18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ktoś ukradł psa. Zrozpaczone dzieci czekają na ukochaną Sisi [ZDJĘCIA]

mek
Suczka Sisi - mieszaniec rasy Cavalier - została zabrana sprzed Tesco na Bałutach. Właścicielka psa i jej zrozpaczone dzieci czekają na jakiekolwiek informacje o zaginionym czworonogu.

- Sisi boi się starszych ludzi - pisze właścicielka psa. - Ma biały krawat i brzuszek i najsłodsze oczy świata. Każdego kto widział mojego psa, lub wie gdzie może przebywać proszę o kontakt. Pies był uwiązany na czerwonej smyczy na trawniku obok parkingu. Czekają na niego zrozpaczone dzieci.

Każdy posiadający informacje o zaginionym psie proszony jest o kontakt pod numerami telefonu: 502 172 233 lub 502 499 132.

Czytelniczka napisała do nas naprawdę wzruszający list z wołaniem o pomoc:

Wigilia Bożego Narodzenia kojarzy się z bliskością i prezentami. W tym roku ktoś, kto zupełnie mnie nie zna postanowił, że zamiast dostania prezentu, stracę kogoś bardzo bliskiego – ukochanego psa. Z resztą nie chodzi tylko o mnie…

Moje dzieci trafiły do mnie gdy miały po kilka lat. Wcześniej miały innych rodziców. Długo przeżywały stratę. Pierwszym plasterkiem na zranione serduszka był kot. Widziałam jak dzień po dniu uczy córkę dawać i przyjmować miłość. Na wymarzonego przez syna psa czekaliśmy dłużej, bo jako samotna, pracująca mama obawiałam się, że nie podołam obowiązkom. W końcu uznałam, że syn jest na tyle duży, by zajmować się psem. Kupiliśmy Sisi. Skrupulatnie dobieraliśmy rasę, do trybu życia naszej rodzinki. Wybraliśmy Cavalierka. W miarę dorastania okazało się, że w naszym Cavalierku odzywają się też cechy innych ras, ale to nie miało znaczenia, bo wszyscy pokochaliśmy tą rudą łobuziarę. Syn szeptał jej na ucho wszystkie swoje bolączki, zasypiał z buzią wtuloną w miękki brzuszek, a ja lubiłam gdy kładła mi pysk na kolanach i domagała się pieszczot. Podróżowała z nami wszędzie. Biegała za dziećmi po zimowym stoku i szalała w piasku na plaży. To niesamowite jak bardzo wypełniła nasze życie i jak pusto jest bez klapania jej łapek po kafelkach w przedpokoju.

Nie jestem super zorganizowana. Nie ma się czym chwalić, ale ostatnie sprawunki przedświąteczne zostawiłam sobie na 24 grudnia. Wzięłam urlop w pracy, ale i tak trudno było zdążyć ze wszystkim. Było już pół do drugiej gdy dojechałam pod Tesco przy Pojezierskiej. Miałam już upatrzony prezent. Przywiązałam psa do drzewa koło samochodu na trawniku i weszłam do sklepu. Często zabierałam Sisi ze sobą jadąc po zakupy, albo w odwiedziny do znajomych. To bardzo grzeczny psiak. Słucha się i pilnuje. Rzadko nawet zapinam ją na smycz. Nie ma takiej potrzeby. Nigdy się nie oddala. Boi się tylko starszych ludzi. Nie wiem czemu. Może gdy była szczeniakiem, jakiś starszy człowiek ją skrzywdził? Do dziś pozostało jej obszczekiwanie ludźmi z laską i ucieczka na widok siwizny. Czasem zostawiałam Sisi w aucie wchodząc do sklepu, ale tego dnia towarzyszyła mi już długo. Spędziła w trasie ponad godzinę, a dzień był dość ciepły, stąd pomysł, żeby zostawić ją na powietrzu.

Kolejka przy kasie posuwała się wolno, ale nie była przerażająco długa. Całość zakupów zajęła mi może ze 20 minut, do pół godziny. Nie potrafię opisać wszystkich myśli, które przebiegły przez moją głowę, gdy zobaczyłam, że psa nie ma w miejscu, w którym go zostawiłam. Zaskoczenie, niedowierzanie, w końcu złość, żal i smutek. Jacyś ludzie opowiadali, że widzieli kobietę, która odczepiła psa, bo tłumaczyła, że ten marznie. Pełna wiary biegałam po parkingu sądząc, że mała zaraz się odnajdzie. Potem objechałam samochodem okoliczne przystanki autobusowe i tramwajowe. W końcu wróciłam Tesco, obeszłam pobliskie sklepy i dowiedziałam się, że ktoś zgłosił się z moim psem do sklepu dla zwierząt. Zazwyczaj jestem opanowana, ale w tamtym sklepie nie potrafiłam wykrztusić pytania. Stałam taka rozmazana, a przemiły właściciel sklepu klarował mi, że pani nie zostawiła numeru telefonu.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Starałam się jak najspokojniej opowiedzieć synowi co zaszło, co drugie słowo dodając, że NA PEWNO się odnajdzie. Płakał strasznie. Gdyby ten, kto odwiązał mojego psa widział te drgające od płaczu plecki, trzy razy by pomyślał, czy zabrać sunię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki