MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łódzcy bohaterowie Bitwy Warszawskiej i wojny polsko-bolszewickiej

Anna Gronczewska
Pomnik poświęcony bohaterskiemu księdzu Ignacemu Skorupce
Pomnik poświęcony bohaterskiemu księdzu Ignacemu Skorupce Krzysztof Szymczak
Oblicza się, że w Bitwie Warszawskiej walczyło około 6 tysięcy mieszkańców regionu łódzkiego. Żołnierze, harcerze, policjanci...

Jednym z bohaterów Bitwy Warszawskiej był Aleksander Napiórkowski. W Łodzi spędził tylko 3 z 30 lat swego życia. Jednak do dziś jest kojarzony z tym miastem. Tu ma swój grób. Urodził się w 1890 roku w majątku Chrzczony na Kurpiach, w rodzinie Ignacego i Bronisławy z Gutowskich. Uczył się w gimnazjum w Pułtusku. Jako 15-latek wziął udział w strajku szkolnym w 1905 roku. Potem rodzice przynieśli go do Łomży, gdzie uczył się w Prywatnej Męskiej Szkole Handlowej. W tym czasie nawiązał współpracę z Polską Partią Socjalistyczną. Zaczął prowadzić agitację wśród żołnierzy. Został za to aresztowany. Kolejny raz trafił do więzienia za posiadanie broni. Dzięki interwencji ojca wypuszczono go na wolność.

Napiórkowski wyjechał do Belgii. Był rok 1908. Zaczął tam studiować na wydziale elektrycznym Politechniki w Liege. Do Polski wrócił w 1914 roku, tuż przed wybuchem wojny.

Jeszcze w Belgii wstąpił do Związku Strzeleckiego. Działał też w Związku Młodzieży Postępowo-Niepodległościowej. Należał również do PPS Frakcja Rewolucyjna, a więc ugrupowania związanego m.in. z Józefem Piłsudskim i Tomaszem Arciszewskim.

Podczas wakacji 1914 roku Napiórkowski został skierowany na kurs Związku Strzeleckiego w Galicji. Pod pseudonimem "Kordian" wstąpił w szeregi Pierwszej Kompanii Kadrowej. Wraz z nią jako podoficer przekroczył granice Królestwa Polskiego. 20 stycznia 1915 roku został żołnierzem słynnego 1. Pułku Ułanów dowodzonego przez pułkownika Władysława Belinę-Prażmowskiego. Napiórkowski szybko awansował. Został kapralem, wachmistrzem, a w końcu w październiku 1916 roku chorążym i jednocześnie komendantem plutonu 5. Szwadronu.

Walczył o Kielce, brał udział w kampanii nad Styrem i Stochódem. Józef Piłsudski przyznał mu odznakę "Za wierną służbę". Po kryzysie przysięgowym w lipcu 1917 został internowany w Szczypiornie. Ale uciekł stamtąd.

Po ucieczce ze Szczypiorna Aleksander Napiórkowski rozpoczyna łódzki etap swojego życia. Feliks Perl, działacz PPS, kieruje go w grudniu 1917 roku do Łodzi. Napiórkowski działa tu pod pseudonimem "Stefan", wcześniej nosił pseudo "Olkowski". Zostaje przewodniczącym Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS, a także redaktorem "Łodzianina". W Łodzi Napiórkowski zabiega m.in. o powrót do jego partii członków PPS-Lewicy. I to mu się udaje. Jednocześnie zwalcza SDKPiL.

Organizuje też strajk protestacyjny przeciwko oddaniu Ziemi Chełmskiej Ukrainie na mocy Pokoju Brzeskiego. Napiórkowski był też organizatorem i pierwszym dowódcą Milicji Ludowej, brał udział w rozbrajaniu Niemców w listopadzie 1918 roku.

Po odzyskaniu niepodległości nie zaprzestaje działalności politycznej. Ma 29 lat, gdy z ramienia PPS zostaje wybrany w 1919 roku posłem sejmu pierwszej kadencji w wolnej Polsce, zwanym sejmem ustawodawczym. Wchodzi do komisji administracji i komisji wojskowej. Docenia go też własna partia. Zostaje sekretarzem klubu sejmowego PPS. A w maju 1920 roku na kongresie PPS wybrano go na członka Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS.

Wtedy Aleksander Napiórkowski jest już żonaty. W lutym 1920 roku bierze ślub z młodszą o 4 lata łodzianką Wiktorią Alicją z Wysznackich. Młoda para zamieszkuje w kamienicy przy ul. Zarzewskiej. Żona naszego bohatera jest nauczycielką. 13 lipca Aleksander Napiórkowski zgłasza się na ochotnika do wojska. Jego żona jest w zaawansowanej ciąży.

Trwa już wojna polsko-bolszewicka, rozpoczyna się ofensywa Armii Czerwonej. Napiórkowski trafia najpierw do I Pułku Szwoleżerów, a potem do 108. Pułku Ułanów w VIII Brygadzie Jazdy. 18 sierpnia zostaje ciężko ranny podczas walk pod Ciechanowem, będących częścią Bitwy Warszawskiej. Trafia do szpitala, ale rany są na tyle poważne, że jeszcze tego samego dnia Napiórkowski umiera.

Zostaje pochowany w Modlinie. Pośmiertnie zostaje awansowany do stopnia rotmistrza, odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari i Krzyżem Niepodległości. Wiadomość o jego śmierci dociera do Łodzi. Łodzianie, a zwłaszcza miejscowy PPS, postanawiają uczcić swojego bohatera. Jego zwłoki zostały ekshumowane i przewiezione do Łodzi.

Uroczysty pogrzeb odbywa się 12 listopada. W pogrzebie bierze udział żona zmarłego. 25 listopada przyjdzie na świat ich córka Aleksandra. Po latach profesor Aleksandra Przełęcka zamieszka w Warszawie, zostanie profesorem, uznanym biochemikiem. Umiera w 2005 roku.

Natomiast żona Aleksandra Napiórkowskiego przeżyła męża o ponad 60 lat. Zmarła w 1982 roku mając 82 lata. Była działaczką oświatową, od 1924 do 1927 radną Rady Miejskiej w Łodzi, w czasie wojny organizowała tajne komplety.

Śmierć swojego posła uczcił też sejm. Ale wiadomość o tym dotarła do parlamentu dopiero 28 października 1920 roku. Dzień później marszałek sejmu Wojciech Trąmpczyński otwierając kolejne posiedzenie powiedział kilka słów o Aleksandrze Napiórkowskim.

- Zginął jak żył, w sumiennym spełnieniu obowiązku wobec Ojczyzny - mówił w sejmie marszałek Wojciech Trąmpczyński. - Jego piękna karta życiowa nieodłącznie pozostanie związana z historią pierwszego Sejmu Polskiego.
W Łodzi zorganizowano zbiórkę społeczną. Z zebranych pieniędzy ufundowano Napiórkowskiemu w 1921 roku piękny nagrobek będący dziełem rzeźbiarza Władysława Czaplińskiego. Zdobi go czapka ułańska. Jeszcze w 1920 roku imieniem Napiórkowskiego nazwano ulicę Zarzewską, tę na której mieszkał. Jej nazwę zmienili w 1940 roku Niemcy. Powrócono do niej w 1945 roku, ale nie na długo. W 1952 roku z mapy Łodzi zniknęła ulica Napiórkowskiego. Nadano jej imię Stefan Przybyszewskiego, działacza KPP i PPR. Rok 1990 nie był też szczęśliwy dla Aleksandra Napiórkowskiego. Stefan Przybyszewski przestał być patronem ulicy. Ale ze względu na koszty nie powrócono do imienia Aleksandra Napiórkowskiego. Stefana zamieniono na Stanisława Przybyszewskiego. Napiórkowski nie ma więc dalej ulicy w Łodzi, stał się zapomnianym bohaterem z 1920 roku.

Swoją ulicę ma w Łodzi za to inny bohater Bitwy Warszawskiej, kapitan Stefan Pogonowski. Gdy zginął miał 25 lat. Jego imię rozsławił generał Lucjan Żeligowski, dowódca dywizji, w której walczył Pogonowski. Pogonowski zginął 15 sierpnia 1920 roku, pod Wólką Radzymińską. Był dowódcą I Batalionu 28. Pułku Strzelców Kaniowskich. Zginął prowadząc do ataku swój batalion. Pogonowski został pochowany w Łodzi, na cmentarzu przy ul. Ogrodowej.

Niedaleko Pogonowskiego spoczywa urodzony w Łodzi porucznik Benedykt Grzymała-Pęczkowski, też walczący w 28. Pułku Strzelców Kaniowskich, łódzki harcerz. Jego brat, generał Mieczysław Pęczkowski, tworzył w Łodzi Polską Organizację Wojskową. Benedykt poległ mając 23 lata.

W Bitwie Warszawskiej zginął też 27-letni ks. Ignacy Skorupka. Ksiądz, społecznik, harcerz. Dwa lata wcześniej był przez rok wikariuszem w parafii Przemienienia Pańskiego w Łodzi.

W końcu lipca 1920 roku ks. Ignacy został kapelanem garnizonu praskiego. A 8 sierpnia, na jego prośbę, mianowano go kapelanem lotnym formującego się w budynku szkoły im. Władysława IV na warszawskiej Pradze 1. Batalionu 236. pułku piechoty Armii Ochotniczej. Składał się on głównie z młodzieży szkolnej, studentów. 13 sierpnia ksiądz Skorupka wymaszerował ze swoim batalionem na front, do wsi Ossów. Następnego dnia zginął. Z opisu jego ostatnich chwil wynika, że w stule, z krzyżem w ręku, szedł na przodzie atakujących oddziałów. Inna wersja mówi, że zginął udzielając ostatniego namaszczenia żołnierzowi rannemu podczas ataku. Teraz ma w naszym mieście swoją ulicę i pomnik przed łódzką archikatedrą.

W dziesiątą rocznicę "Cudu na Wisłą" władze Łodzi wystawiły bohaterskiemu księdzu Ignacemu Skorupce pierwszy w Polsce pomnik. Na czele komitetu organizacyjnego stanął bp Wincenty Tymieniecki, prace plastyczne zlecono prof. Franciszkowi Sługockiemu, a liternictwo i kompozycję całości Wacławowi Konopce. 15 sierpnia 1930 roku po uroczystym nabożeństwie odsłonięto i poświęcono monument. Stanął on na placu przed katedrą, w jego południowym narożniku, frontem do pobliskiej ul. Piotrkowskiej. W drugim narożniku istniał wcześniej odsłonięty Grób - Pomnik Nieznanego Żołnierza. Przylegającą doń ulicę przemianowano z Placowej na ks. I. Skorupki. W ten sposób zamknięto kompozycyjnie obudowę plastyczną placu, który stał się miejscem najważniejszych uroczystości i manifestacji religijno-patriotycznych. W listopadzie 1939 roku hitlerowcy zniszczyli pomnik, ale jego elementy plastyczne przetrwały w zakamarkach budynków diecezjalnych. Po 1945 roku władze nie dopuszczały do jego odbudowy, stanął powtórnie dopiero w 1989 roku.

W Bitwie Warszawskiej walczył też Zbigniew Kubiak, ojciec Jana, wiele lat związanego z łódzkim zakonem bonifratrów.

- Mój ojciec urodził się w 1901 roku, był łodzianinem - opowiadał nam pan Jan. - Gdy Polska odzyskała niepodległość, już w kwietniu 1919 roku, dokładnie trzynastego, wstąpił na ochotnika do Wojska Polskiego.

Zbigniew Kubiak wstąpił do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. Do stycznia 1921 roku jego dowódcą był pułkownik Stanisław Rawicz-Dziewulski, wcześniej oficer carskiej kawalerii. Był on organizatorem 4. Pułku Ułanów, który w 1927 roku przyjął oficjalnie nazwę Zaniemeński.

Zbigniew Kubiak, jak każdy nowy żołnierz, przeszedł szkolenie. Po jego zakończeniu został skierowany na front wojny polsko-bolszewickiej. W lipcu 1919 roku wziął udział w polskiej ofensywie na północnym wschodzie. W ciągu lipca i sierpnia wojska polskie dowodzone przez generała Stanisława Szeptyckiego, dowódcę frontu litewsko-białoruskiego, zajęły m.in. Słuck, Bobrujsk. Na północy dotarły pod Dynenburg i Połock, a na wschodzie oparły się na Berezynie.

- Mój ojciec brał udział w najważniejszych bitwach- wspominał Jan Kubiak. - Odbywały się one na linii Raków-Kaplicze-Słysz i pod Berezyną. Pod Berezyną nastąpiło zejście do okopów.
Jesienią i zimą z 1919 na 1920 rok 4. Pułk Ułanów Zaniemeńskich przebywał m.in. w Bobrujsku.

Jak wspominał po latach Zbigniew Kubiak, był to ciężki czas. Polscy żołnierze nie mieli odpowiedniego umundurowania, a zbliżała się zima. Na szczęście dostali austriackie kożuchy co sprawiło, że przetrwanie zimnych dni stało się łatwiejsze. A zima z 1919 na 1920 była ostra. Panowały wielkie mrozy, padał śnieg.

- Wiem ze wspomnień ojca, że brakowało żywności - mówi pan Jan. - Trzeba było saniami jeździć do okolicznych wsi i brać w ramach tzw. kontrybucji zwierzęta gospodarcze. Przeważnie owce.

Jan Kubiak opowiadał nam, że jedna z takich wypraw po żywność zakończyła się tragicznie. Ułani wracali z zapasami żywności trzema saniami, zaprzężonymi w cztery konie. Na saniach oprócz woźnicy było po dwóch strzelców. Nagle zaatakowała ich wataha zgłodniałych wilków. Trzeba było robić wszystko, by nie dopuścić ich do koni. Strzelcy zaczęli do nich strzelać. Ale brakowało nabojów.

- Postanowiono z sani wyrzucać owce - przypomina opowieści ojca pan Jan. - Każdą rozszarpywały 2-3 wilki.
Zainteresowane owcami wilki, odchodziły do koni. Saniom udało się ruszyć. Pojechali w kierunku garnizonu. Usłyszano tam strzały i ruszono na pomoc. Dzięki temu ułani z wyprawy po żywność wrócili cali, ale bez jedzenia.

Jedzenia było ciągle za mało. Kiedyś Zbigniew Kubiak zwrócił się do rotmistrza o zwiększenie przydziału chleba.

- Rotmistrz powiedział ojcu, by przyszedł do niego wieczorem - opowiadał Jan Kubiak. - Dał mu wtedy bochenek chleba, marmoladę i kawę zbożową. Sam rotmistrz coś pisał, ale obserwował tatę. Kiedy ten zjadł ostatnią kromkę chleba, powiedział: Istotnie, porcje żywieniowe są za małe. Tak przydziały żywności zostały podniesione.

Po latach, wspominając wojenne przeżycia, Zbigniew Kubiak, zapewniał, że na wschodnich rubieżach miejscowa ludność przyjmowała Polaków z sympatią. Zainteresowało go tamtejsze budownictwo. Każdy dom miał wejście z innej strony.

- Tak, by w razie zasypania śniegiem sąsiad mógł go odkopać - wyjaśniał pan Jan.- Przed zimą zwierzęta prowadzono do chałupy. Umieszczano je w wykopanym rowie, wyściełanym słomą. Tam były karmione. Przez zimę dół powoli się wypełniał, tak że wiosną same mogły wyjść na pole.

Przez całą zimę działania wojenne były wstrzymane. Jeszcze w kwietniu 1920 roku ułani spokojnie spędzili święta Wielkanocy. Jednak ten spokój nie trwał długo.

4 lipca 1920 roku, od północy, ruszyła bolszewicka ofensywa. Żołnierzami radzieckimi dowodził słynny generał Michał Tuchaczewski. Bardzo szybko nastąpił odwrót polskich wojsk. 4. Pułk Ułanów Zaniemeńskich wycofywał się w kierunku Mińska, Małodeczna i Lidy. Po drodze toczył zacięte walki z bolszewikami. Od 15 sierpnia brał udział w kontrofensywie.

Jan Kubiak opowiadał, że w lipcu 1920 roku jego ojciec miał niezwykłą przygodę. Zobaczył, że gdzieś w odległości trzydziestu metrów od niego leży zabity bolszewik. Zauważył, że sowiecki żołnierz ma na nogach nowe buty. Cały teren był pod ostrzałem. Ale chęć zdobycia nowych butów okazała się silniejsza.

- Ojciec doczołgał się do zabitego żołnierza - opowiada pan Jan. - Chciał mu zdjąć buta. Ale próba się nie udała... But urwał się razem z nogą...

Zbigniew Kubiak jeździł na klaczy, którą nazywano "Baśka". Kiedy wybuchła epidemia pryszczycy, koń zachorował.

- Ojciec dostał rozkaz zastrzelenia konia - wspomina syn ułana z 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. - Był jednak do "Baśki" bardzo przywiązany. Odmówił wykonania rozkazu. Wtedy konia zastrzelił jego dowódca. Zaraz po tym powiedział do taty, że na wojnie odmowa wykonania rozkazu równa się karze śmierci. Ale dowódca okazał się człowiekiem. Rozumiał, że ułan może przywiązać się do swojego konia...

Na terenie Podlasia 4. Pułk Ułanów Zaniemeńskich doczekał się odwrotu wojsk bolszewickich. Stało się to po legendarnej Bitwie Warszawskiej. Dzięki zwycięstwu, 4. Pułk Ułanów Zaniemeńskich mógł wrócić na tereny Białorusi.

- Ułani z oddziału ojca w okolicach Lidy zajęli bolszewikom drogę odwrotu - mówi Jan Kubiak. - Tam była tylko jedna przejezdna droga. Wokół niej były bagna i torfowiska. Zboczenie z drogi kończyło się utonięciem żołnierza, razem z koniem.
Ułani ustawili na drodze trzy baterie karabinów maszynowych. Strzelały na przemian. Tak, by po kolejnym wystrzale lufy mogły wystygnąć. W czasie tej bitwy, która zakończyła się polskim zwycięstwem, do niewoli wzięto wielu bolszewików.

Po tej bitwie ułani dostali rozkaz, by dalej pędzić wroga. Jak najdalej. Powiedziano im, że tam gdzie dotrą, będzie granica Polski.

18 marca 1921 roku w Rydze podpisano traktat pokojowy między Polską a sowiecką Rosją i Ukrainą. Zakończył on wojnę bolszewicką.

Ułan Zbigniew Kubiak służył w wojsku do 11 marca 1922 roku. Wtedy został bezterminowo urlopowany. Mógł wrócić do rodzinnej Łodzi. Po wojnie bolszewickiej pozostały wspomnienia i stare fotografie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki