Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: Paddington 2. Do serca przytul miśka [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Na ekrany kin wszedł familijny film „Paddington 2” w reżyserii Paula Kinga z Hugh Grantem. Miś o nienagannych manierach, którego trudno nie kochać, tym razem wpada w złe towarzystwo.

„Tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom” - pada w pewnej chwili z ekranu i już nad Wisłą możemy pokochać Paddingtona jeszcze bardziej. Nie dlatego, że ma w sobie coś z kombinatorskiego niedźwiedzia Stanisława Barei, lecz cytat z „Misia” określający misia-uchodźcę, który zadomowił się w Londynie jeszcze przed brexitem, dobrze wpisuje się w uniwersalizm, bezpośredniość oraz swoistą przewrotność opowieści o miśku pochodzącym z Peru. Oto nie jest to podejrzany swojak przemycający alkohol, odporny na wpływy nowoczesności, ale reprezentant inności, który w świecie swojaków doskonale się ulokował. I najlepiej do zaprzyjaźniania się z odmiennością przekonuje.

„Paddington 2” to idealny film familijny. Jego siła zaczyna się od natychmiast wzbudzającego sympatię wszystkich pokoleń, ale przecież nie jednoznacznego, bohatera, dobrze wymyślonego przed sześćdziesięciu laty przez Michaela Bonda, pisarza, autora kilkunastu książek o Paddingtonie. Miś z walizką, znaleziony przez rodzinę Brownów na stacji Paddington w Londynie, ma charyzmę, nienaganne maniery, nie jest zbyt dziecinny dla dorosłego widza, ani zbyt wydumany dla odbiorcy dziecięcego. Zarazem uroczo „pakuje” się w najrozmaitsze kłopoty, zawsze mając przy tym jak najlepsze intencje. Jest serdeczny, prostoduszny, niesamolubny, potrafi okazać wdzięczność, ma charakter i wielkie serce, nie brudzi w pokoju. No i jak mało kto potrafił wpłynąć na integrację społeczności londyńskiej dzielnicy, powtarzając maksymę cioci Lucy: „Jeśli będziesz grzecznym misiem, wszystkie plany ziszczą ci się”. Do wbicia do głów rodzimym misiakom...

Uroczy miś umieszczony zostaje w przyjaznej rzeczywistości. Londyn przedstawia się tu jako miasto dobrobytu, spokoju i dobrze wychowanych, tolerancyjnych ludzi, gdzie nawet czarne charaktery mają nieodkryte pokłady dobra, a ograniczonego sąsiada-krzykacza można „pokonać” wspólnotowością, przykładem i godnością osobistą. Ba, w więzieniu, gdzie na skutek nieporozumienia ląduje Paddington, jest więcej osobników szlachetnych niż na polskich imieninach, a do wydobycia z nich pozytywnych cech natury wystarczy pomarańczowa marmolada, smakująca jak u babci.

I w końcu wszystkie te „kupujące” widza okoliczności zostają opatrzone lekkostrawną akcją (może nawet przydałoby się nieco więcej komplikacji), humorem na przyzwoitym poziomie i ciepłym przesłaniem, odwołującym się do przyjaźni, lojalności, etyki oraz wsparcia udzielanego przez bliskich, dzięki czemu można pokonać wszelkie przeciwności i wyjść z każdej opresji. Czy taki zestaw - co z tego, że już wielokrotnie przetestowany - może nie zadziałać?

Reżyser Paul King dobrze sobie radzi z wyważeniem elementów komediowych, poruszających, sentymentalnych, a nawet sensacyjnych; jednocześnie „dokazuje” z takimi gatunkami jak musical czy slapstick. Fantastyczną robotę wykonali specjaliści od animacji, trudno też o lepszą laurkę dla Londynu. W stylistykę filmu świetnie wprowadzili się także aktorzy. Rozkoszą jest obserwować jak postacią zapomnianego aktora, kabotyna, który pragnąc wrócić na szczyt, schodzi na złą drogę bawi się Hugh Grant. Jest niezmiennie ujmująco brytyjski, ale z dużą dawką ironii obnaża śmiesznostki swojego zawodu. Każdym pojawieniem się przejmuje ekran Brendan Gleeson jako niebezpiecznie silny, trzęsący kryminałem rzezimieszek Golonka, który odnajduje swoje miejsce w świecie kulinariów. Do detalu należyci i dopracowani są Hugh Bonneville i Sally Hawkins. A przecież w obsadzie mamy jeszcze Julie Walters, Jima Broadbenta, Petera Capaldiego. Polską wersję wzbogacono o znakomity dubbing, ze szlachetnym głosem Artura Żmijewskiego, który - co słychać - z dużą przyjemnością realizował rolę Paddingtona (a przecież wyśmienicie wykonali swoje zadania i Adam Ferency, Rafał Królikowski, Jolanta Fraszyńska, Aleksander Mikołajczak, Zdzisław Wardejn, Teresa Lipowska).

„Paddington 2” to konwencja naturalnie odrealniona, nie podejmująca tak głęboko i dotkliwie ważkich tematów, jak fenomenalnie to czynią Disney i Pixar (np. w „Coco”), z rozmysłem ukrywająca istnienie ciemnej strony życia pod niedźwiedzimi kłakami. Istotą są frajda podczas oglądania i pozytywny nastrój, w jakim mamy opuszczać kino. I te zadania produkcja spełnia pierwszorzędnie. A gdy poucza, czyni to nienachalnie, z wdziękiem. Inaczej jakież dziecko dziś mogłoby znieść myśl, że aby zdobyć wymarzony prezent, trzeba na niego zapracować? Albo bez wątpliwości uwierzyć, iż starawą ciotkę można pokochać bardziej niż Supermana?

A nawet dorosły dzięki Paddingtonowi może sobie pomyśleć, iż w życiu może być jeszcze marmoladkowo. Czego w nowym roku wszystkim Państwu życzę.

ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki