Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Spider-Man: Homecoming" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Na ekrany kin wkroczyła produkcja „Spider-Man: Homecoming” z Tomem Hollandem w roli głównej. Dynamiczne, serdeczne młodzieżowe kino pozwalające superbohaterowi pozostać dzieciakiem.

Któż by nie chciał być Spider-Manem? Ja bym dziś nie chciał, ale gdy w szkole nie należy się do najmodniejszej grupy, głównego imprezowego klanu, a do najładniejszej dziewczyny w klasie trudno się dopchać, tym bardziej jej zaimponować, wskoczenie w czerwony kostium, przebieżka po dachach i dokonanie bohaterskich czynów w obronie słabszych jest pociągającym marzeniem i skuteczną terapią. Gdy młodość się w człowieku rozpycha, zwykłość wygląda na obciążenie, potem się do niej, niestety, przyzwyczajamy. Film „Spider-Man: Homecoming” zwraca jednak uwagę, że o przeciętność, która musi być udziałem większości, warto i należy dbać. Gdy się o tym zapomina - szczególnie mając predyspozycje, by stać się wielkim i wykorzystawszy je stojąc na szczycie świata - zwyczajność pokazuje nadzwyczaj niebezpieczną twarz. I nie mając szlachetnych protektorów, wypuści potwory.

**Zobacz też:

RECENZJA: "W starym, dobrym stylu" [ZWIASTUN]

**

Film Jona Wattsa nie tylko przywraca Spider-Mana (po jego udanym debiucie w filmowym uniwersum Marvela w produkcji „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”) młodzieńczości i naturalności oraz dowcipnej niefrasobliwości z klasycznych komiksów Stana Lee i Steve’a Ditko, ale umiejscawia świat superbohaterów wśród aktualnie roztrząsanych problemów społecznych. Avengersi broniąc ludzi dokonują efektownej „demolki”, ale sprzątanie bałaganu pozostawiają zwykłym obywatelom w imieniu, których mieli walczyć. Miliarder Tony Stark i członkowie jego drużyny żyją w zapierającej dech siedzibie, spotykając się i robiąc „deale” z przywódcami świata, nabierając gwiazdorskich manier i poczucia oczywistej przynależności do wybrańców, którzy nie muszą rozdrabniać swojej uwagi na jednostki. Superbohaterowie biorą na siebie rolę mentorów, pouczających przewodników kreślących zasady, których należy przestrzegać, zbawców i strażników porządku, światłych mistrzów, kreatorów nowych szlaków i rozwiązań. Nie mają więc wątpliwości, że należy im się uwielbienie i możność życia w oddaleniu od przyziemności.

Tymczasem na dole... - takim sformułowaniem mógłby się rozpoczynać „Spider-Man: Homecoming”, który właśnie na niełatwym życiu szkolnych geeków i ich zapracowanych rodziców koncentruje swoje zainteresowanie. Rzecz znana, ze świata skromnych mieszkań i dzieciaków wychowywanych przez ciotki wywodzi się sam Peter Parker/Spider-Man, ale i jego główny przeciwnik to nie zepsuty bogacz, wcielone zło, syn ciemności, szaleniec czy kosmita, ale przeciętny pan Adrian (znakomity Michael Keaton), mąż i ojciec, który zapragnął zarobić na rozgardiaszu pozostawionym po bitwie półbogów. Gdy okazuje się, że i ta szansa zostaje mu odebrana, jak to człowiek umęczony kłopotami codzienności wkurzy się. Łobuz przechodzi na ciemną stronę, zatem lanie mu się należy, ale słabość i występek mają źródło w świadomości wykluczenia. Chaos świata bierze się z tego, iż przestaliśmy poczuwać się do odpowiedzialności za bliźniego...

Czytaj też:RECENZJA: "Tożsamość zdrajcy" [ZWIASTUN]

Twórcy filmu zgrabnie, bo bez napastliwego dydaktyzmu, przemycają społeczne nauki, jednak siłą produkcji stało się sprowadzenie Spider-Mana na ziemię. Jest wkraczającym w dorosłość dzieciakiem ze swojej dzielnicy, krnąbrnym, niesfornym, niecierpliwym, wrażliwym, pragnącym udowodnić swoją przydatność, ale i zmagającym się ze wszystkim zawirowaniami losu nieprzystosowanego nastolatka. Jego pajęcze moce to na razie przygoda, zabawa, radocha z gadżetów i ogromne serce. Marvel nie każe, jak DC, swym bohaterom dźwigać nadczłowieczeństwa jako jarzma i mocować się z osobistymi demonami, ale swoisty luz, lekkość i młodzieżowa energia oraz sposób komunikacji wycelowany głównie w nastolatków preferowany w tym uniwersum właśnie w przypadku Spider-Mana sprawdza się najlepiej. Zresztą świetny w tej roli Tom Holland - moim zdaniem najlepszy z dotychczasowych odtwórców Spider-Mana - doskonale czuje tę konwencję i łatwo wciąga widza w zabawę. Bardzo solidnie udało się zresztą sportretować całą grupę rówieśników Petera. Żal jedynie słabo napisanej roli ciotki May dla Marisy Tomei, którą w kilku zaledwie danych jej sekwencjach aż nosi, by coś „pograć”...

Przy okazji widz dostaje fantastycznie zrealizowane sceny akcji i błyskotliwą choreografię walk. Pakiet celnych ripost w dialogach i humor nie przekraczający granicy przyzwoitego smaku. Historia jest dobrze opowiedziana, film broni się jako samodzielna opowieść, nawet brak zaskoczeń specjalnie nie przeszkadza. Może dlatego, że Spider-Man mimo aspirowania do zostania kolejnym Avengersem jest, czego domaga się Tony Stark, przyjaznym bohaterem z sąsiedztwa. Zmieniających świat mamy w nadmiarze, a przydałoby się więcej takich, co byliby gotowi kopnąć w zad ulicznego chuligana i pomóc staruszce w doniesieniu torby z zakupami do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki