Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Film "Pierwszy śnieg" [RECENZJA ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Dobrze dobrany do roli detektywa Harry’ego Hole’a Michael Fassbender daje swojej postaci tylko tyle, żeby zarysować jej przypadłości, naturę zbudowaną z przeciwieństw i właśnie dlatego jest świetny
Dobrze dobrany do roli detektywa Harry’ego Hole’a Michael Fassbender daje swojej postaci tylko tyle, żeby zarysować jej przypadłości, naturę zbudowaną z przeciwieństw i właśnie dlatego jest świetny United International Pictures
Na ekrany kin wszedł film „Pierwszy śnieg” Tomasa Alfredsona z Michaelem Fassbenderem. To ekranizacja powieści Norwega Jo Nesbø, siódmej z cyklu o detektywie Harrym Hole’u.

Niby wszystko się zgadza. Modny, norweski twórca bestsellerowych thrillerów. Atrakcyjna dla widza obsada z Michaelem Fassbenderem na czele. Do tego śnieżne pejzaże Skandynawii, pokręcone relacje i detektyw chlający wódę, seksualność podszyta perwersją i spektakularne metody uśmiercania. No i zamulone swym osamotnieniem społeczeństwo. Niemal wszystkie te elementy, które sprawiają, iż kryminały z północy tak dobrze się sprzedają. Jednak w tym przypadku na ekranie kompletnie to nie działa.

Wygląda na to, że od pewnego czasu duża część odbiorców kryminałów przestała oczekiwać od nich zagadki, intrygi. Decydujące stały się klimat opowieści, zawiłe osobowości bohaterów. W kinowym „Pierwszym śniegu” kryminalnej łamigłówki już praktycznie nie ma, a rozwikłanie jej namiastki nie zaskakuje, dla widza z intuicją, obeznanego w filmowych schematach wszystko staje się jasne po kwadransie projekcji. Tym bardziej, że to kolejna, sztampowa i niestety tandetna psychologicznie rzecz o seryjnym mordercy, który miał niewdzięczne dzieciństwo, jakich w literaturze i kinematografii było już co niemiara. Zmieniają się jedynie anturaż w jakim dokonywane są zbrodnie i technika zadawania śmierci. Nawet konieczność przeprowadzenia finałowego ryzykownego dialogu o życiu między przestępcą a ścigającym go policjantem pozostaje bezwzględnym wymogiem. Gdybyż jeszcze chociaż zachować napięcie...

Paradoksalnie to zło i zbrodnia mogą wprowadzić ożywienie w zastygłe realia

Ponieważ „Pierwszym śniegiem” wpadamy w sam środek cyklu o detektywie z Oslo, Harrym Hole’u (to ekranizacja siódmej książki serii), bohatera poznajemy w ciągu alkoholowym po ponownym życiowym zakręcie i rozstaniu z ukochaną. Wie, że pomóc mu może nowa sprawa, którą poprowadzi i jak na zamówienie dostaje pocztą kartkę podpisaną przez bałwana. Jest w niej zapowiedź złego czynu - jednocześnie znika młoda żona i matka, po której pozostał jedynie szalik owinięty wokół szyi śnieżnego. Okazuje się, że to nie pierwszy podobny przypadek zaginięcia, wszystkie łączy padający śnieg podczas zdarzenia. W połączeniu starych spraw z nowymi brutalnymi morderstwami pomaga Harry’emu młoda policjantka Katrine. Tropy prowadzą do lokalnych prominentów, z kątów wyłażą zjawy przeszłości, a Harry musi sobie jeszcze poradzić z samym sobą i zobowiązaniami wobec osób, które kocha...

Scenariusz sprowadza się do skleconego naprędce streszczenia powieści, przedstawienia podstawowych faktów, które mają posuwać mozolną akcję i pozwolić przebrnąć widzowi od zabójstwa do poznania mordercy, zatem w oglądaniu filmu nie przeszkadza brak znajomości powieści Nesbø. Co więcej, miłośników jego książek ta zrodzona z trudem ekranizacja chyba rozczaruje, a ci, którzy jeszcze literatury norweskiego pisarza nie czytali, zaczną się zastanawiać, o co ten szum. Realizatorom nie pomogło też pragnienie powkładania jak największej liczby person w dwugodzinny format. Niektóre wątki zatem gubią się w bezkresnej, śnieżnej przestrzeni, innych mogłoby równie dobrze w ogóle nie być. I choć Tomas Alfredson z pomocą operatora Diona Beebe’a zrobił stylowy, dobrze „rozprowadzony” w norweskich krajobrazach i precyzyjnej scenografii film, to nawet dobre pomysły wyjęte z powieści tracą tu energię i siłę wyjątkowości, są pozbawione emocji.

Obronną ręką z tego potoku uproszczeń wychodzi obsada. Dobrze dobrany do roli Hary’ego Hole’a Michael Fassbender skrupulatnie daje swojej postaci tylko tyle, aby zarysować jej przypadłości, rozterki, pragnienia, rozczarowania, naturę zbudowaną z przeciwieństw i właśnie dlatego jest tu świetny. Fani książkowego cyklu będą pewnie długo roztrząsać, że nie tak wyobrażali sobie Katrine (Rebecca Ferguson) i miłość Harry’ego - Rakel (Charlotte Gainsbourg), ale trzeba przyznać, że obie panie zaistniały na ekranie jak należy. Znakomity jest cały drugi plan, z wybijającym się Valem Kilmerem w roli błędnego policjanta Gerta Rafto (o, i to jest postać na własny film!).

Kontrasty działają najsilniej, dlatego prywatne piekła niespełnionych rodzin, nie sprawdzającej się instytucji małżeństwa, buzujące pod skandynawskim chłodem mają być szczególnie odczuwalne. Alfredson próbuje posunąć się jeszcze dalej i pokazać niemal sterylny świat najnowocześniejszych technologii (policjanci nie używają już notesów, tylko wielkich jak PRL-owskie radia dyktafonów, kamer i czytników danych zgromadzonych w archiwach w jednym) pogrążony w beznadziei. To rzeczywistość, w której nie możemy liczyć na geniuszy dedukcji czy herosów broniących nas przed złem. Ba, paradoksalnie to właśnie jedynie zło i zbrodnia mogą wprowadzić ożywienie w zastygłe realia. Zawiedliśmy nie radząc sobie z podstawowymi relacjami. Szkoda tylko, że na wizualne rozprawienie się z pustką Alfredson wybrał tak emocjonujący w założeniu gatunek, jak kryminał.

Pierwszy śnieg, USA/Szwecja/ Wlk. Brytania, kryminał, reż. Tomas Alfredson, wyst. Michael Fassbender | Ocena: 3/6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki