Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Rutkowski ma zapłacić Jaroszewiczowi 100 tys. złotych zadośćuczynienia [ZDJĘCIA]

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Grzegorz Gałasiński
Krzysztof Rutkowski musi zapłacić Andrzejowi Jaroszewiczowi 100 tys. złotych tytułem zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych podczas głośnej akcji zatrzymania, do której doszło w sierpniu 2005 r. na Piotrkowskiej. Wyrok jest prawomocny.

Znany detektyw Krzysztof Rutkowski ma zapłacić Andrzejowi Jaroszewiczowi 100 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za pochwycenie i obezwładnienie „czerwonego księcia” na ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Taką decyzję podjął w piątek Sąd Apelacyjny w Łodzi. Sąd uznał, że roszczenia byłego rajdowca są uzasadnione i podniósł zasądzoną przez Sąd Okręgowy w Łodzi kwotę z 50 do 100 tys. zł.

Nic więc dziwnego, że Andrzej Jaroszewicz nie krył satysfakcji z wyroku, który jest już prawomocny.

- Cieszę się, że 10-letni koszmar mam wreszcie za sobą - mówił Jaroszewicz. - Mam nadzieję, że już nigdy nie spotkam na swej drodze Krzysztofa Rutkowskiego i chciałbym wszystkich przestrzec przed sposobami jego działania, które można określić jako łobuzerskie.

Jednak na tym sądowa batalia między obu dżentelmenami nie zakończy się, ponieważ łódzki detektyw, który nie zgadza się z wyrokiem, nie zamierza składać broni.

- Razem z pełnomocnikiem poczekamy na pisemne uzasadnienie wyroku i skierujemy skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego w Warszawie. Uważam, że moje działania wobec pana Jaroszewicza były zgodne z przepisami, co potwierdziła prokuratura, która uznała, że nasza akcja była legalna - powiedział nam Krzysztof Rutkowski.

Innego zdania była jednak sędzia Lilla Mateuszczyk, która na widowiskowej akcji komanda Rutkowskiego w ogródku gastronomicznym na ul. Piotrkowskiej przy „Esplanadzie” w Łodzi nie zostawiła suchej nitki.

- Podczas tej akcji naruszono dobra osobiste, w tym nietykalność cielesną, Andrzeja Jaroszewicza. Metody i środki, jakie wtedy użyto, były przesadzone i nie powinny mieć miejsca. Akcja ta była bezprawna. Nie było to żadne zatrzymanie obywatelskie, jak utrzymywał pan Rutkowski. Takie zatrzymanie odbywa się wtedy, gdy zatrzymywany ukrywa się lub zamierza uciec. W przypadku pana Jarowicza, który np. wciąż obracał się w gronie rajdowców, nic takiego nie miało miejsca - stwierdziła sędzia Mateuszczyk.

Sędzia zwróciła uwagę, że ta brutalna - jak zaznaczyła - akcja została zaplanowana i starannie wyreżyserowana. Chodziło o to, że na miejscu była ekipa telewizyjna, która wszystko filmowała. Dlatego doszło - według sądu - do nadużycia siły i środków. Polegało to na tym, że pięciu rosłych i uzbrojonych mężczyzn w czarnych uniformach obaliło Jaroszewicza na ziemię na oczach licznych przechodniów i przy akompaniamencie granatów hukowych.

- Stwarzało to wrażenie, że doszło do zatrzymania groźnego przestępcy. W ten sposób Andrzej Jaroszewicz został poniżony nie tylko na oczach świadków, lecz także znacznie większej widowni, bowiem podczas akcji nakręcono film, który trafił do telewizji i był sprzedawany na kasetach - zaznaczyła sędzia Mateuszczyk.

I dodała, że ukazanie Jaroszewicza w takim świetle miało negatywny wpływ na jego działalność biznesową.

CZYTAJ TEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki