We wtorek komendant straży miejskiej w Łodzi przedstawiał radnym z komisji ładu raport o walce z handlem pudełkowym. Dariusz Grzybowski przyznał, że strażnicy mają problem ze ściągalnością mandatów. Do kasy łódzkiego magistratu wpływa niecałe 30 procent należności za wystawione mandaty. Dlaczego tak mało? Bo pudlarze się wycwanili i formalnie nie posiadają żadnych dochodów.
Na konfiskatę ich majątków sprzedawanych na ulicach miasta zezwoliło rozporządzenie władz Łodzi z sierpnia 2010 roku.
- Po samym wydaniu rozporządzenia przez prezydenta skontrolowaliśmy 700 takich stoisk i wystawiliśmy 544 mandaty (maksymalny wynosi 500 złotych - przyp. red.) - dodaje komendant Grzybowski. - 176 z nich opiewało na 500 złotych, jeden na 400 złotych i 28 na 300 złotych.
W całym 2010 roku strażnicy wypisali 483 wnioski do sądu o ukaranie dzikich handlarzy i wystawili 12.510 mandatów i 1.107 pouczeń. Blisko 90 procent mandatów, czyli około 40 tysięcy, to kary tzw. porządkowe, a więc w dużej mierze właśnie za nielegalny handel.
O ile rzeczywiście udało się ograniczyć nielegalny handel na ulicach Łodzi, to nadal problem jest na terenach spółdzielni.
- Na gruntach należących do spółdzielni mieszkaniowych nie mamy prawa rekwirować towaru - mówi Dariusz Grzybowski. - Możemy dawać tylko mandaty.
Zdaniem radnych walka z handlarzami na terenach spółdzielni będzie niezwykle trudna.
- Niezamożni emeryci bardzo sobie chwalą, że mogą kupić o 30 czy 40 procent taniej niż w sklepie warzywa i owoce od rolnika, który sprzedaje je z własnego samochodu - mówi Kazimierz Kluska, radny PiS. - Jedna z widzewskich spółdzielni nawet podpisuje umowy z takimi ludźmi i handlują legalnie.
Maciej Rakowski, radny SLD uważa, że dziki handel to efekt zlikwidowania małych, osiedlowych targów i wybudowanie w ich miejsce hal targowowych.
- To ucywilizowało handel, ale też uniemożliwiło prowadzenie drobnej sprzedaży - dodaje Rakowski. - Trzeba wrócić do idei małych ryneczków.
Radni i strażnicy miejscy chcą zorganizować spotkania ze spółdzielniami na temat dzikiego handlu.
- Też mieliśmy taki problem, ale kupcy legalnie sprzedający w Domu Handlowym Batory i na pobliskim targowisku żądali kategorycznego pozbycia się dzikiej sprzedaży - mówi Katarzyna Pankiewicz, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej im. Batorego. - Nie wydawaliśmy zgody na handel z pudeł i problem się skończył.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?