Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komedia „Raz się żyje”: Absurdalny miszmasz niewykorzystanej energii [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Komedia „Raz się żyje”: Absurdalny miszmasz niewykorzystanej energii
Komedia „Raz się żyje”: Absurdalny miszmasz niewykorzystanej energii monolith films
Na ekrany kin wkroczyła amerykańska komedia „Raz się żyje” w reżyserii Nasha Edgertona. Nonsensowna z założenia, ale zbyt beztroska i bezcelowa w wykonaniu.

Istnieje przekonanie, że wszystko do nas wraca: z równą mocą poczynione dobro, jak zło. Inna koncepcja głosi, iż każdy dobry uczynek prędzej czy później zostanie surowo ukarany. Sięgając po przykłady z biografii licznych osób można obalić obie teorie, jednak w kinie podobne rozważania nieźle się sprawdzają. A już szczególnie, gdy realizatorzy postanawiają się nimi zabawić. Jednak w przypadku przekombinowania, karma wraca z podwojoną siłą.

Pomysł na „Raz się żyje” dobrze wygląda w założeniu. Lecz efekt pozostawia bezradnym. Dlaczego znów jest tak źle, skoro tym razem miało być tak dobrze? Jak w życiu, po prostu...

Całość dobrze się zaczyna, bo otrzymujemy bohatera bliskiego większości widzów, choć ci nigdy do tego się nie przyznają. Harold Soyinka ma poukładaną nieszczególną egzystencję, jest idealnie przeciętnym, niczym się wyróżniającym, porządnym mężczyzną, bliskim połowy swojego życia. Ma stabilną (ha, ha) pracę, kochającą (ha, ha, ha) żonę z pieskiem oraz prawdziwego (ha, ha, ha, ha) przyjaciela, który jednocześnie jest jego dbającym nie tylko o swój interes (ha, ha, ha, ha, ha) szefem. Pewnego dnia Harold wyrusza z przełożonymi w podróż służbową do Meksyku, gdzie dowiaduje się o planowanej biznesowej fuzji, która pozbawi go zajęcia, przekręcie finansowym, za którym stoi jego kumpel oraz kochanku, dla którego zostawia go żona. Meksyk to kraj, w którym różne rzeczy mogą się wydarzyć, zatem Harold wpada na pomysł odgryzienia się wszystkim i sfingowania własnego porwania. Ale przecież w oczach grubych ryb jest tylko nieudacznikiem, Meksyk zaś to kraina okrutnych karteli narkotykowych...

Opowieść o przeciętniaku pokazującym wyprostowany środkowy palec korpowładcom i złym kobietom to jedna z najbardziej budujących bajek współczesności. Na tej bazie jednak twórcy „Raz się żyje” spróbowali zbudować absurdalną komedię, zamieniającą się w dramat, opowiedzianą przy tym bardzo serio. To, co zapisane w scenariuszu, „podkręcane” nieustannie podczas przenoszenia na ekran pogrąża się w chaosie i niekonsekwencji, logika umiera jako pierwsza, a łączenie poszczególnych wątków to bałagan knajpianego poranka. Absurd, osadzony w scenariuszowym projekcie produkcji, który miał odrzeć prezentowaną historię z dosłowności i wzmocnić elementy komediowe, niespodziewanie zamienia się w kompletną bzdurę, a film przegrywa od pozbawionego lekkości i finezji oraz wyczucia konwencji użycia „broni”, która miała być jego atutem. Co równie zaskakujące, akcja obfitująca w zwroty akcji (niestety, głównie toporne), pościgi, strzelaniny i eksplozje okazuje się rozwlekła oraz zupełnie nie angażująca. Konstrukcja jest nieskładna, postaci są niefrasobliwie nakreślone, właściwie nawet głównemu bohaterowi trudno kibicować. Do głównej opowieści niechlujnie zostaje doklejona druga – o sympatycznej dziewczynie i kompletnie do niej nie pasującym chłopaku (dobry wstęp, bo przecież ileż jest takich par, z którego znowu nic nie wyniknie) – który próbuje uszczknąć nieco dolarów z międzynarodowego obrotu narkotykami. Lecz „kleju” użyto chyba cokolwiek do innych komponentów, bo aż „kapie” spomiędzy kadrów i nijak nie potrafi sensownie obu światów połączyć.

Magnesem może być obsada, choć i praca aktorów pozostaje zmarnowanym potencjałem. Cieszą niemałe komediowe możliwości Davida Oyelowo, precyzyjna jako bezwzględny potwór jest Charlize Theron. Stereotypowo konstruuje swoją postać Joel Edgerton, nic do zagrania nie dostała Thandie Newton (a że potrafi, widzieliśmy w „Westworld”). Zawsze przyjemnie jest również popatrzeć na Amandę Seyfried, lecz to po prostu niewykorzystana energia.

Nieco inspiracji można odszukać w rozpoznawaniu siebie przez głównego bohatera, przyspieszeniu działań w niekomfortowych okolicznościach. Harold, jak większość z nas, dożyłby pewnie starości unikając ryzyka i uparcie trzymając się konwencji stwarzającej pozór bezpieczeństwa. Jednak nielojalność świata i jego mieszkańców wobec ludzi niezamożnych, a jedynie przyzwoitych oraz rozwój wypadków, kiedy to wykazał się większą dawką szczęścia niż rozumu, dały mu okazję do przewartościowania swojej rzeczywistości. Po raz kolejny się okazuje, że tak sobie ułożyliśmy uwarunkowania, iż życiowy łomot jest najefektywniejszym „kopniakiem” w górę. Tylko czy o to chodziło?

A że, jak się zdaje, wygrywają postawy skrajne, czyli największa szelma i naiwniak, któremu prezenty wpadają w ręce? Na kogoś cały „środek” musi pracować...

Raz się żyje USA komedia, reż. Nash Edgerton, wyst. David Oyelowo, Charlize Theron, Joel Edgerton, Amanda Seyfried, Thandie Newton
★★★☆☆☆

Zobacz skrót najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki