Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr Muzyczny w Łodzi: ''Powróćmy jak za dawnych lat'' - recenzja

Łukasz Kaczyński
Lekkość, radość i ''Sex appeal'':  Małgorzata Kustosik, Emilia Klimczak i Sylwia Strugińska
Lekkość, radość i ''Sex appeal'': Małgorzata Kustosik, Emilia Klimczak i Sylwia Strugińska Paweł Wojtaszek
Miłą tradycją stały się już w Teatrze Muzycznym tematyczne koncerty, przygotowywane niejako z myślą o kalendarzowych okresach świątecznych.

Był wieczór kolęd, romantyczne duety operetkowe. W sobotę sezon zainaugurowało widowisko muzyczne ''Powróćmy jak za dawnych lat'', które na sylwestrowo-karanawałową nutę odkurza międzywojenne szlagiery.

Podejmowanie tych tang i fokstrotów ma sens, gdy osobowość muzyczna wykonawcy może zdominować ich prostą formę. Strawne stają się wtedy takie ''cudeńka'' jak ''Nasza jest noc'' z tekstem Juliana Tuwima i pamiętnymi rymami ''Innym dał los/Pieniędzy trzos''. Konwencja ''Powróćmy jak...'' to wypadkowa programów dawnych kabaretów i śpiewogry z wyraźną operetkową manierą (piosenki wpleciono w fabułę zbudowaną na skeczach z udziałem legendarnego Franza Fiszera - w tej roli hałaśliwie rubaszny Janusz Skoneczny). Być może dlatego nie zawsze owe sceniczne indywidualności mogły być należycie zarysowane, co nie zmienia faktu, iż dzięki zbiorowej pracy solistów Teatru Muzycznego z wdziękiem ożywają takie estradowe ''trupki'' jak ''Ach, Ludwiko''.

Uznanie należy się kierownikowi muzycznemu Tomaszowi Chmielowi. Zaaranżowane z dużym poczuciem formy i rozpisane na orkiestrę Teatru Muzycznego melodie we wnętrzach Pałacu Poznańskiego brzmią, rzekłbym, ekskluzywnie. Brak w Sali Lustrzanej typowej sceny pozwala na interakcję z widzami, a otrzymując bubliczka z rąk wytwornej sopranistki Agnieszki Gabrysiak naprawdę można pojąć istotę popularności ówczesnego kabaretu.

Wyraziście zaprezentowały się też Sylwia Strugińska (''Ja się boję sama spać'') i Emila Klimczak (''Ada, to nie wypada'', ''Ta mała piła dziś''), oddając istotę scenicznego emploi niesfornej Zuli Pogorzelskiej. Wśród mężczyzn wyróżnić trzeba Tomasza Raka. Cechuje go elegancki gest, właściwy amantom spod znaku Jeremiego Przybory, a właśnie niewymuszona elegancja, a nie operetkowa sztywność określają charakter widowiska. Cóż jednak znaczy młodość przy doświadczeniu. Zbigniew Macias deklasuje wszystkich wykonując ''To ostatnia niedziela'' Mieczysława Fogga.

Dlaczego jednak aktorzy obwąchują plastykowe róże skoro na stół podano prawdziwe winogrona, a Gazeciarz (Piotr Kowalczyk) sprzedaje świeżutki ''Dziennik Łódzki'' skoro akcja dzieje się w stołęcznej kawiarni? Nie wiem. Przede wszystkim szkoda, że podczas popisów solistów drugi plan całkowicie zamiera. Kelner (Maciej Markowski) całkiem zmienia się w woskową figurę. Ileż wnosi tu niepozorne wybijanie rytmu przez Oficera (Andrzej Fogiel)! To jednak za mało.

Ale i tak radość i lekkość tego jeszcze przez jakiś czas ''wędrownego'' zespołu ogląda się z przyjemnością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki