Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Avengers: Wojna bez granic - Jeden na wszystkich, wszyscy na jednego [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Disney
Musiało do tego dojść. Po przeszło dekadzie wprowadzania na ekran kolejnych superbohaterów z uniwersum Marvela, należało oczekiwać znalezienia dla nich na tyle potężnego przeciwnika, by musieli stanąć ramię w ramię w jednej produkcji. Z przeciwnikiem się udało.

Czy sklepy są czynne w niedzielę
Czarny charakter, zmuszający Avengersów i ich kumpli do zjednoczenia, to brutal jak się patrzy. Potężny (także gabarytowo) Thanos ma bowiem rozmach: w imię ustanowienia równowagi zbiera rozsiane w makrokosmosie Kamienie Nieskończoności, zamierzając przy ich pomocy unicestwić połowę każdego gatunku istot zamieszkujących wszechświat. Eksterminacja pięćdziesięciu procent populacji kosmosu jest dla niego nie tyle kaprysem dążącego do władzy tyrana, co podpartą ideą zbawienia zmierzającego ku zagładzie świata ciężką pracą, po której z satysfakcją odpocznie. Thanos jest postacią zdeterminowaną, ale przy tym wewnętrznie pękniętą, skrywającą pod górą mięśni przeszłość i osobiste konflikty, zarazem przejętą misją, w imię której jest gotowy poświęcić ostatnie drgnienia serca. To solidna, interesująca konstrukcja, dająca możliwość przeciwstawienia jej całej gamy postaw i charakterów superbohaterów.

W sztuce demokracji nie ma, zatem przedstawiciele drużyny dobrych z różną intensywnością pojawiają się na ekranie, łączy niemal wszystkich jednak swego rodzaju znużenie złożonym na ich barki posłannictwem. Iron Man chętnie wskoczyłby w kapcie, w dodatku nie ma chęci godzić się z zarośniętym obecnie Kapitanem Ameryką. Bruce Banner/Hulk ma trudności z obudzeniem swej czarnej, a raczej zielonej strony. Groot dorósł, Peter Quill pozostał beznadziejnie irytujący, Rocket kręci, Dr Strange jest sztywniakiem. Jedynie Spider-Man nie kryje niepohamowanego entuzjazmu. I to rzecz jasna nie koniec, bo co sekwencja, na plac boju wkracza kolejna postać z komiksowych serii. W tym gronie najciekawsze partie do rozegrania dostali zaś Thor oraz Gamora i Nebula, prezentując rozmaite sposoby „pielęgnowania” rodzinnych relacji.

Zadanie zapanowania nad tak potężną armią wyrazistych postaci mogło skończyć się chaosem i katastrofą, dlatego reżyserujący przedsięwzięcie bracia Russo wybrali rozwiązanie sprawdzone i na marvelowskich widzach wypróbowane. Niejednoznaczności, ciemności i psychologii tu tylko tyle, by zawiązać akcję, a następnie panowie dociskają tempo, goniąc od sceny walki do łomotu, rozświetlając rękoczyny i sekwencje batalistyczne eksplozjami na miarę wszechświata, podszytymi złośliwościami żartami i dopracowanym w detalach wizualnym przepychem. Z regułami logiki nie wszystko się tu zgadza; gdy herosi zaczynają ze sobą rozmawiać, czyniąc sobie wyznania i gotując się na rozmaite poświęcenia przydałyby się silne dawki kawy; trudno również wprowadzić się w stan napięcia przy braku niespodziewanych zwrotów akcji, lecz pokazane jest to ze szczerą miłością do gatunku i niepospolitą swadą. Szczególnie atrakcyjną okazuje się kulminacyjna bitwa w Wakandzie, przedstawiona z różnych punktów widzenia i poziomów – z ziemi i powietrza, efektownie zbierając składające się na nią potyczki w wir i moc walki setek wojowników. Bracia Russo i wspomagający ich scenarzyści nie popisali się uchem do dialogów, sens nieczęsto przebija się przez fajerwerki efektów, jednak zasada: więcej, drożej i bardziej oszałamiająco niż dotychczas wypełniona została jak należy.

Fani komiksowych superprodukcji będą mieli mnóstwo radości z wydobywania drobiazgów i cytatów z drugiego planu, nawiązań do popkultury różnych epok czy spotkań z kolejnymi postaciami bogatej rzeczywistości Marvela. Nie oznacza to jednak, że kinomani nie znający wcześniejszych produkcji cyklu (nie mówiąc o komiksach) zagubią się w bogactwie zdarzeń i osobowości. „Wojna bez granic” skrojona jest tak, by żaden z widzów nie poczuł się wykluczony i równie dobrze bawili się ci, co policzyli wszystkie włosy w sierści Rocketa Raccoona, jak i gapie nie mający pojęcia, dlaczego blond Wdowa jest Czarna. Pod warunkiem, iż nie oczekują w każdym filmie odcisku „Siódmej pieczęci”...

W tym popisie dekoracyjności największym zaskoczeniem staje się wyciszony, wielopłaszczyznowy, zagadkowy, narysowany w niemal poetyckiej konwencji finał. Dający pole do swobodnych interpretacji, podany z użyciem przejmującego filmowego języka i otwierający drzwi do bezpośredniej kontynuacji „Wojny...”. Bo przecież nim tak się stanie, zobaczymy kilka produkcji z innymi wątkami i poszczególnymi bohaterami.

Superbohaterowie Marvela już w dziewiętnastu filmach skutecznie bronią Ziemię przed zagrożeniami z kosmosu. Ciekawe, czy poradziliby sobie również z ludźmi i ich pomysłami na samoniszczenie...

Avengers: Wojna bez granic USA sci-fi, reż. Anthony i Joe Russo, wyst. Robert Downey Jr., Josh Brolin, Chris Evans
★★★★☆☆

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki