Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Vaiana: Skarb oceanu. Ocean niezmiennych prawd [Kino - recenzja]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Śmiała, zwinna, wytrwała i empatyczna szesnastoletnia Vaiana oraz charyzmatyczny, umięśniony i zadufany w sobie pół bóg, pół człowiek, Maui należą do najznakomitszych postaci w galerii Disneya
Śmiała, zwinna, wytrwała i empatyczna szesnastoletnia Vaiana oraz charyzmatyczny, umięśniony i zadufany w sobie pół bóg, pół człowiek, Maui należą do najznakomitszych postaci w galerii Disneya Walt Disney Pictures
Na ekrany kin weszła najnowsza produkcja ze studia Walta Disneya - „Vaiana: Skarb oceanu”. Znakomita animacja, nowoczesna w formie, ale odwołująca się do tradycyjnych wartości.

To dobrze, że są jeszcze światy, których najważniejsze elementy się nie zmieniają; gdzie nie grozi nam modna dekonstrukcja i wywracanie rzeczywistości do góry nogami; gdzie nie stawia się nas przed przewartościowywaniem światopoglądu i w niekomfortowych sytuacjach. Gdzie jest bezpiecznie, jak w produkcjach studia Disneya. Technika z roku na rok robi olbrzymi postęp, to już nie są filmy rysunkowe tylko animowane komputerowo pełną gębą, prawdy zaś pozostają te same, przesłanie niezmienne. Rodzina może podjąć wyprawę do kina bez obaw.

Vaiana: Skarb oceanu” to 56. pełnometrażowy film animowany z oficjalnej listy Walt Disney Animation Studios. Co ciekawe, ponoć ze względu na prawa autorskie, w europejskiej wersji główna bohaterka nie mogła nosić imienia, pod którym została przedstawiona w oryginale, czyli Moana. Niezależnie od imienia, to postać bardzo współczesna, ale wywodząca się bez reszty z disneyowskiej tradycji. Wyszczekana, śmiała dziewczyna z charakterem, o niepospolitej urodzie, która natychmiast zdobywa naszą sympatię. Animatorzy wykreowali ją dziś, zatem Vaiana to krnąbrna córka szefa (w tym przypadku - plemienia), która nie jest już omdlewającą damą szukającą wsparcia męskiego, najlepiej książęcego ramienia, ale nastolatką odważnie mającą marzenia, gotową przeciwstawić się woli rodziców i podążyć za swoimi pragnieniami. Zdecydowaną na samorealizację, nie potrzebującą, by ktoś ją ratował, lecz z nią współpracował. Zarazem jednak jest osobą o wielkim sercu, stałą w przyjaźni, wierną w uczuciach. I nigdy się nie poddaje. W swojej przygodzie jako przeciwwagę dostaje półboga o imieniu Maui, którego olbrzymie mięśnie i czuprynę przerastają jedynie jego ego i pragnienie popularności. Koleś stara się być czarujący, lubi dowcipkować, szybko traci zapał, gdy wydarzenia nie układają się po jego myśli. Vaiana całym arsenałem sztuczek (aż korci, by napisać: kobiecych), obejmujących prośby, groźby oraz odwoływanie się do męskiej próżności i dumy sprawia jednak, że gdy zachodzi potrzeba Maui staje na wysokości zadania. A przynajmniej bardzo się stara.

Razem muszą wyruszyć w niebezpieczną podróż przez ocean, by ocalić rodzinną wyspę Vaiany, a po drodze cały świat, przed pogrążeniem się w ciemności. By to osiągnąć muszą pokonać najdziwniejsze i najgroźniejsze potwory... Ale przede wszystkim - współdziałać.

Miłość, solidarność i trwałość więzi łączą niczym ocean polinezyjski archipelag

Twórcy filmu oparli akcję na tych dwóch przeciwieństwach, co sprawdza się doskonale, mocno wiążąc widza z bohaterami, a poprzez uczestniczenie w budowaniu ich relacji daje duchowy oddech od sekwencji zmagań ze złem i przeciwieństwami natury. Dzięki takiemu zaangażowaniu uczestniczymy w porywającej opowieści i trudno choć na chwilę się z niej „wyłączyć”. Pomysłowo również udało się „ograć” komentarze do zdarzeń - np. ożywające tatuaże na ciele mięśniaka, ilustrujące jego barwne życie. By zabawa była pełna, wykorzystano szereg elementów wprowadzających humor, nareszcie bez nieustannych cytatów czy nachalnego mrugania okiem do rodziców (moim zdaniem ta tendencja, znana ze „Shreków” i innych tego typu przedsięwzięć szybko zabrnęła w ślepą uliczkę). Może jedynie piosenki okazują się tym razem najsłabszym ogniwem: nie mają wpływu na postacie i rozwój akcji (co oznacza, że równie dobrze mogłoby ich nie być), w dodatku są zbyt różnorodnie stylistycznie zaśpiewane (gdy czyni to Maciej Maleńczuk jako gigantyczny krab „zafiksowany” na błyskotki, bez uzasadnienia, ze szkodą dla oglądanej sytuacji, wpadamy w klimat wokalnej twórczości biesiadnej).

„Vaiana...” rozgrywa się pośród wysp Oceanii i odwołuje do polinezyjskiej mitologii. Piękno tego rejonu świata udało się cudownie oddać dzięki komputerowej animacji. Razem z bohaterami „pełną piersią” wypływamy na ocean i zachłystujemy się urodą przyrody. Kultura wyspiarzy ożywa na ekranie, pokazując naturalność i międzypokoleniową moc. Do tego mamy całą rzeszę dynamicznych, celnie pomyślanych postaci zaludniających tę historię- rzecz jasna z Vaianą na czele, którą pewnie każdy chciałby mieć w życiowej drużynie...

Lecz wszystko to bez niezmiennych prawd, których „trzyma” się studio Disneya, byłoby tylko kolejną barwną rozrywką. A właśnie wskazywanie, iż to rodzina nie tylko najsilniej nas konstytuuje, ale po przebrnięciu przez bezmiar oceanicznej przygody, doświadczenia i chaosu okazuje się najtrwalszym azylem, wynosi ją na poziom niedostępnych w doraźności poruszeń. Pogoń za doznaniami i przyjemnostkami czyni z nas samotne wyspy. Miłość, solidarność i trwałość więzi łączą niczym ocean polinezyjski archipelag. nawet jeżeli pozakinowa rzeczywistość zwykle pluje jadem i rozczarowaniem, warto wybrać się na produkcję Disneya po tę dawkę nadziei. Że może być jasno.

Vaiana: Skarb oceanu, USA, animacja, reż. Ron Clements i John Musker, głos: Weronika Bochat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki