu Polsko-Bułgarskiego
z informacją, że chcą zrobić u nas pokaz filmu o jazzie bułgarskim, a my jeszcze nie mieliśmy otwartego kina. Przyjechał reżyser z Bułgarii, z przerażeniem spojrzał na ściany, czuł pustkę tego miejsca. Był w szoku, że my tu wyświetlamy filmy – wspomina właściciel. Pierwsze dni Bodo były zupełnie rozbieżne z oczekiwaniami Wojtysiaka. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że prowadzenie kina to trudna branża. Znajdują się na uboczu nie tylko ul. Rewolucji 1905r., ale przede wszystkim ówczesnego repertuaru filmowego. A jednak od czterech lat funkcjonują.

Z przypadku w całość
Bodo od początku przełamuje wszelkie konwencje. Przykładem jest choćby wystrój i zwyczaje panujące w kinie. Z zewnątrz – zwyczajna, stara łódzka kamienica. Skromny szyld, budynek – zabytek, ograniczenia. Po otwarciu metalowych drzwi widać tylko gołe ściany i schody. Czuć klimat łódzkiej kamienicy. Nic, prócz strzałek kierujących, nie wskazuje, że działa tu jakiekolwiek kino. Pierwsze piętro zajmuje stowarzyszenie współpracujące z Bodo. Z każdym kolejnym stopniem – plakaty filmowe, dialogi i dźwięki z aktualnie granego filmu. Wejście. Szare ściany, plakaty filmowe. Klimat jak w domu. – Kolor ścian taki, a nie inny, ponieważ jest tak w galeriach sztuki na całym świecie. Nie wiem, dlaczego. Po prostu ściany są szare, a to co tam prezentowane dobrze wygląda na tle neutralnej barwy. Od początku wiedziałem, że będą tu plakaty, dlatego szarość – wyjaśnia Wojtysiak. Wokół – wiele detali pofabrycznych. W sali kinowej belki, mające tyle lat co budynek. Połączenie elementów industrialnych ze współczesnym designem z modnego teraz recyclingu. Wewnątrz mnóstwo starych książek, czasopism, płyty winylowe, domowe, wygodne fotele i kanapy – nie tylko w poczekalni, ale również w sali projekcyjnej. Od początku istnienia pojawiły się tam także stoliczki, na których można postawić sobie kawę lub herbatę (i to nie w papierowym kubku, a w filiżance). – Wystrój wyszedł w praniu. Urządzaliśmy wszystko sami. Większość rzeczy jest po wujkach i ciociach, tyle że lekko je odrestaurowaliśmy. Otrzymaliśmy także krzesła biurowe, więc owinęliśmy je materiałem, by wyglądały mniej biurowo. Zrobiliśmy sami część lamp z butelek czy z piłeczek dla dzieci – śmieje się twórca kina. – Przypadkiem udało się połączyć rzeczy w całość, ludziom spodobało się wnętrze. Tak wyszło.

„Popcorn generuje zapach i bałagan, dlatego go nie ma”
Kino urzekło Łodzian nie tylko repertuarem, ale też atmosferą. Właścicielami i jedynymi pracownikami są założyciele kina. Pomimo powszechnej dostępności obrazów filmowych ludzie pragną przyjść tutaj, aby spędzić czas razem. Widzów traktuje się po przyjacielsku, mówiąc często o rzeczach, o których w innych kinach nie mówią. Repertuarem starają się przekazać swoją wizję świata. – Widzowie się przyzwyczaili, czują się u nas komfortowo, przychodzą, bo lubią to miejsce. Czują się jak u siebie, jak gdyby przyszli do kogoś do domu na imprezę czy oglądać film. Niektórzy zdejmują nawet buty w sali kinowej – opowiada z satysfakcją. Widać dbałość o detale w postaci dobrej łódzkiej kawy czy herbaty, brak też popcornu, tylko drobne przekąski. – Gdybyśmy go mieli, musielibyśmy go sprzątać, a że czasem jesteśmy leniwi, to problem rozwiązuje się sam – dodaje Wojtysiak.

Nieprzeciętny repertuar
Pierwotna wizja kina, mimo upływu 4 lat, nie uległa zmianie. W Bodo prezentowane są filmy studyjne, nie komercyjne. Powód? Brak aż takiej ilości funduszy. Tylko z początku było to ograniczenie. – Poszliśmy tą drogą, pamiętając o tym, że w Łodzi istnieją też inne kina studyjne, trzeba było wejść w niszę – wskazuje. Bodo słynie z wielu alternatywnych pomysłów takich jak projekcje filmów klasy Z, reklam telewizyjnych z dawnych lat czy filmów animowanych dla dorosłych. Koncentruje się na filmach dokumentalnych i muzycznych. Reszta kin gra takie filmy przez tydzień lub dwa, oni mają je w swoim oryginalnym repertuarze – przykładem jest choćby film o Marii Callas, połączenie dokumentu i filmu muzycznego. – Sami wybieramy repertuar. Dobieramy z tego, do czego mamy dostęp. Czasem gramy także filmy od małych dystrybutorów – nierozpoznawalne, ale bardzo wartościowe – dodaje Wojtysiak. Kino nie gra filmów, które są prezentowane aktualnie przez większość łódzkich kin. Właściciele mają swoją własną ideę, a przy tym nie potrzebują aż tylu pieniędzy, by grać tego typu filmy. Od czasu do czasu w Bodo pojawiają się także filmy o tematyce społecznej. – Czasem ogląda je pięcioro widzów na krzyż, ale my i tak cieszymy się, że możemy je pokazać – wspomina.

Rozwój kina czy miejsca kulturalnego?
Dla właścicieli kino to podstawa, „wabik na klientów”. W założeniach ludzie mieli je odwiedzać i stwierdzać, że chcą tu zrobić urodziny albo kinderbal dla swoich dzieci. Ale i tu wychodzą poza utarte formuły. – Prywatnie, nie mogę doczekać się stypy. Kiedyś ja sam chyba tutaj taką zorganizuję – opowiada właściciel. Dla ludzi Bodo jest głównie kinem, z drugiej strony – niezależną instytucją kultury, prywatną firmą. Właściciele wciąż liczą na rozwój i lepsze funkcjonowanie przedsięwzięcia. Dbają o marketing kina, jednak tylko taki, za który nie trzeba płacić. Starają się, by o nich mówiono. Kluczem w tej kwestii są widzowie. Ważne, by czuli się w Bodo jak najlepiej, by wrócili tam wkrótce, ale też polecali kino. Bodo wciąż się rozwija. Pozyskiwane są środki z funduszy zewnętrznych, pozwalających tworzyć taką alternatywę, jaką są w Łodzi. Aktualnie dobiegają końca prace nad przygotowaniem „mikrosali”, która wielkością będzie przypominać pokój w bloku. – Stworzona dla siedmiu osób z jeszcze bardziej offowym repertuarem. Zagramy tam też filmy od mniejszych dystrybutorów, którym czasami odmawialiśmy – dodaje. Właściciele włączają się też w różne akcje społeczne. Aktywnie brali udział w Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, porozumieli się z dystrybutorami filmowymi i w dniu zbiórki, z samych biletów zdobyli 1000 zł. – Jak na przedsiębiorstwo, które nie jest najbogatszą firmą świata to bardzo dobry rezultat. To nie jedyna akcja. Przykładowo, gdy zmarł himalaista Tomasz Mackiewicz, zorganizowaliśmy zbiórkę funduszy dla jego rodziny. Wyświetliliśmy wtedy film „Jurek” o Jerzym Kukuczce, zorganizowaliśmy spotkanie ze znanym himalaistą i oddaliśmy na rzecz rodziny 700 zł. Oddajemy społeczeństwu to, co społeczeństwo dało nam – dodaje Wojtysiak.

Nie tylko domowa atmosfera, ambitny repertuar czy wygląd kina zadecydowały o jego niekonwencjonalnym sukcesie. Kino Bodo zostało stworzone od początku przez czterech mężczyzn, którzy tworzą je do dziś i naprzemiennie tam pracują. Dbają o szczegóły i wyjątkowy klimat tego miejsca, którym osiągnęli spory sukces. – Kino można wynająć w całości, potańczyć, przeżyć teatralność. Proponują coś wyjątkowego w Łodzi. Pomimo celowania w niszę, filmy cieszą się popularnością. Czasami taką, że ludzie siedzą na dostawkach, wciskają się, żeby tylko obejrzeć film. Kino wciąż się rozwija, niedługo będzie miało czwarte urodziny. W planach imprezy nie ma żadnych premier kinowych, są jedynie „historyczne, nietuzinkowe, trącące sentymentem” – stare reklamy. A samego kina reklamować już nie trzeba…

Patryk Lewy
XXVI Liceum Ogólnokształcące im. K. K. Baczyńskiego w Łodzi
Uwięziona humanistyczna dusza w profilu matematyczno-fizycznym, próbująca udawać artystę.

III miejsce w kategorii materiał prasowy w drugiej edycji Konkursu im. Wojciecha Słodkowskiego na realizację dziennikarską

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki