Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "Tożsamość zdrajcy" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Wartością samą w sobie jest Noomi Rapace, która nawet jeżeli chwilami nie prowadzona przez reżysera „kombinuje” po swojemu, to tworzy najpełniejszą postać w filmie
Wartością samą w sobie jest Noomi Rapace, która nawet jeżeli chwilami nie prowadzona przez reżysera „kombinuje” po swojemu, to tworzy najpełniejszą postać w filmie Fot. Forum Film Poland
Na ekrany kin wszedł film „Tożsamość zdrajcy” w reżyserii Michaela Apteda z Noomi Rapace. Solidne choć nazbyt przewidywalne i łatwe w zastosowanych rozwiązaniach sytuacji kino

Panowie James Bond, Jason Bourne, Jack Ryan, Ethan Hunt schodzą na drugi plan. Mogą się rzezc jasna jeszcze puszyć, popisywać mięśniami, podbojami, uśmiechem i garniturami, ale to już tylko jęk przeszłości. Dziś panie chwyciły za „gnaty” i demolują rzeczywistość z siłą wodospadu, są bezwzględne, gdy trzeba okrutne oraz zachowują zimną krew w sytuacjach, w których niejeden mężczyzna zlałby się potem. Chłopięcy urok działa już tylko w chwilach, kiedy one mają na to ochotę. W innym czasie kończy się to kopniakiem w czułe miejsce. Agenturalny cykl na ekranach kin rozpoczęła Alice Racine.

To, z czego być może bohaterka „Tożsamości zdrajcy” musi się wyzwolić w prawdopodobnych kolejnych odsłonach swoich przygód, to męskie schematy myślenia o gatunku. A produkcja Michaela Apteda wyłącznie z takich ogranych w setkach filmów szablonów się składa. Zastosowane przez scenarzystę Petera O’Briena rozwiązania, zwroty akcji, patenty na wybrnięcie z trudnych sytuacji widzieliśmy w kinie już niezliczoną ilość razy. Trudno zatem o szczególne zaskoczenia, zbyt łatwo przychodzi realizatorom ratowanie bohaterów z opresji, innych usuwa się z opowieści bez krzty refleksji. Alice radzi sobie niezgorzej, ale zawsze w ostatniej chwili pojawi się a to pan z pieskiem, a to ktoś niemal rozstrzelany zdoła się jeszcze podnieść. Także tych, którym główna bohaterka właściwie pomaga, ale mogą być zawadą w ucieczce lub pościgu scenarzysta po prostu odstrzeliwuje. I po sprawie, można z akcją biec dalej. Osobliwe są tu motywacje poszczególnych postaci, logika także nie znalazła się w pierwszej trójce w hierarchii wartości autorów „Tożsamości zdrajcy”.

Zgodnie z kolejnym męskim schematem kina sensacyjnego, Racine jest agentką po przejściach. Ale - wynikających z wrażliwości. Nie o drania, który złamał serce i porzucił tu chodzi, nie o ciemną stronę istnienia i butelkę whisky, w której szuka się ukojenia, lecz poczucie winy z powodu zamachu terrorystycznego w Paryżu, w którym zginęło dwadzieścia kilka osób, a któremu - według Alice - można było zapobiec, gdyby lepiej i sprawniej prowadziła przesłuchanie podejrzanego. Odsuwa się w cień i odchodzi z czynnej służby, jednak pewnego dnia zostaje niespodziewanie wezwana na miejsce przesłuchania młodego mężczyny podejrzewanego o udział w przygotowaniach do kolejnego zamachu, tym razem w Londynie. Alice kilka razy wpada w pułapkę (zaskakująco łatwo, jak na asa wywiadu, którego atutami były intuicja i rozgryzanie cudzej psychiki), CIA i MI5 dają się przeniknąć i oszukać niczym małżonek powracający z delegacji. W tym galimatiasie Racine dochodzi do wniosku, że w agencji musiał zamieszkać „kret”. Za podłą intrygę odpowiadają faceci, a jedyną osobą, do której Alice ma pełne zaufanie to jej koleżanka z brytyjskiego wywiadu...

Twórcy „Tożsamości zdrajcy” wykorzystują dzisiejsze poczucie zagrożenia terroryzmem, lecz spojrzenie to bardzo powierzchowne, w dodatku tak silnie zdeterminowane lękiem, by zachować polityczną poprawność i nikogo nie obrazić, że aż chwilami nonsensowne. Jeżeli jednak odpuścimy sobie oczekiwanie mądrości i poszukiwanie głębszego sensu, seans staje się całkiem znośny, konstrukcja nabiera solidności, a akcja nie nuży. „Tożsamość zdrajcy”, ze swoimi licznymi słabościami, jest solidnym produktem odpowiadającym na letnie umysłowe rozprężenie, da się nawet z pewną przyjemnością oglądać. Dużą część satysfakcji zawdzięczamy doborowej obsadzie - do występu udało się namówić zaskakująco wielu markowych aktorów, z których każdy inaczej potraktował występ w tej produkcji. Wartością samą w sobie jest Noomi Rapace, która nawet jeżeli chwilami nie prowadzona przez reżysera „kombinuje” po swojemu, to tworzy najpełniejszą postać, imponuje umiejętnością przeobrażenia się do kolejnej roli i tym rodzajem filmowej urody, która pozwala jej zagrać każdą postać. Beczkami można jeść ironię, cynizm i dystans Johna Malkovicha, który kilkoma drobiazgami „załatwia” swój występ i od razu zapada w pamięć. Poważnie, ale i z wyraźną frajdą podszedł do swojej pracy Michael Douglas, świetny epizod pozostawia znakomicie tu wyglądająca Toni Collette. Jedynie Orlando Bloom dostał fatalną do zagrania postać i zupełnie nie wiedział, co z nią zrobić, przez co jest kompletnie nie na miejscu.

Jednym z największych wygranych tej produkcji jest Praga, która zanim zagra samą siebie, udaje też fragmentami Londyn. Aż polski kompleks i umiejętność liczenia banknotów ściskają z żalu za gardło, że nie potrafimy przekonać filmowców do takiego obfitego korzystania z Łodzi, Wrocławia czy Gdańska...

W finale filmu Alice Racine udaje się na praski strudel. Gdy zje i spotka lepszego scenarzystę, może jeszcze sporo namieszać na ekranie.

OCENA: 3/6

"Tożsamość zdrajcy",
Wlk. Brytania, thriller,
reż. Michael Apted,
wyst. Noomi Rapace, John Malkovich

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki