Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Sylwia Dąbrowa/archiwum Polska Press
Na ekrany kin wszedł nowy film w reżyserii Patryka Vegi „Pitbull. Niebezpieczne kobiety”. Wtórna, nieskładna i manieryczna produkcja, ale przygotowana celnie pod oczekiwania fanów cyklu.

Bywa, że kobiety szybko się nudzą, będąc zmiennymi lubią co jakiś czas zmieniać, nie chcą trzymać się tej samej rzeki. Trudno za nimi trafić, jeszcze trudniej sobie z nimi poradzić. Patryk Vega sobie nie poradził. Wszedł przy tym ponownie do tej samej wody. I trafił na mieliznę.

Gdy przyzwoity, ze swadą zrealizowany „Pitbull. Nowe porządki” odniósł duży, jak na nasze warunki, sukces frekwencyjny, było jasne, że reżyser i scenarzysta - znakomicie przy tym dbający o autopromocję - będzie chciał ten wynik powtórzyć. Natychmiast zapowiedział kontynuację i wziął się do pracy. I wygląda na to, że za szybko postanowił pokazać jej wyniki...

Rzecz jasna, „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” jest trafnie skrojony pod fanów cyklu. To ten sam rodzaj humoru, równie przerysowane postaci, w skeczowy sposób budowane sytuacje i obfity pakiet wulgaryzmów. A także tworzenie atmosfery, że oto oglądamy bliski rzeczywistości świat policjantów i gangsterów. Nie mam zatem wątpliwości, że i „Niebezpieczne kobiety” sukces odniosą, a Patryk Vega będzie mógł zrealizować kolejnego „Pitbulla”. Ciekawe jednak, jak długo powtarzalność tego akurat schematu może działać...

Okazałem się tym widzem, na którego już to przestało działać. „Niebezpieczne kobiety” są bowiem przykładem potwierdzenia teorii, że jeżeli stoi się w miejscu, to tak naprawdę wykonuje się krok w tył. Najnowszy „Pitbull” jest, niestety, wtórny, nie ma w sobie świeżości, nie ma w nim zaskoczeń, a powtarzane rozwiązania obnażają swe wszelkie słabości, nie są już w stanie skryć „wyłażących” szwów konstrukcji i płycizn scenariusza. I co ważniejsze, gdy poprzedni film mógł sugerować wyjęcie z realności i i rodzić związane z nią pytania, tak teraz nie potrafiłem Vedze w nic uwierzyć, oglądając całość jak fragment występu przewijającego się przez ekran Marcina Dańca.

Zaskakujące, że tak słabo zagrał w tej opowieści temat kobiet po obu stronach policyjno-przestępczej barykady. Wszystkie panie potraktowane są nader jednowymiarowo i ich „niebezpieczeństwo” wynika głównie z relacji z mężczyznami, dziećmi lub portfelem i kasą w sklepie. Miały być, jak można sądzić z tytułu, siłą, „uderzać” swoją wielobarwnością, a pozostały tłem dla dość wątłych wyobrażeń mężczyzny-scenarzysty. Z tak przygotowanym materiałem nie zrobiły wiele aktorki, dając powierzchowne kreacje. Najbardziej starają się Alicja Bachleda-Curuś jako niesprawiedliwie osadzona w więzieniu „Drabina” i Joanna Kulig w roli policjantki Zuzy, ale zabrakło jeszcze warsztatu i umiejętności. Olbrzymim zakresem tych elementów dysponuje Magdalena Cielecka, ale jej „Somalia”, choć pomyślana z potencjałem na postać skomplikowaną i wywołującą niejednoznaczne oceny, została napisana i poprowadzona do bólu schematycznie. A tak znakomita aktorka, jak Maja Ostaszewska trzyma się jednego „grepsu” na swoją Olkę. Bohaterki pozostawiają właściwie tylko z jednym pytaniem: dlaczego kobiety tak chętnie i beztrosko „ładują” się w patologiczne związki?

Wśród panów wcale nie jest lepiej. Piotr Stramowski nie rozwinął swojej roli, Andrzej Grabowski pokazał, że bardzo dobrze potrafi zagrać to, co już kilka razy zagrał. Solidnie robi, co miał zrobić, Artur Żmijewski, rechot wywołuje swoją karykaturalną postacią „napakowanego” i wrażliwego bandyty Tomasz Oświeciński, czyli wykonuje to, czego wymaga od niego autor filmu. Najbardziej wyrazistym przykładem wydumania, manieryczności i pretensjonalności tego wydania „Pitbulla” jest występ Sebastiana Fabijańskiego w roli głównego „czarnego charakteru”. Prawdopodobnie miało być psychopatycznie (przecież wzrusza się losem pieska, za chwilę zabija, a kobieta o niewinnej urodzie od razu chce go „puknąć”), groźnie i obłędnie, a wyszło sztucznie, infantylnie, nieznośnie i w sposób bezgranicznie przerysowany. Miast wyrazistości pozostało wrażenie braku aktorskiej powściągliwości.

„Niebezpieczne kobiety” w pełni spełniając postulat inżyniera Mamonia, iż widzowie lubić mogą tylko to, co dobrze znają, pozostają zmarnowanym materiałem na film wykraczający poza doraźność i spełnianie najbardziej oczywistych oczekiwań. Vega ma bowiem dar stawiania mocnych diagnoz dotyczących naszej społeczności, wyborów przed jakimi jesteśmy stawiani i wartości, którymi się kierujemy. Jest w tym zdecydowany i bezkompromisowy. Widzi kusicielską moc pieniądza, łatwość wikłania się w korupcyjne uzależnienia, jakie niesie ze sobą obowiązujący system i bezwzględność metod niszczenia człowieka, które zgodnie z prawem daje. Ma też „ucho” do dialogów i wyczucie swojej publiczności. Może jedynie zamiast konsultować swój scenariusz z, jak twierdzi, światem przestępczym, zrobiłby to z artystami słowa i filmowej sztuki.

Bo przecież niebezpieczne kobiety to temat na potężne dzieło. Sam Vega tu zauważył, że zatrważająca jest nie tylko ich rywalizacja czy chęć zemsty, ale może nawet bardziej solidarność...

OCENA: 3/6

Pitbull. Niebezpieczne kobiety,
Polska, sensacyjny,
reż. Patryk Vega,
wyst. Piotr Stramowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki