Błyskawice siekają, gdy w czerwonym prochowcu porucznika Colombo w drzwiach pokoju Nonny (Anna Sandwicz), nowo przyjętej do teatru aktoreczki, staje niemłoda już żona dyrektora, Ałła (Agnieszka Żulewska). Od słownej perswazji przechodzi do czynów, byle pozbyć się romansującej z jej mężem "gąski" i wtedy w łóżku dziewczyny odnajduje dyrektora artystycznego, Fiodora (Jan Marcinkowski). Fiodor chce żenić się z Nonną, ale dowiaduje się o jej romansie z Wasilijem (Piotr Jęczara). Nonna, która widzi w sobie powód wszelkiego nieszczęścia, paplając jakieś natchnione androny, idzie się topić w Wołdze. Ałłę w rodzinnej tragedii pociesza Diana (Oriana Soika), przyjaciółka i aktorka, eksżona Fiodora, która wcześniej o romansie Wasilija wiedziała. Ałla nie będzie więc i jej szczędzić razów. Szybko dowiadujemy się kto z kim, dlaczego i jak długo. Wszyscy się wzajemnie ranią i pocieszają. Nie ma nikogo, kto miałby szczere intencje. Ale aktorzy teatrzyku nawet wobec własnych tragedii nie potrafią być sobą. Przesiąknięci kwestiami postaci, które kiedyś grali, popadają w egzaltowane, bełkotliwe monologi.
Gorzka komedia Kolady jest tak naprawdę goryczy pozbawiona. O rozterkach aktorów opowiada z tragifarsowym zacięciem. Suchy dokumentalizm zastąpiono slap-stickowym blichtrem. Na długo w pamięci pozostanie Ałła, której energia językowa zwielokrotniona niskim tonem głosu Żulewskiej, napędza spektakl. Jest jak nakarmiona trotylem, którą postawiono przy ognisku i czekano czym wybuchnie: szyderczym śmiechem, czy nieutuloną rozpaczą. To bezustanne lawirowanie między skrajnościami ogląda się z zadowoleniem, o wspólnym z Dianą, niezrównanym, wariackim duecie nawiedzonych fanek Ałły Pugaczowej nie wspominając! Płeć niepiękna także aktorsko zdaje się być zdominowana. Rozczochrany, zahukany przez żonę Wasilij i Fiodor, też nie mniejszy dzieciuch, który boleśnie zaczyna odczuwać swe nieudane życie, nie porywają, ale i nie rażą zbytnio. Jest jeszcze jeden aktor: fotel-samograj. Mebel niemiłosiernie rzępoli potworki Pugaczowej i cały tragizm szlag bierze!
Gdzie jest ustanowiony cudzysłów? Publiczność wita i na spektakl zaprasza Wasilij, przekrzykując wyjącą z tranzystorowego telewizora radziecką pieśniarkę. Do Fiodora-Marcinkowskiego koleżanki z roku mówią per "stary capie". Gdy w finale Diana skiksuje w czasie próby do "Wiśniowego sadu", zapalają się reflektory, znika kurtyna i jak w finale "Transatlantyku" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, artyści w gwarze żartują z siebie. Bo i nie o badanie dna rosyjskiej duszy tu chodzi. Jak się tego podjąć, gdy od śmiechu boki bolą?
"Gąska" to przede wszystkim zabawa aktorskim rzemiosłem i cieszy swoboda, z jaką przychodzi ona studentom "filmówki". Używają tekstu, by powiedzieć o sobie, jako o przyszłych utalentowanych aktorach, w przypadku których nie może sprawdzić się scenariusz Kolady. Prawo do takiej buty daje im "Gąska", którą potwierdzają, że Studyjny, póki co, w tym sezonie to najciekawsza łódzka scena dramatyczna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?