Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: moda na uniwersytety dziecięce

Matylda Witkowska
9-letnia  Kamila Sieroń zdobyła upragniony indeks Łódzkiego Uniwersytetu Dziecięcego.
9-letnia Kamila Sieroń zdobyła upragniony indeks Łódzkiego Uniwersytetu Dziecięcego. Matylda Witkowska
Przygotowanie wykładu dla dzieci trwa kilka miesięcy, zapisanie malucha na zajęcia wymaga nerwów ze stali, a zapanowanie nad tłumem wiercących się słuchaczy graniczy z cudem. A jednak wykładowcy, rodzice i uczniowie oszaleli na punkcie uniwersytetów dziecięcych. Skąd wzięła się ta moda i co z tego mają dzieci.

Aula pełna znaków zapytania

Czy od pisania SMS będą rosły nam kciuki? Czy komar, który ugryzie pijanego, też będzie pijany? Jak zostać najbogatszym człowiekiem na świecie? To tylko niektóre pytania, jakimi są zasypywani wykładowcy działającego przy Politechnice Łódzkiej uniwersytetu dziecięcego. Jak przyznają, często muszą rozłożyć ręce i powiedzieć "nie wiem".

Cel - mówić ciekawie

W zajęciach istniejącego od trzech lat Łódzkiego Uniwersytetu Dziecięcego bierze udział kilkaset dzieci w wieku od 7 do 12 lat. Raz w miesiącu mają wykłady z prawdziwymi profesorami i dodatkowe ćwiczenia w laboratorium. Nad przygotowaniem zajęć głowią się najtęższe uczelniane umysły.
Dr Marek Sekieta z Katedry Zarządzania Produkcją PŁ do wygłoszonego w zeszłą sobotę 45-minutowego wykładu pt. "Najbogatsi ludzie świata. Jak zdobyć fortunę" przygotowywał się trzy miesiące.

- Myślałem nad nim w wolnym czasie. Dużo pomógł mi magazyn "Forbes", gdzie czytałem artykuły o bogatych ludziach - opowiada. Choć ekonomię wykłada codziennie, przed wykładem jeszcze raz przejrzał podręczniki.

- Nie jest sztuką mówić ciekawie o rzeczach ciekawych, sztuką jest mówić tak o rzeczach trudnych - tłumaczy.

Dzięki mrówczej pracy mógł w zeszłą sobotę opowiedzieć kilkuset młodym studentom, ile złotówek trzeba ułożyć obok siebie, by opleść nimi pół Ziemi (dla tych co nie wiedzą: miliard, powstanie wtedy pas o długości 23 tys. kilometrów) i dlaczego niektóre proste przedmioty są bardzo drogie, a inne - tanie jak barszcz. Jednak mimo najszczerszych chęci nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie: który żużlowiec jest najbogatszy?

- Starałem się przewidzieć pytania, ale oczywiście wszystkich mi się nie udało - tłumaczy dr Sekieta.
Wśród kilkunastu młodych studentów, którym udało się dopchać do mikrofonu i zaskoczyć doktora pytaniem, była 9-letnia Kamila Sieroń. - Chcę iść na uniwersytet i zostać archeologiem, ale zajęcia mi się podobają - mówi Kamila. - Szkoda tylko, że na pierwszych wykładach nie dostałam się do mikrofonu - dodaje.

Emilia, mama studentki, jest przekonana, że wykłady na politechnice są dobre nie tylko dla chłopców. - Kamila jest bardzo ciekawa życia, chłonie wiedzę, zadaje mnóstwo pytań. Nie może się już doczekać kolejnych zajęć - dodaje.

Mali studenci traktowani są poważnie - mają ślubowanie, indeksy, w których zbierają podpisy i pieczątki, uroczyste rozpoczęcie roku z rektorem uczelni ubranym w gronostaje. Nie ma egzaminów i odpytywań, ale kto będzie obecny na trzech z pięciu wykładów, otrzyma na koniec semestru dyplom i żakowską czapeczkę z logo ŁUD.
Nerwy przy zapisach
Koszt uczestnictwa to 30 zł za semestr, plus 15 zł za każde dodatkowe zajęcia. To niedrogo, ale dostać się na dziecięcy uniwersytet jest jeszcze trudniej niż na "dorosły". Rodzice czatowali przy komputerach, by równo z wybiciem godziny rozpoczęcia zapisów wstukać swoje dane. Po dwudziestu minutach miejsc już nie było, choć uczelnia zwiększyła w tym roku ich limit z początkowych 560 do 840.

- Do zapisania córki namówiła mnie jej nauczycielka. Ale to, że udało mi się zalogować do tego systemu to chyba cud - przyznaje Emilia Sieroń, mama Kamili.

Sporo nerwów przeżyła też rodzina Dariusza Mielczarka z Łodzi. - Syn chodził na zajęcia w poprzednim semestrze, w tym przez jakiś czas był na liście rezerwowej. Rozczarowany był strasznie, pocieszył się dopiero, gdy dostał się na listę przyjętych - opowiada tata.

Student chce siusiu

Każdy wykład dla dzieci to poważna operacja logistyczna. Do prowadzenia zajęć wybierani są najlepsi wykładowcy.

- Kierujemy się opinią studentów i marketingiem szeptanym - przyznaje Anna Janicka, kierowniczka i założycielka uniwersytetu. - Przygotowanie zajęć dla dzieci jest wyzwaniem, ale jeszcze nikt nam nie odmówił.

Wśród wykładowców są głównie profesorowie politechniki, ale często zapraszani są ludzie z innych branż. O zabytkach regionu łódzkiego opowiadał dzieciom przewodnik Ryszard Bonisławski, a w tajniki wiedzy sądowej wprowadzi młodych słuchaczy znana z telewizji sędzia Anna Maria Wesołowska.

By zapanować nad tłumem, uczelnia wprowadziła specjalne zasady. Rodziców obowiązuje kategoryczny zakaz wstępu na salę podczas wykładu. Jeżeli chcą, mogą poczekać na pociechy w osobnych aulach, gdzie cały wykład transmitowany jest na żywo za pośrednictwem kamer internetowych.

Nad porządkiem i bezpieczeństwem dzieci na każdych zajęciach czuwa dwudziestu wolontariuszy, ubranych w koszulki z logo ŁUD. Większość to studenci politechniki.

- Robimy to, bo praca z dzieciakami sprawia frajdę - mówi Magdalena Dubas, studentka V roku zarządzania, która za pomocą krótkofalówki kieruje operacją wydawania dzieci rodzicom.
Zadaniem wolontariuszy jest także zaprowadzanie małych studentów do toalety i pomoc w niespodziewanych wypadkach. Jednak jeśli ktoś sprawia kłopoty, to głównie rodzice, którzy zapominają odebrać dzieci.

- Najbardziej zapadła mi w pamięć mama, która spóźniła się dwie godziny. W czasie wykładu poszła sobie do fryzjera i zabieg się przeciągnął. Nie mieliśmy wyjścia, czekaliśmy na nią do skutku - opowiada Magda.
ŁUD nie jest jedyną taką placówką w Łodzi. W tym semestrze swoją działalność rozpoczął Uniwersytet Łódzki dla Dzieci. Działa na podobnej zasadzie, ale jest bezpłatny, a oprócz zajęć dla najmłodszych oferuje też trzy wykłady dla rodziców na tematy pedagogiczne. Inaugurację zajęć zaplanowano na 24 października, jednak już teraz wszystkie miejsca są zajęte.

- Zaczęliśmy zapisy w ubiegły piątek, a w środę miejsc już nie było - mówi Marta Kraśnicka z centrum promocji Uniwersytetu Łódzkiego.

Menedżer z podstawówki

Czy powstanie więcej takich placówek? Bardzo możliwe. W ostatnich latach można mówić o prawdziwej modzie na uniwersytety dziecięce. Pierwszy na świecie powstał w 2002 roku w niemieckiej Tybindze. Obecnie u naszych zachodnich sąsiadów jest ich już kilkadziesiąt.

Ta sama moda dotarła do Polski. Pierwsze uniwersytety dziecięce powstały w 2007 roku w Warszawie i Krakowie. Łódzki wystartował pół roku później. Obecnie mamy ich prawie pięćdziesiąt. Działają przy uczelniach, fundacjach i szkołach prywatnych. Są uniwersytety ogólne i wyspecjalizowane, takie jak Ekonomiczny Uniwersytet Dziecięcy przy Szkole Głównej Handlowej, który zapoznaje uczniów ostatnich klas podstawówek z różnymi stylami zarządzania i skutkami zaniedbania sfery public relations w firmie.

Skąd wzięło się takie edukacyjne szaleństwo?

Iwona Piotrowska, pedagog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 4 w Łodzi, przez dwa lata chodziła na zajęcia ze swoim synem. Choć zajęcia były ciekawe, jest przekonana, że moda na dziecięce uniwersytety wynika przede wszystkim z ambicji rodziców.

- Nie brakowało dzieci, które wyraźnie się nudziły albo nawet spały w ławkach - opowiada. - Mały student to głównie nobilitacja dla rodziców, którzy mogą się nim pochwalić i wierzą, że po takich zajęciach zostanie wielkim naukowcem. Tymczasem dziecko w tym wieku nie wie, co to jest indeks czy rektor - dodaje.

Tym, którzy nie dostali się na zajęcia, radzi, by się nie przejmować.

- To nie jest wiedza usystematyzowana, spełnia podobną rolę jak ciekawy program w telewizji, przeczytana przez babcię książka czy spotkanie z ciekawym człowiekiem. Jeśli jakieś dziecko się nie dostanie, to na pewno jego przyszła kariera na tym nie ucierpi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki