Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek małpie wilkiem - Recenzja

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
W „Wojnie o planetę małp” historia przedstawiona jest z punktu widzenia małp i to im właśnie widz kibicuje. Twórcy zrobili to przy tym z powagą, pełnym zrozumieniem i humanizmem
W „Wojnie o planetę małp” historia przedstawiona jest z punktu widzenia małp i to im właśnie widz kibicuje. Twórcy zrobili to przy tym z powagą, pełnym zrozumieniem i humanizmem imperial - cinepix
Na ekrany kin wszedł film science-fiction „Wojna o planetę małp” w reżyserii Matta Reevesa. Świetnie zrealizowana, efektowna produkcja ze znakomicie dopracowanymi bohaterami

Pochodzimy od małpy? Istnieje taka szeroko uznawana teoria. Cykl filmów o planecie zdominowanej przez małpy (począwszy od pierwszego obrazu z 1968 roku), wyłuszcza jak blisko obu gatunkom - ludziom i małpom - do siebie, również w tym, co najgorsze. A takie upodobnienie musi skończyć się rywalizacją i wojną. Film wieńczący najnowszą, nadzwyczaj efektowną trylogię o planecie małp, jest już wojną totalną, z bitwą ostateczną, decydującą o losie globu. Czy katastrofa może się przeistoczyć we współistnienie?

Ponieważ wszystko, co jesteśmy w stanie wymyślić jest podobne do tego, co już znamy, także „Wojnę o planetę małp” możemy odnieść do licznych elementów współczesności. W filmie Matta Reevesa mieszczą się tropy od ekologicznego apelu po szekspirowskie rozdarcie między satysfakcją jednostki a dobrem ogółu. Można wspólnie z realizatorami pozastanawiać się nad ludzką potrzebą podporządkowania sobie świata i naszą interpretacją boskich przekazów, które jakoby mają nas ku temu nakłaniać. Można przywołać zatrwożenie wywoływane przez inność i trudności z akceptacją odmienności. A także wagę dylematu: zaspokajać żądania zamkniętego w swoich ograniczeniach i stereotypach ludu czy działając im wbrew szukać dróg rozwoju? Lub uznać, że rozwój nie istnieje, a constans jest najlepszym z możliwych rozwiązań. Można również uznać, że ewolucja to droga do stworzenia na tyle agresywnego istnienia, iż będzie ono dążyło ku samozagładzie.

Zezwierzęcenie człowieka powoduje, że małpy stają się coraz bardziej ludzkie

Z dobrze pomyślanego i trafnie skrojonego finału najnowszej „małpiej” trylogii każdy może wyłuskać to, co będzie mu najbliższe. Ale przede wszystkim jest to znakomite, letnie kino rozrywkowe, być może nawet najlepszy blockbuster tego roku. Twórcy zgotowali nam fenomenalne widowisko, przepełnione efektami specjalnymi, chociaż bez nachalności; z małpami wyglądającymi jak żywe, tak silnie oddziałującymi na techniczną stronę sztuki filmowej, jak niegdyś pojawienie się dinozaurów w filmie Spielberga. I co ważne, tym razem możliwości przeniesienia na ekran szaleństw wyobraźni nie przysłoniły treści, nie zdemolowały opowieści, nie sprowadziły jej jedynie do pretekstu dla wykazania się specjalistów od komputerów, co było przypadłością wielu głośnych, złożonych z efektów produkcji (z „gwiezdnowojenną” trylogią Lucasa z lat 1999-2005 na czele).

Opowieść ma tu moc połączenia dramatu społecznego z widowiskiem wojennym. Cezar i jego małpy uwikłane zostają w zbrojny konflikt z armią ludzi, na czele której stoi bezwzględny pułkownik. Małpy ponoszą straszliwe straty, podczas gdy Cezar zmaga się z mrocznymi instynktami i wyrusza w drogę, by pomścić swych pobratymców. Gdy Cezar i pułkownik stają twarzą w twarz, dochodzi do wyśmienicie sfilmowanej spektakularnej bitwy. Bez trudu można się wciągnąć w narrację, zachwycać dbałością o szczegóły, poddać wizualnej i psychologicznej efektowności bohaterów. Nie można się przyczepić, do konstrukcji, nie próbuje nas się tu w sposób siłowy ani rozśmieszać, ani wzruszać. Film trzyma się schematu i może napięcie poniosłoby kilka autentycznych zaskoczeń, ale w swoim gatunku to pierwszorzędna zabawa.

W przypadku roli realizowanej w dużej mierze w komputerze, ukrytej za cyfrową technologią oraz charakteryzacją często trudno mówić o kreacji, precyzyjnie wyliczyć, ile w niej aktora, a ile animacji, jednak Andy Serkis jako Cezar jest wyrazisty i przejmujący do cna. Jest oszczędny, nie szarżuje, a jednocześnie niesie w spojrzeniu tyle emocji i przekazu, że by zrozumieć Cezara, nie musi on posługiwać się naszą mową. Demoniczny jak nigdy jest zaś Woody Harrelson w roli pułkownika, wyznającego zasadę, że skoro małpy nie szanują wyższości człowieka, należy je unicestwić. Jednocześnie aktor znakomicie umiejscowił swój występ wśród polityczno-filmowych kontekstów: w jego postaci można się dopatrzyć zarówno lekceważenia dzisiejszego sposobu pojmowania przynależności do elity, jak i hołdu złożonego wielkiemu Marlonowi Brando w roli Kurtza z „Czasu apokalipsy”.

Od „Genezy planety małp” przez „Ewolucję planety małp” małpy dojrzewały dzięki ludziom i obok ludzi, aż w najnowszym filmie to z ich punktu widzenia obserwujemy całą historię i im kibicujemy. Ten zabieg okazuje się w pełni skuteczny i odświeżający całą serię. Twórcy opowiadają przy tym małpią wersję z powagą, pełnym zrozumieniem i humanizmem. Dużo mocniej też niż w poprzednich filmach niuansuje się tu emocje, rozgrywając je przy pomocy zbliżeń, niedopowiedzeń, drobnych gestów.

To człowiek stał się małpie wilkiem. To zezwierzęcenie człowieka powoduje, że małpy stają się coraz bardziej ludzkie. Nawet jeżeli ewoluowaliśmy, to jakoś w „dziką” stronę...

Wojna o planetę małp, USA, sci-fi, reż. Matt Reeves, wyst. Andy Serkis, Woody Harrelson, Steve Zahn | Ocena: 4/6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Człowiek małpie wilkiem - Recenzja - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki