MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łódzki Teatr Lalek "Arlekin": "Pastorałka dla woła i osła" [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Kiedyś aktor-lalkarz, a dziś ceniony reżyser Janusz Ryl-Krystianowski wrócił z „Pastorałką dla woła i osła”

Okolice świąt Bożego Narodzenia prowokują teatry do realizowania premier, które wykorzystują tematy religijne, motywy duchowości ludowej. Idealny czas, by sięgnąć choćby po „Pastorałkę” Leona Schillera - i wyłożyć się realizując coś na kształt szkolnej akademii. Tak bywa. Ale bywa też inaczej.

Łódzki Teatr Lalek „Arlekin” im. Henryka Ryla sięgnął po cieszącą się popularnością na krajowych scenach „Pastorałkę dla woła i osła” Pawła Pawlika. Do jej wyreżyserowania zaprosił Janusza Ryla-Krystianowskiego, bratanka patrona i twórcy tej sceny, przed laty aktora-lalkarza w „Pinokiu” i „Arlekinie” (tu debiutował jako reżyser), wieloletniego dyrektora teatrów w Jeleniej Górze i Poznaniu. W tym ostatnim „Pastorałkę...” zrealizował w roku 2009 Artur Romański, aktorów przebierając za zwierzęta. Forma, w jaką Janusz Ryl-Krystianowski „ubrał” tekst , wydaje się jak dla niego kanoniczna.

Łódzki Teatr Lalek "Arlekin" nagrodzony na festiwalu w Malezji

Reżyser miesza i łączy plany akcji. Aktorzy (Marcin Sosiński jako Wół, Wojciech Kondzielnik jako Osioł) grają figurami postaci, ale też „wychodząc z roli” grają do nich i do siebie. Z humorem. Ruch sceniczny, który pomogła opracować choreografka Joanna Wolańska, skupia się tu na stworzeniu dla akcji dodatkowych kontekstów, na dopełnieniu humoru słownego humorem sytuacyjnym. Podobnie w scenach zbiorowych, gdy aktorzy tworzą muzyczną trupę dogrywającą piosenki lub ilustrują akcję dźwiękami instrumentów - to jeden z najciekawszych elementów reżyserii. Czyni ona jedną z zasad spektaklu wymianę, nakładanie się i dopełnianie środków wyrazu. Oprócz większych figur Woła i Osła w pierwszym planie, aktorzy posługują się ich mniejszymi odpowiednikami (by rozszerzyć plan akcji) i marionetkami Józefa i Maryi.

Kolejne prawo, jakiemu Ryl-Krystianowski poddał spektakl, to stopniowa rozbudowa scenografii (zaprojektowanej przez Julię Skuratovą), której poszerzanie powiązane jest z rozwojem akcji, pojawianiem się kolejnych postaci i sfer (obok „zwierzęcej”, także anielsko-diabelskiej). To w pełni uzasadnione. Reżyser tak interpretuje tekst, że z czasem zmienia się postrzeganie Osła i Wołu: od niegrzeszących cnotami (rozumem i pracowitością), gdy dają się sterować Diabłu, po „rozgrzeszenie”, gdy narodziny Jezusa budzą w nich całkiem ludzkie odruchy. Aktorzy przenoszą się więc z najniższego poziomu ku kolejnym dwóm, na każdym uruchamiane są dodatkowe elementy dekoracji (m.in. domy wsi, z której Wół i Osioł uciekają, uboga stajenka), określające zmianę miejsca akcji. To teatralny majstersztyk, który w nienarzucający się, niedosłowny sposób wpisuje akcję w ramy tradycyjnej (powiedzmy, krakowskiej) szopki bożonarodzeniowej, której mieszkańcami stają się postaci przedstawienia. Proste, czyste i eleganckie. Także dzięki Skuratovej, która w projektach lalek i przestrzeni sceny wykorzystała ornamentykę, kształty i naturalne materiały budzące (przyjemne w swej istocie) skojarzenia z folklorem, życiem w bliskim kontakcie z naturą.

Teatr Lalek Arlekin w odnowionej siedzibie. Lalki kuszą i wabią secesją mistrza Gutentegera

Uznanie należy się aktorom, to oni niosą przedstawienie. Bardzo dobrze radzą sobie z zespołowym prowadzeniem akcji, dobrze ze śpiewem i grą na instrumentach, a aranżacje Roberta Łuczaka dalekie są od „cepelii”, przenika je duch zabawy - pobrzmiewają w nich nuty tanga, flamenco. Nieco słabiej wypadają sceny z marionetkami Józefa i Maryi, poruszanymi na bardzo krótkich niciach, często bezpośrednio na tle animatorów, brak tam wyrazistej akcji. Znakomicie natomiast wypadają sceny w planie aktorskim. Pocieszną, by nie powiedzieć rozczulającą w swej prostoduszności parę postaci tworzą Sosiński i Kondzielnik. W ich rękach sztywne, prawie pozbawione elementów ruchomych figury Woła i Osła otrzymują życie i indywidualny charakter. Ładnie poprowadzona jest rola Anioła (Klaudia Kalinowska), wdzięcznego i radosnego, bynajmniej nie „ołtarzykowego”, zaś Patryk Steczek jako Diabeł... no tak, to jest temperament. Ale dobrze przez reżysera ukierunkowany. Inaczej przykryłby innych aktorów lekkością i absurdalnym humorem (przenoszonym np. na zabawę kostiumem, obnażanie scenicznej umowności). Diabeł ma ambicje być demiurgiem i omamić Woła i Osła ułudą raju, ale jakoś mu się nie udaje. Dzięki Aniołowi (obie postacie grane są w tintamareskach). Niby święta za pasem, a „Pastorałka...” to rzecz bynajmniej nie tylko jednorazowego, około wigilijnego „użytku”.

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
7-13 grudnia 2015 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki