Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leon Niemczyk - zawodowiec, który zagrał wszystko, co miał do zagrania

Dariusz Pawłowski
Król życia - tak często mówiono o Leonie Niemczyku. Jego życie jednak do bajkowych nie należało
Król życia - tak często mówiono o Leonie Niemczyku. Jego życie jednak do bajkowych nie należało Krzysztof Szymczak/archiwum
Wyobraźmy sobie polskie kino bez Leona Niemczyka, aktora, który zagrał w około 400 filmach polskich i 150 zagranicznych, który każdą, nawet drugoplanową rolę traktował z wielkiej klasy zawodowstwem. No nie da się.

Choć urodził się w Warszawie, serce oddał Łodzi. 15 grudnia mija 90. rocznica urodzin Leona Niemczyka. Aktora, który jest i pozostanie jedną z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych twarzy polskiego kina dwudziestego wieku.

Nie ma przyjemności bez wolności

Król życia - tak o nim często mówiono. Podobał się kobietom - jak sam zapewniał, był sześciokrotnie żonaty - jako pierwszy w Łodzi, a może i w kraju, miał czerwony sportowy samochód, lubił robić to, co chce, dlatego na długo przed tym, zanim stało się to modne, zrezygnował z etatu w teatrze i zaczął pracować na własny rachunek.

Lubił pieniądze i chciał je mieć, ale tylko w jednym celu- by je wydawać. Głównie na kobiety. "Najlepszy sposób na kobietę, to konto w banku" - mawiał. Zapewniał też, że żonom, z którymi się rozstawał, pozostawiał za każdym razem wszystko, co miał. Jego słabość do kobiety znalazła ciekawy finał w kinie.

Jedną z ostatnich ról 80-letniego wówczas Leona Niemczyka była główna postać, o imieniu Leon, w filmie "Po sezonie" Janusza Majewskiego. Aktor zagrał tam w towarzystwie trzech pań - Ewy Wiśniewskiej, Małgorzaty Sochy oraz Magdaleny Cieleckiej - mężczyznę w swoim wieku, który nawiązuje silny romans z trzydziestolatką. Gdy jedna z dziennikarek zapytała go, czy wierzy, że takie relacje zdarzają się naprawdę, Niemczyk odpowiedział: "Czy wierzę? Ja jestem w takiej sytuacji!".

Janusz Majewski przyznał potem, że film i rolę Leona napisał specjalnie dla Niemczyka. - Spotkaliśmy się kiedyś przy obiedzie i Leon opowiadał mi o swoich małżeństwach i innych związkach z kobietami- mówił reżyser. - To było niezwykle inspirujące.

Złych ról nie było

Ról napisanych specjalnie dla niego, Niemczyk powinien dostać znacznie więcej, niż to się stało. Na szczęście, aktor przyjmował właściwie każdą propozycję, którą otrzymał, nawet najbardziej epizodyczną. Był przekonany, że z każdej roli można coś zrobić. Więcej, podkreślał, że nie ma złych ról, są tylko źli aktorzy. Nie uznawał aktorstwa za misję, twierdził, że jest człowiekiem do wynajęcia, a aktorstwo to po prostu profesja, którą trzeba wykonywać najlepiej, jak się potrafi.

Imponował odpowiedzialnością za każde zadanie, które otrzymał. Udział w serialach uznawał za dobry trening, pozwalający być aktorowi w ciągłej gotowości. Mówił, że jeśli dobrze będzie grał epizody, to widzowie i reżyserzy będą o nim pamiętać i będzie dostawał kolejne propozycje. Swoją postawą na filmowym planie udowadniał, że miał rację.

Jego zawodowstwo podkreślali wszyscy, którzy z nim pracowali. "Znakomicie zagrał starego senatora, którego wszyscy uważają za zgorzkniałego niedołęgę. Dzięki jego finezyjnej grze, hrabia Bieliński przeobraża się na naszych oczach w człowieka pełnego godności i charyzmy, imponującego przenikliwym umysłem i niezależnością. Potrafił stworzyć bogatą psychologicznie postać mędrca i człowieka honoru"- mówił Filip Bajon, u którego Leon Niemczyk zagrał jedną ze swoich najlepszych ról w spektaklu Teatru Telewizji "Hrabia".

Sylwester Chęciński zaś przypominał jedną sytuację z planu "Wielkiego Szu": "Pomyślałem sobie, że grany przez Leona bohater w scenie, w której przegrywa duże pieniądze, ze zdenerwowania zrobi się czerwony na twarzy. Chcieliśmy Leona do tej sceny ucharakteryzować, na co on mówi: Po co, przecież ja ci to zagram. I rzeczywiście, gdy kamera poszła, Leon zrobił się nagle, tak jak sobie wymyśliłem, czerwony na całej twarzy".

Wielokrotna ucieczka

Życiorys Leona Niemczyka doskonale nadaje się do rozważań z gatunku "co by było, gdyby...". Jego młodość przypadła na czas II wojny światowej, którą przeżył z przygodami, i właściwie przypadkiem zakończył w Polsce.

Podczas okupacji w Warszawie działał w konspiracji. W lutym 1943 roku aresztowało go gestapo, ale udało mu się uciec. "Wyskoczyłem półnagi przez okno" - opowiadał. Później zdobył "lewe" dokumenty i opuścił stolicę. Trafił do leśnej partyzantki, oddziału Armii Krajowej, ale wrócił do Warszawy, by walczyć w powstaniu. I znowu wpadł. Tym razem uciekł z transportu z Pruszkowa i przedostał się do Krakowa. Pracował przy budowie torów pod Wrocławiem, a kiedy ruszył front, razem z innymi robotnikami wywieziono go w głąb Rzeszy. Tam znowu uciekł, tym razem do Amerykanów.

W końcu został żołnierzem 444. batalionu przeciwlotniczego 97. Dywizji Piechoty 3. Armii USA, dowodzonej przez generała George'a Pattona. Walczył w Czechosłowacji, po wojnie trafił do Włoch. Stamtąd przyjechał do Polski. Głównie po to - jak później wspominał - żeby odnaleźć matkę. Socjalistyczny kraj nie przypadł jednak mu do gustu. Próbował uciekać, ale wpadł na południowej granicy. Wylądował w więzieniu, był przesłuchiwany w ponurej siedzibie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Koszykowej w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki