Znany detektyw Krzysztof Rutkowski ma zapłacić Andrzejowi Jaroszewiczowi 100 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za pochwycenie i obezwładnienie „czerwonego księcia” na ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Taką decyzję podjął w piątek Sąd Apelacyjny w Łodzi. Sąd uznał, że roszczenia byłego rajdowca są uzasadnione i podniósł zasądzoną przez Sąd Okręgowy w Łodzi kwotę z 50 do 100 tys. zł.
Nic więc dziwnego, że Andrzej Jaroszewicz nie krył satysfakcji z wyroku, który jest już prawomocny.
- Cieszę się, że 10-letni koszmar mam wreszcie za sobą - mówił Jaroszewicz. - Mam nadzieję, że już nigdy nie spotkam na swej drodze Krzysztofa Rutkowskiego i chciałbym wszystkich przestrzec przed sposobami jego działania, które można określić jako łobuzerskie.
Jednak na tym sądowa batalia między obu dżentelmenami nie zakończy się, ponieważ łódzki detektyw, który nie zgadza się z wyrokiem, nie zamierza składać broni.
- Razem z pełnomocnikiem poczekamy na pisemne uzasadnienie wyroku i skierujemy skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego w Warszawie. Uważam, że moje działania wobec pana Jaroszewicza były zgodne z przepisami, co potwierdziła prokuratura, która uznała, że nasza akcja była legalna - powiedział nam Krzysztof Rutkowski.
Innego zdania była jednak sędzia Lilla Mateuszczyk, która na widowiskowej akcji komanda Rutkowskiego w ogródku gastronomicznym na ul. Piotrkowskiej przy „Esplanadzie” w Łodzi nie zostawiła suchej nitki.
- Podczas tej akcji naruszono dobra osobiste, w tym nietykalność cielesną, Andrzeja Jaroszewicza. Metody i środki, jakie wtedy użyto, były przesadzone i nie powinny mieć miejsca. Akcja ta była bezprawna. Nie było to żadne zatrzymanie obywatelskie, jak utrzymywał pan Rutkowski. Takie zatrzymanie odbywa się wtedy, gdy zatrzymywany ukrywa się lub zamierza uciec. W przypadku pana Jarowicza, który np. wciąż obracał się w gronie rajdowców, nic takiego nie miało miejsca - stwierdziła sędzia Mateuszczyk.
Sędzia zwróciła uwagę, że ta brutalna - jak zaznaczyła - akcja została zaplanowana i starannie wyreżyserowana. Chodziło o to, że na miejscu była ekipa telewizyjna, która wszystko filmowała. Dlatego doszło - według sądu - do nadużycia siły i środków. Polegało to na tym, że pięciu rosłych i uzbrojonych mężczyzn w czarnych uniformach obaliło Jaroszewicza na ziemię na oczach licznych przechodniów i przy akompaniamencie granatów hukowych.
- Stwarzało to wrażenie, że doszło do zatrzymania groźnego przestępcy. W ten sposób Andrzej Jaroszewicz został poniżony nie tylko na oczach świadków, lecz także znacznie większej widowni, bowiem podczas akcji nakręcono film, który trafił do telewizji i był sprzedawany na kasetach - zaznaczyła sędzia Mateuszczyk.
I dodała, że ukazanie Jaroszewicza w takim świetle miało negatywny wpływ na jego działalność biznesową.
CZYTAJ TEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?