Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź wielokulturowa czy rasistowska?

Joanna Barczykowska
Obcych, innych lubimy, jak maszerują w pochodzie Piotrkowską z okazji jakiegoś festiwalu. Na co dzień trudniej nam ich zaakceptować
Obcych, innych lubimy, jak maszerują w pochodzie Piotrkowską z okazji jakiegoś festiwalu. Na co dzień trudniej nam ich zaakceptować Grzegorz Gałasiński
Łódź, dawniej wielokulturowa, dziś coraz częściej staje się miejscem rasistowskich zaczepek i docinków. Dla Sola z Konga i Dawida z Angoli miała być spełnieniem marzeń. I byłaby, gdyby wyglądali jak wszyscy. Ale nie wyglądają

Bambus, czarnuch, nygus... Sol już stracił rachubę, ile razy usłyszał takie epitety, kiedy spacerował po ulicach Łodzi. Zareagował? Raz, no może dwa. Teraz udaje, że nie słyszy, choć rozumie wszystko doskonale. Przyjechał do Łodzi 7 lat temu z Konga. To miał być jego raj na ziemi. Zimna Polska, fabryczna Łódź, była dla niego spełnieniem marzeń. I nadal jest, tylko dusza marzyciela często cierpi przez wyzwiska i chamskie docinki.

- Wolałbym tego nie rozumieć i tak było jakiś czas. Jak przyjechałem, mówiłem tylko po angielsku i francusku. Przez rok przed studiami chodziłem do Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców. Dopiero wtedy załapałem trochę polskiego. Ci, którzy mnie rozumieli, najczęściej chcieli ze mną rozmawiać i byli sympatyczni. Inni patrzyli z ukosa. I to się nie zmieniło przez lata. Do dziś bawi mnie, że jak siadam w tramwaju, to żadna starsza pani ani pan koło mnie nie usiądzie. Nie wiem, czy się boją, czy brzydzą. Przecież nie gryzę - opowiada Sol, 27-letni Kongijczyk, który w Łodzi mieszka od 7 lat.

Dała d... Murzynowi

27-latek czuje się w Łodzi jak w domu, ale chyba nigdy nie będzie dla tutejszych "swój". Ma tu wielu znajomych, ma dziewczynę. Kiedy skończył studia, chciał wyjechać. Myślał o Europie Zachodniej. Miał nadzieję, że tam będzie mu łatwiej. Został, bo się zakochał.

- Ale nie jest mi łatwo - mówi Sol. - Kiedy idę z Anią ulicą, patrzą na mnie spode łba. Jakbym ukradł im coś ważnego. Kiedy całujemy się w tramwaju, starsze panie aż chrząkają. Przestałem na to reagować, ale głupie zaczepki się zdarzają. Najbardziej boli mnie, kiedy są kierowane do Ani, że dała d... Murzynowi. Nic nie dała, tylko pokochała, tak jak ja ją. A ja jestem normalnym gościem, który ma tylko inny kolor skóry - przekonuje Sol.

Zaczął w Łodzi studia na Uniwersytecie Łódzkim. Przez rok był na stosunkach międzynarodowych. Potem przeniósł się na finanse i bankowość. Studia skończył bez problemu. Dorabiał sobie, zaplatając warkoczyki u fryzjera. Na książki i piwo wystarczało. Z tym piwem nie było wcale tak łatwo. Obcokrajowcom trudno się poruszać po Łodzi wieczorami.

- Nie chodzi o to, że się boję. Jestem rosły chłopak i z jednym sobie poradzę. Z dwoma też, ale potem to już jest nierówna walka. Nieraz do niej stawałem, ale teraz już wiem, że nie warto - ocenia Sol.

Chłopak nie narzekał na brak sympatii kolegów. Na studiach często zapraszano go na imprezy - był sympatyczny, kontaktowy, szybko się uczył i umiał bawić. Przychodził zawsze pierwszy.

- Nie chodzi o to, że nie mogłem się doczekać imprezy. Jak jesteś kolorowy w Łodzi, to musisz przestrzegać dwóch zasad: nie chodź sam i nie spaceruj po nocy - mówi Sol.

Z chodzeniem w grupie to jest jeszcze problem, którego my tutaj - zdaniem Sola - nigdy nie zrozumiemy. W Europie ludzie żyją sami. Pracują razem, ale często ze sobą nawet nie rozmawiają, potem przychodzą do domu i odcinają się od domowników telewizorem albo słuchają muzyki, każdy osobno. Odpoczywają też w samotności. Każde dziecko już od małego ma tu własny pokój i uczy się życia w samotności.

- W Afryce jest inaczej. Tam wszyscy żyjemy w kupie. Nigdy nie jesteśmy sami. Nawet jak ktoś stanie sam przed domem, to zaraz stawi się obok kilku sąsiadów, żeby dotrzymać mu towarzystwa. Wy się śmiejecie, że chodzimy w kupie, bo się tak bardzo boimy, a my tak po prostu lubimy - opowiada.

Jest twardym facetem. Nigdy nie zapłakał, nawet jak po studiach miał problemy ze znalezieniem pracy.

- Skończyłem finanse i bankowość. Trudno było o pracę w banku. Chciałem spróbować jako przedstawiciel handlowy. Niestety, odbijałem się od drzwi. Nikt mnie nie zatrudnił, mimo że w internecie ofert było tysiące. Mówili, że problemem jest akcent, ale wiem jak było naprawdę - twierdzi Sol.

W końcu mu się udało. Pracuje w biurze rachunkowym. Idzie mu świetnie. Chce zostać i założyć rodzinę. Boi się tylko, jak poradzą sobie jego dzieci.

- Ja jestem twardy, bo nieraz w życiu oberwałem, ale dla dzieci chcę czegoś lepszego. Nie żalę się, nie jestem niewdzięczny, bo wiem, że w Europie mam szansę na lepsze życie. Nie chcę tylko na każdym kroku słyszeć "O, Murzyn idzie" - mówi Sol.
Bambo, żółtek...

Helsińska Fundacja Praw Człowieka opublikowała raport "Rasizm w Polsce". Przeprowadzono wywiady z 24 obcokrajowcami, niektórzy z nich mieszkają w Łodzi. Każdy doświadczył zniewag i wyzwisk, jedna trzecia tej grupy nawet fizycznej przemocy.
Najczęściej wyzwiska związane są ze stereotypami i kolorem skóry - małpa, asfalt, Bambo, goryl, czarnuch i żółtek, taliban, to obelgi, które słyszy się w tramwaju, autobusie, na podwórku, w klubie. Fundacja zwraca uwagę, że mimo oficjalnego potępienia zachowań rasistowskich, w naszym społeczeństwie jest powszechne przyzwolenie dla zachowań rasistowskich. Wyzwisk czy obelg nikt nie traktuje jak napaści.

Fundacja zwraca uwagę, że wyzwiska spotykają również dzieci z mieszanych małżeństw, a rodzice na to nie reagują.

Dobrze wie o tym Dawid, 39-letni inżynier. Do Polski przyjechał na studia prawie 20 lat temu. Dostał stypendium na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Tam poznał piękną łodziankę, Ewę. Od razu się zakochał i postanowił zostać w Polsce. Był zdolny, nie miał problemu ze znalezieniem pracy. Kilka lat pracował w Krakowie, ale po ślubie pojawiło się dziecko. Ewa chciała wrócić do Łodzi, żeby być bliżej rodziców.

- Na początku wszystko było pięknie. Dostałem w Łodzi pracę, którą mam do dziś. Ewa rozkręciła własny biznes odzieżowy, a nasz mały Dawid wychowywał się u kochającej babci. Kiedy poszedł do przedszkola, zaczęły się problemy. Dzieci ciągle wytykały go palcami, nie chciały się z nim bawić. Mówiły, że jest brudny. Mały niechętnie tam chodził - przyznaje Dawid. - Przedszkole mu odpuszczaliśmy, ale ze szkołą już się nie dało.

Na początku Dawid radził sobie w podstawówce bardzo dobrze. Chętnie się uczył i zdobył kolegów. Któregoś dnia jeden z nich stwierdził jednak przy całej klasie, że Dawid może ich zaczarować i że nie można patrzyć mu w oczy, bo może rzucić klątwę. Chłopiec, który to powiedział, tłumaczył się potem, że oglądał w telewizji film o afrykańskich czarownicach, które potrafią rzucić klątwę na całe miasta.

- Większej głupoty w życiu nie słyszałem, ale jak popatrzyłem na zapłakanego Dawida, to myślałem, że pęknie mi serce. W takich chwilach człowiek chciałby się spakować, zabrać rodzinę i wyjechać daleko stąd. Ma się dość tej nierównej walki - nie ukrywa Dawid senior.

Żydów nie wpuszczamy

Obcokrajowcy nie mają w Łodzi łatwo. Każdy z tzw. rezydentów mógłby opowiedzieć kilka gorzkich historii. Czy się obrażają? Nie. Czy mają żal? Też nie. Oni po prostu nie potrafią tego zrozumieć.

W "Brunatnych księgach" wydawanych przez Stowarzyszenie Antyrasistowskie "Nigdy więcej" nie brakuje doniesień z Łodzi. Każdego roku trafia tu kilkanaście wpisów. Jedną z opisanych sytuacji jest rasistowskie zachowanie "bramkarza", selekcjonera w jednym z łódzkich klubów muzycznych przy ul. Piotrkowskiej.

Weronika Kuźma z Warszawy, która razem z trójką znajomych chciała w zeszłym roku wejść do jednego z modnych klubów przy ul. Piotrkowskiej, usłyszała coś druzgocącego.

- Nie wejdziecie, bo szczerze wam powiem, że wyglądacie jak Żydzi - odburknął selekcjoner, kiedy Weronika stanęła pod wejściem do lokalu. - Murzynów też bym nie wpuścił.

Turyści z Warszawy przyjechali na Targowa Film Street Festiwal. Obejrzeli projekcje, wysłuchali koncertu. Po godz. 23 chcieli zabawić się w centrum. Poszli na Piotrkowską. Selekcja do klubu jest dla nich czymś normalnym.

- Nigdy jednak nie usłyszałam tak niedorzecznego tłumaczenia. To zachowanie ścięło mnie z nóg. Jak w mieście, które pretendowało do miana Europejskiej Stolicy Kultury, mogą się dziać takie rzeczy? Po co mają przyjeżdżać tu turyści - zastanawia się Weronika Kuźma.

Członkowie gminy żydowskiej w Łodzi przyznają, że antysemickie docinki to plaga.

- Takich incydentów nie nazywam antysemityzmem, to po prostu chamstwo. W zeszłym roku po raz pierwszy w historii chuligani wtargnęli na teren gminy żydowskiej, grożąc nam. Kiedyś podczas spaceru po ul. Piotrkowskiej pięć razy stałem się obiektem obraźliwych wyzwisk - mówi Symcha Keller, przewodniczący Rady Religijnej Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich. - To zła wizytówka dla Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki