Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

RECENZJA: "W starym, dobrym stylu" [ZWIASTUN]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Na ekrany wszedł film "W starym, dobrym stylu" w reżyserii Zacha Braffa i w znakomitej obsadzie. Pozytywna, dobrze napisana i świetnie zagrana komedia o wydzieranej bankom sprawiedliwości.

Wspaniale jest mieć oddanego przyjaciela, albo jeszcze lepiej dwóch. Takich na całe życie, z którymi niejedno się przeżyje, niejedno zobaczy, z niejednej kabały przy ich pomocy się wydobędzie. Takich, z którymi można konie kraść. Albo worek pieniędzy z banku...

Film „W starym, dobrym stylu” Zacha Braffa (gwiazda serialu „Hoży doktorzy”, reżyser m.in. „Powrotu do Garden State” i „Gdybym tylko tu był”) zauważa, że przyjaźń buduje się latami, by procentowała w krytycznych momentach dojrzałości. Za to jak! Przekonujemy się o tym w gronie trzech osiemdziesięciolatków, najlepszych kumpli - Willie’ego, Joe’ego i Alberta. Willie cierpi na poważną niewydolność nerek, a swą córkę i ukochaną wnuczkę widuje tylko raz w roku. Joe swojej nastoletniej wnuczce zaś zastępuje ojca, w dodatku może stracić dom, w którym mieszka z rodziną, ponieważ wbrew zapowiedziom drastycznie urosły raty kredytu, wciśniętego mu przez pazernego bankowca. Albert nie kocha świata, ludzi i istnienia, nie chce się również z nikim wiązać. Na domiar złego fundusz emerytalny, do którego należeli, zostaje zlikwidowany i panowie zostają bez grosza przy duszy i perspektyw. Trzej zdesperowani przyjaciele postanawiają więc wziąć sprawy we własne ręce, a jedyny pomysł, jaki im przychodzi do głowy, to odebrać bankowi to, co im się należy.

Tak przedstawione przyczyny skoku starszych panów na bank oraz wyłożone już w otwierającej film sekwencji przesłanie, iż społeczeństwo powinno dbać o starych ludzi, powodują, że od pierwszej chwili kibicujemy bohaterom i nie wyobrażamy sobie, by im się nie udało. Zach Braff i scenarzysta Theodore Melfi pomogli rozpłynąć się naszym ewentualnym moralnym wątpliwościom zgrabnym rozłożeniem akcentów i operowaniem dobrze dobranymi stereotypowymi elementami odwołującymi się do wrażliwości widza. Banków nikt, kto nie przechowuje w nich milionów, nie lubi, dlatego wobec naszych bohaterów reprezentuje tę instytucję oślizgły, tchórzliwy chłystek. Bezduszność finansowego systemu powoduje, że starszych panów nie stać nawet na kawałek ulubionego ciasta. A gdy trzeba pokazać miłość i naturalną akceptację starości, wprowadza się do akcji dzieci - na dziecku zresztą pomysłowo i czysto opierając załamanie śledztwa prowadzonego przeciw jednorazowym gangsterom. Wszystko to jest z ujmującym wdziękiem, elegancją oraz w świetnym stylu opowiedziane i działa perfekcyjnie. Pozostawiając widza we wspaniałym, szalenie przyjemnym, pozytywnym nastroju.

Działają oczywiście udany scenariusz oraz reżyserska konsekwencja i kultura, ale przede wszystkim będący przysłowiowym strzałem w dziesiątkę wybór aktorów do głównych ról. Michael Caine, Morgan Freeman, Alan Arkin lubią samych sił, ale i między nimi zaistniała na ekranie chemia. Mają dystans do swojego wieku, potrafią przy tym sprawić, że żarty z fizyczno-umysłowych mankamentów jesieni życia unikają prostactwa i obleśności. Drobiazgami charakteryzują swoje postaci, podkreślają różnice, a zarazem subtelnie rysują głęboki związek między nimi. Dają aktorski popis, żonglują warsztatowymi diamentami, ale nie próbują się nawzajem zdominować, precyzyjnie ze sobą współpracując. Wiedzą, że nic nie muszą, nie próbują niczego udowodniać, poza tym, że dojrzałość ma w sobie potęgę doświadczenia, autentycznej mądrości i artystycznej świadomości. Aktorzy doskonale bawią się spotkaniem i błyszczą oscarowymi umiejętnościami (mają wspólnie na koncie cztery statuetki Amerykańskiej Akademii Filmowej i blisko 250 lat). Radość z oglądania takiego mistrzowskiego spektaklu jest nie do zastąpienia.

Zobacz też:RECENZJA: "Tożsamość zdrajcy"

Zach Braff bawi nas świetną konstrukcją filmu i zajmującą historyjką, ale ubiera ją w mnóstwo istotnych znaczeń zbiegających się w jednym punkcie: pozwoliliśmy na wykreowanie rzeczywistości, która jest zniesmaczona starością. Przy tym zezwolenie na korzystanie z uroków życia dają jedynie wieczna młodość i sukces. A ludzie niedołężniejący, ze zmarszczkami, bez współczesnego tupetu, dobrego gustu i drogich kosmetyków, nie żyjący według biblii fit głównie nanoszą plamy w zaprojektowany śmiałą ręką dzisiejszych architektów krajobraz i przyczyniają się do dyskomfortu jego doskonałych mieszkańców. Ludzie tak chętnie przez kreatorów konsumenckiego postępu spychani na margines muszą swój kawałek ciasta i sprawiedliwości wyrwać z objęć systemu. Braff pod płaszczykiem lekkości, ciepła i zabawy proponuje, byśmy się puknęli w swoje egoistyczne głowy i wrócili do życia w społeczności.

Coraz bardziej mnie cieszy, gdy widzę ludzi w zaawansowanym wieku, którzy zdobywają, co im się należy i nie dają się zepchnąć na bocznicę. I od pewnego czas mam wrażenie, że i mój bank nie postępuje ze mną godnie. Hmm...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki