Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Sowa: Ludzie nie czekali na prawdę o zbawieniu. Czekali na lidera

Redakcja
Ks. Kazimierz Sowa
Ks. Kazimierz Sowa MICHAL WARGIN / EAST NEWS
Z ks. Kazimierzem Sową, dyrektorem telewizji religia.tv, rozmawia Sławomir Sowa:

Dlaczego Jezus nie zdołał się wpasować w system polityczno-religijny, który istniał w Palestynie dwa tysiące lat temu? Czy zabrakło mu, mówiąc dzisiejszym językiem, siły przebicia, aby znaleźć miejsce dla swojego ruchu gdzieś obok potężnych stronnictw saduceuszy i faryzeuszy?

"Królestwo moje nie jest z tego świata" - te słowa Jezusa najlepiej oddają to, po co przyszedł i w jakim charakterze przyszedł na ziemię. Zatem budowa jakiejś przestrzeni politycznej i wpasowywanie się w układ sił politycznych i religijnych, który istniał w ówczesnej Palestynie, nie było i nawet nie mogło być zamiarem Jezusa. Jego misja miała zupełnie inny charakter, była wypełnieniem planu zbawienia i tak się zrealizowała. Sam Chrystus funkcjonował w pewnej rzeczywistości religijnej, która - wbrew temu, co po 2 tysiącach lat możemy myśleć - była bardzo zróżnicowana. Działali wtedy nie tylko saduceusze i faryzeusze, dwie główne grupy, ale także także esseńczycy, zeloci, nazareńczycy, różne małe grupy religijne, które pretendowały do tego, żeby w realiach świata żydowskiego odgrywać dużą rolę. Jezus pojawia się w tym świecie jako ktoś, kto jest bardzo bacznie obserwowany, ale nie jest przyjęty jako "swój". Jest zagrożeniem dla rytuału, który zastaje, zagrożeniem dla pewnych wizji i celów - nawet religijnych, ale przede wszystkim politycznych - współczesnych mu ludzi.

Czy postrzegany był przede wszystkim jako zagrożenie polityczne?

Nie. Zanim powiem o roli, jaką Jezus odegrał ma mapie polityczno-religijnej Palestyny, trzeba zaznaczyć, że Jezus przychodzi z zupełnie nowym orędziem religijnym. Naród wybrany otrzymuje z ust Jezusa zupełnie nową wizję, wizję świata rządzonego przykazaniem miłości. Osiem błogosławieństw, które uznaje się za swego rodzaju "manifest" Jezusa, w dużej mierze rozszerza wizję i perspektywę postrzegania relacji człowieka z Bogiem. Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę, że Jezus nie został zaakceptowany jako Syn Boży, jako Mesjasz. Choć Żydzi czekali na Mesjasza, to jednak przeważała u nich wizja i oczekiwanie Mesjasza jako przywódcy, który wybawi ich w sensie dosłownym, politycznym spod okupacji rzymskiej. Z drugiej zaś strony nie byli gotowi na przyjęcie prawdy o zbawieniu, którą przyniósł Jezus.

Dzisiaj określenie faryzeusz kojarzy się z człowiekiem obłudnym. Ale jeśli odrzucimy ten współczesny balast, wydaje się, że Jezusowi mogło być po drodze z faryzeuszami. Oni także wierzyli w zmartwychwstanie i nieśmiertelną duszę. Dlaczego nie znaleźli wspólnego języka z Jezusem?

Nazwę stronnictwa faryzeuszy tłumaczy się jako "równi sobie". To podkreśla fakt, że faryzeusze byli stronnictwem ludzi świeckich, którzy byli w opozycji do kapłańskiej arystokracji, która stanowiła drugie silne stronnictwo, czyli do saduceuszów.
Faryzeusze starali się w swojej działalności przede wszystkim przestrzegać świątynnych reguł czystości i zasad towarzyszących Żydom w ich rytuale religijnym. Zyskali sobie treputację znawców interpretacji Pisma, dlatego często określano ich jako "uczonych w Piśmie", co znajdujemy w Ewangeliach w opisach ich relacji z Jezusem. Byli wyczuleni na treść Pisma, ale traktowali je w sposób bardzo instrumentalny, aby osiągać różne cele, także polityczne. Kiedy dochodzi do sądu nad Jezusem i Piłat, przedstawiciel okupanta, stawia pytanie o Jezusa, od ludzi, którzy nie powinni uznawać rzymskiej władzy, słyszy "poza Cezarem nie mamy króla", co skrupulatnie odnotowuje naoczny świadek, św. Jan. A więc dla zdobycia doraźnego celu manifestują poparcie dla władzy rzymskiej, aby tylko skazać Jezusa na śmierć.

Trochę to przypomina dzisiejsze partie polityczne...

Zastanawiałem się, czy zapyta pan, czy na mapie polityczno-religijnej Palestyny możemy pokazać postawy polityczne, które znamy z naszego podwórka. Pewnie możemy pokazać, ale to zawsze będzie nadinterpretacja i unikajmy takich dywagacji. Warto zauważyć, że faryzeusze, chociaż odwoływali się do tradycji religijnej, byli stronnictwem politycznym. Władza saduceuszów, czyli kapłanów, także opierała się na grze politycznej, a nie tylko na ich rekomendacji religijnej. Ale jeszcze raz podkreślę: gdybyśmy jednak tylko "politycznie" chcieli patrzeć na Biblię, byłoby to przekreślenie właściwego jej rozumienia.

Wróćmy więc do saduceuszy i faryzeuszy. Te dwa zasiadające w Sanhedrynie stronnictwa na co dzień ze sobą walczyły. Co sprawiło, że tak się zjednoczyły przeciw Jezusowi?

Jezus był postrzegany jako ktoś, kto niszczy porządek codziennego życia, burzy ustaloną hierarchię ważności. To dlatego tak łatwo w latach 60. XX wieku odwoływano się do Jezusa jako rewolucjonisty. Ale Jezus przychodzi z dobrą nowiną, nie dokonuje politycznego spustoszenia i zniszczenia świata, który zastaje, bo to nie jest jego celem! Przychodzi z propozycją czegoś nowego, innego i lepszego, także dla człowieka, który żyje w określonej rzeczywistości. W tym wymiarze rzeczywiście dokonał rewolucji w myśleniu. Ale ludzie, z którymi się spotykał, poza grupą jego uczniów, nie byli nawet w stanie zrozumieć wyjątkowości jego przesłania.

Był taki moment, że apostołowie otarli się o możliwość działania zbrojnego. W Ogrodzie Oliwnym Piotr wyciąga miecz w obronie Jezusa i odcina ucho jednemu z ludzi, którzy przyszli aresztować Jezusa. Jezus wtedy ostro interweniuje. Czy to był ważny moment, chwila, która mogła przesądzić o charakterze ruchu stworzonego przez Jezusa?

Jeśli zestawimy funkcjonującą w tym obszarze świata zasadę "oko za oko, ząb za ząb" z zasadą nadstawienia drugiego policzka, zdarzenie w Ogrodzie Oliwnym jest konsekwencją tego, co Jezus mówił wcześniej. Władza Jezusa nie opiera się na mieczu, na zwycięstwie odniesionym siłą. Ona dotyka serca człowieka i jego umysłu, a to najczęściej nie przekłada się na sukces militarny. Dlatego tamte słowa Jezusa nie były tylko doraźną próbą uspokojenia sytuacji, ale były sygnałem, który Jezus zostawił swoim wyznawcom. Mieczem nie zwojujesz niczego - to jest ten element nauki Jezusa, który przez następne dwa tysiące lat bywał czasami zapominany.
To jest przesłanie Jezusa. Ale patrząc na gotowość Piotra do walki...

Nie! Myślę, że Piotr po prostu zareagował emocjonalnie. Było zagrożenie, więc wykonał naturalny odruch obronny. Ale jestem przekonany, że nie był to przejaw żywionej przez niego wizji jakiejś rewolucji pod przywództwem Jezusa. W czasach dzieciństwa Jezusa doszło do buntu zelotów, krwawo stłumionego przez Rzymian. Czy to mogło mieć wpływ na propagowanie przez niego pokojowych metod upowszechniania wizji Królestwa Bożego? Jezus bardzo podkreślał, że przyszedł po to, żeby przynieść dobrą nowinę o zbawieniu i uwolnić człowieka w wymiarze religijnym i duchowym, a nie w wymiarze politycznym. Nigdzie nie znajdziemy momentu, w którym Jezus podważa porządek polityczny. Co więcej, kiedy pada ze strony Piotra pytanie o płacenie podatków, Jezus mówi, że należy oddać cesarzowi co cesarskie, a Bogu - co boskie.

Większa część działalności Jezusa przypada na Galileę, wjazd do Jerozolimy zostawia na sam koniec. Czy jest w tym jakiś element strategii? Zdobyć popularność na prowincji, a następnie podbić stolicę?

Trzeba popatrzeć na to inaczej. Jerozolima była siedzibą władz, ale też miejscem, gdzie prowadzono różne rozgrywki polityczne i religijne. Tam ciągle objawiali się jacyś Mesjasze z różnymi wizjami, także za życia Jezusa. Jezus przychodzi do Jerozolimy, ponieważ jest to centrum świata żydowskiego. Nie mógł się tam nie pojawić. Ale nie sądzę, żeby to był j rodzaj strategii.

Mówimy o tym, czego Jezus nauczał. Ale uczniowie i ludzie, z którym się stykał, mogli mieć inne oczekiwania i inaczej rozumieć to, z czym przychodzi. I nie byłoby chyba w tym nic dziwnego?

Tak. Na samym początku uczniowie tak naprawdę nie rozumieją tego, co się ma wydarzyć. Traktują go jako kolejnego nauczyciela, bo Jezus budzi wielkie zainteresowanie. Zanalizujmy przemienienie Jezusa. Zabiera ze sobą tylko trzech apostołów - Piotra, Jana i Jakuba. Ale nawet ci trzej są zaszokowani, nie do końca wiedzą co się stało, choć są świadkami przemienienia. Kiedy ktoś narzeka na swojego proboszcza czy katechetę, że jest taki czy siaki, myślę sobie: apostołowie mieli najlepszego "katechetę" i najlepszego "proboszcza", jakiego można sobie wyobrazić, ale też nie zapewniło to w stu procentach skuteczności nauczania i akceptacji. Człowiek często zamyka się w dosłownym patrzeniu tylko oczami. W przypadku Jezusa dopiero jego męka i śmierć sprawiły, że wszystko co się w głowach apostołów gromadziło, nabrało nowego znaczenia. Śmiem twierdzić, że do momentu pojmania Jezusa, jego męki, śmierci, apostołowie nie do końca umieli sobie to wszystkiego poukładać. Myśleli w szablonach religii żydowskiej, w kategoriach czysto ludzkich, a nawet politycznych. Potem się to nagle zmieniło.

Czy Jezus nie mógł sobie zbudować silniejszej struktury? Miał 72 uczniów, spośród których najbliższa grupa liczyła 12 apostołów i to wszystko.

To nie była taka mała grupa jak pan mówi. Za Jezusem chodziła rzesza ludzi. Jezus uzyskał dość duże "przełożenie" na ówczesną świadomość. Historia zweryfikowała, czy była potrzeba tworzenia większej i lepiej zorganizowanej grupy. 72 uczniów, 12 apostołów oraz kilkaset osób, które Jezusowi towarzyszyły (mówi o tym św. Paweł) wystarczyło, aby stworzyć podwaliny wspólnoty Kościoła. Myślę, że to także jest przekaz ze strony Jezusa - wystarczy mała grupa, która pokłada wiarę w prawdzie, aby stworzyć zaczyn.

Gdy Jezus wjeżdża do Jerozolimy, witają go tłumy. Wkrótce ten sam tłum przed pałacem Piłata żąda uwolnienia Bara-basza i ukrzyżowania Jezusa. Nietrwałe było masowe poparcie dla Jezusa.

Moim zdaniem to jest najlepszy dowód potwierdzający, jak bardzo Dobra Nowina rozmijała się z oczekiwaniami współczesnych Jezusowi Żydów. Ludzie wtedy nie czekali na dobrą nowinę i prawdę o zbawieniu. Czekali na kolejnego lidera, który ma zrealizować ich cele, ich wizje. Kiedy nagle się okazało, że ta wizja, którą niesie Jezus jest zupełnie inna od tej, którą mają faryzeusze czy środowiska liderów opinii, nagle następuje ostry skręt. To ma zresztą wydźwięk nieoczekiwanie współczesny. Tłum cię może wynieść na swoich ramionach i bardzo szybko zatłuc pięściami. Jeśli nie idziesz z tym tłumem, jeśli idziesz pod prąd, możesz bardzo szybko z uwielbianego stać się znienawidzonym. To właśnie spotkało Jezusa.

W latach 60. i 70. ubiegłego wieku, w Ameryce Łacińskiej Jezus zaczął być postrzegany jako wzór polityka rewolucjonisty, który walczy z niesprawiedliwością społeczną. Teologia wyzwolenia, wizerunki Jezusa z karabinem na ramieniu... W ten ruch włączyło się wtedy wielu tamtejszych księży.

Teologia wyzwolenia i Jezus rewolucjonista to jednak coś innego. Jezus rewolucjonista był często obrazkiem popkulturowym. Natomiast teologia wyzwolenia była formą realizacji ideałów chrześcijaństwa w wymiarze politycznym, która wystąpiła głównie w Ameryce Łacińskiej w latach 70. i 80. Spotkała się z krytyką i potępieniem Watykanu, ponieważ zakładała walkę zbrojną i grę polityczną w celu zbudowania Królestwa Bożego na ziemi, ale według modeli politycznych, opartych na siłach, które często chrześcijaństwo przekreślały, jak marksizm. Kto chce budować Królestwo Boże, opierając się na rozwiązaniach politycznych, na partiach politycznych, jest skazany na porażkę. Rzadko się o tym mówi, ale papież Jan Paweł II popierał zaangażowanie duchownych w ruch Solidarności w Polsce tylko z jednego powodu - chodziło o obronę godności człowieka, a nie o powody polityczne. Kiedy ten czas się skończył, przyszedł stanowczy nakaz, że księża nie mogą budować rzeczywistości religijnej poprzez mechanizmy polityczne, niezależnie od tego czy chodzi o Polskę, Amerykę Łacińską, czy jeszcze jakiś inny rejon świata. Ten przekaz Chrystusa jest dziś równie czytelny, jak dwa tysiące lat temu.

Chociaż wydaje się, że nie wszyscy ludzie Kościoła o tym pamiętają.

A czasem wydaje się, że nie wszyscy ludzie Kościoła chcą o tym pamiętać.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki