Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Julieta” Pedro Almodóvara [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Nowy film w reżyserii hiszpańskiego mistrza Pedro Almodóvara, „Julieta”, już na ekranach kin. Poruszająca, intymna historia opowiedziana z olbrzymią wrażliwością i wyczuciem detalu.

Legendarny żeński pierwiastek, który każdą płeć ma przepełniać darem wrażliwości, empatii i umiejętnością pochylania się z troską nad kłopotami przyjaciółki, Pedro Almodóvar nie tylko posiadł i zrozumiał w sposób oszałamiający, ale uczynił z niego filmowy fetysz oraz artystyczny, uniwersalny, przejmujący przekaz. Ponad płciową mądrością potrafi dotknąć oglądającemu/oglądającej emocji bardzo bliskich lub wstydliwie odsuwanych. Te wszystkie kobiety Almodóvara (czasem w różnych ciałach) są fascynujące, mężczyźni jedynie przemazują się przez ekran, istnieją, podejmując kobiecą energię lub pozostając obok. W „Juliecie”, odłożywszy tak przez siebie ostatnio lubiane groteskę i bzika, do subtelnej intymności, udręki i potęgi kobiecości dołożył nostalgię.

Pedro Almodóvar swoim najnowszym filmem (zainspirowanym opowiadaniami Alice Munro) przypomniał się takim, jakim większość jego fanów lubi go chyba najbardziej. To druh i znawca pokomplikowanych pań (wszystkich zatem) oraz opowiadacz historii spod znaku „Kobiet na skraju załamania nerwowego” i „Wszystkiego o mojej matce” (choć zdecydowanie bez znanego z dawniejszych tytułów łamania dramatu żartem). Tym razem zabiera nas do wewnętrznego świata Juliety, kobiety dojrzałej, która pewnego dnia decyduje się spisać spowiedź ze swojego dotychczasowego życia nie widzianej od kilkunastu lat córce, Antíi. Julieta wyznaje, a my się temu w retrospekcjach przyglądamy, reżyser zaś krok za krokiem, emocja za emocją (ale bez szantażu) ujawnia kolejne informacje oraz drąży w nas ścieżkę do współodczuwania, lecz i niepokoju o własny porządek. Impulsem do dramatycznych wspomnień Juliety - która zdając się już pogodzoną z losem, postanowiła opuścić Madryt i wyjechać ze swoim mężczyzną do Portugalii - było niespodziewane spotkanie z dawną przyjaciółką córki. Dziewczyna tylko wspomniała o równie niezaplanowanym spotkaniu z Antíą i to wystarczyło, by cała konstrukcja zapominania i rozgrzeszania rozsypała się w proch. „Gdy narkoman po latach abstynencji wraca do nałogu, to od razu spada na dno” - zapisuje Julieta. Obwinianie siebie i innych okazuje się relacją mającą wymiar i ból nieskończoności.

Almodóvar ma w dorobku filmy lepsze, bardziej zajmujące, ale „ręki” mistrza nie zatracił. „Julieta” jest z wybitną precyzją i olbrzymią wrażliwością opowiedziana; ma perfekcyjną niczym ciało przywoływanej tu nimfy Kalipso konstrukcję. Niemal w każdej scenie do głosu dochodzą charakterystyczne dla Almodóvara wyczucie detalu, czarująca gra kolorem, znakiem. No i przede wszystkim dostajemy świetnie i wielowarstwowo zbudowane postaci. Gdzie nasza wiedza na ich temat oraz etapów ich życia wzbogacana jest np. dopracowaną w szczegółach zmianą sposobu ubierania się głównej bohaterki. A torba, w zależności od tego, co się w niej znajduje (czy też jest pusta), nabiera znaczeń symbolicznych.

Mistrz popisowo rozprawia się również z czasem, koniecznością przenoszenia widza w różne okresy istnienia swoich bohaterów. Scena zaś przejścia z młodości w dojrzałość - kiedy to jedna aktorka zastępuje drugą w przedstawianiu tej samej postaci - obrazująca przepływ czasu między palcami, gdy trwamy w rozpaczy, a rozegrana z użyciem kąpielowego ręcznika jest majstersztykiem.

Filmowy geniusz Hiszpana objawia się i w idealnym doborze aktorek. Adriana Ugarte jako młoda Julieta jest zjawisko piękna, naturalnie bliska i czysta, a zarazem cudownie pewna, że przyszłość może być wspaniała. Wcielająca się w dorosłą Julietę Emma Suárez wydaje się oczywistą konsekwencją swej poprzedniczki, noszącą w sobie stłamszone cierpienie i niepospolitą melancholię. Znalazło się też miejsce dla zmysłowej Inmy Cuesty w roli rzeźbiarki Avy i demonicznej Rossy de Palmy jako gospodyni Marian. A przecież to tylko część pojawiających się na ekranie wyjątkowych, wyśmienicie namalowanych kobiet...

Za ponad dwadzieścia dni 67-letni artysta - można odnieść wrażenie - na chwilę się zatrzymał, potraktował upływ czasu śmiertelnie poważnie (ale, oby w jak najdłuższym życiu i pracy, na pewno jeszcze zaszaleje i zaskoczy). Spojrzał na naszą nieumiejętność radzenia sobie z poczuciem (zasłużonej lub nie) winy. Na zabierającą oddech potrzebę bliskości; na własne lęki i niespełnienia utrudniające dostrzeżenie prawdy o innych. Na porażające konsekwencje niewypowiedzenia. Almodóvar potrafi tym dotknąć. I niech ciągle wobec problemów, które niejeden mężczyzna zaczął by po kwadransie rozwiązywać (wyobrażacie sobie, iż przez kilkanaście lat nie wiecie, gdzie przebywa wasze dziecko, nie rozmontowując dla jego odnalezienia całego świata?), pochyla się z kobiecą czułością, by je wysłuchać, dać się komuś wygadać. A potem nam o nich opowiada.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 22-28 sierpnia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki