Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Dunkierka" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Na ekrany kin wszedł nowy film w reżyserii Christophera Nolana: dramat wojenny „Dunkierka”. Precyzyjny, świetnie zrealizowany, przejmujący film o wielkiej operacji z czasów II wojny światowej

Film antywojenny - tak zwykło się określać tego rodzaju produkcje, jak „Dunkierka” Christophera Nolana. Ale czyż człowiek o zdrowych zmysłach mógłby robić film prowojenny?

Jednak „antywojenność” (bo nie do końca o pacyfizm tu chodzi) dzieła Nolana wybrzmiewa szczególnie. Reżyser nie stara się bowiem przerazić nas natłokiem naturalistycznych obrazów rozerwanych bombami ciał, przytłoczyć realizacyjnym rozmachem i wielominutowymi sekwencjami bitwy, wstrząsnąć bohaterskimi czynami czy rozpisanym w dialogach wdawaniem się w rozważania o bezsensie wojny i wykorzystywaniu żołnierzy jako armatniego mięsa przez kilkudziesięciu możnych, polityków lub szaleńców (właściwie to jedno i to samo). Choć wszystko to w tym filmie jest, Nolan prowadzi intymną opowieść, wielce poruszającą beznamiętnością desperackich działań pozbawionych już duszy żołnierzy, którzy pragną jedynie (a raczej aż) przeżyć. Wszystko to zaś na tle klęski, w obliczu której zwycięstwem jest udana zbiorowa ucieczka przed postępującym wrogiem...

Nolan sięgnął po operację ewakuacji żołnierzy Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, wojsk francuskich i belgijskich z Dunkierki we Francji do Wielkiej Brytanii. Uratowano wówczas 338 tys. 226 żołnierzy, tracąc około trzystu statków różnego typu oraz pozostawiając na plaży ogromne ilości sprzętu wojskowego i wiele ofiar (a także 40 tys. żołnierzy francuskich). Przedstawiając operację o kryptonimie „Dynamo”, reżyser po raz kolejny w swej karierze błyszczy inscenizacyjnym talentem, ale i też się jemu tym razem nie poddaje. Jego najnowsza produkcja - jak na możliwości tego twórcy - jest bardzo skondensowana, skonstruowana precyzyjnie jak szwajcarski zegarek, świetnie zrealizowana, poskładana z wielu klocków w silnie oddziałującą całość. Twórca oszczędnie potraktował też samą narrację i konstruowanie bohaterów. Nieco dialogów bez rozbudowanych błyskotliwych ripost, parę rzuconych rozkazów, kilka okrzyków. Postaci ledwie zarysowane (bez psychologizowania, retrospekcji sięgających dzieciństwa, mających wyjaśniać motywacje i dobudowywać kolejne elementy osobowości), lecz w sposób wystarczający, byśmy się zaczęli nimi przejmować. Nawet personalne relacje są tu skąpo wyłożone, dotknięte jedynie na niezbędnym dla ich odczytania poziomie. W tej rzeczywistości widz jest pozostawiony samemu sobie, ze swoimi wrażeniami i odczuciami, bez ciągnięcia za rękę. Tym silniejsze emocje wywołują padające strzały, ściska gardło ryk nurkującego samolotu, przeraża przedzierająca się przez toń torpeda. Reżyser odarł film ze wszystkich znanych, łatwych, narzucających się chwytów, których zadaniem jest zaskoczenie czy poruszenie oglądającego. Paradoksalnie, wzmocniło to siłę rażenia „Dunkierki”, pozwalając widzowi odczuć beznadzieję i przestrach, rezygnację i rozpacz targające zgromadzonymi na plaży, zmęczenie wojskowych, wyczerpujące poczucie przegranej, które zamienia się w pragnienie rejterady najdalej, jak to tylko jest możliwe. Nosimy razem z żołnierzami ich załamanie, frustrację, lęk, ale również brud, ból, przenoszone i ciążące mundury. Dusimy się w za ciasnych wnętrzach, walczymy z zawodzącą bronią, nie chcącą się otworzyć osłoną kokpitu pilota.

Nolan ponownie intrygująco gra czasem, równolegle układając trzy porządki: trwające tydzień oczekiwanie na lądzie, dzień spędzony na wodzie i godzinę w powietrzu. Reżyser ujednolica te trzy perspektywy, rozbija nasze przyzwyczajenia, sprawia, że uświadamiamy sobie, iż trwając w zwątpieniu tracimy odczuwanie upływającego czasu, a chwila grozy przeżywana w napięciu może się wydawać nieskończenie długa. Co ciekawe, reżyser nie pozwala nam również zobaczyć i poczuć wroga - otaczające aliantów wojska niemieckie „jedynie” od czasu do czasu ostrzeliwują uciekających, z blasku słońca wylatują niosące śmierć myśliwce lub bombowce, odpływające statki torpedują U-booty. Tym większe zagubienie, współodczuwane ze zgromadzonymi na plaży żołnierzami.

Nolan celnie tworzy również sceny symboliczne - np. podpalenie spitfire’a po wylądowaniu przez pilota, który za chwilę zostanie pojmany przez hitlerowców: porażka, a jednocześnie zapowiedź oporu, po ponownym zorganizowaniu sił na wyspach brytyjskich. Daje świetny wątek przeciętnego obywatela, który angażuje się w akcję w Dunkierce. I konsekwentnie prowadzi do wzruszającego finału, w czym pomagają mu spokojnie i bez szarży poprowadzeni aktorzy.

Nolan bez sięgania po ekstremalne środki wywleka przed nasze umysły całą porażającą tragedię wojny. Kolosalnej pomyłki, w którą ludzkość co jakiś czas decyduje się wdepnąć. Aż jedynym celem i treścią uczestnictwa w niej staje się przeżycie.

Ocena: 5/6

Dunkierka,
USA, dramat wojenny,
reż. Christopher Nolan,
wyst. Fionn Whitehead, Kenneth Branagh

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: RECENZJA: "Dunkierka" [ZWIASTUN] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki