Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzki ZUS się buduje, ale nie tam gdzie powinien

Błażej Lenkowski
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu)
Błażej Lenkowski jest politologiem, prezesem Fundacji Industrial (Liberte, Szósta Dzielnica, 4liberty.eu)
Zapewne część czytelników Dziennika już o tym wie: ZUS inwestuje. W listopadzie 2013 roku rozpoczął za blisko 30 mln zł budowę swojego nowego biurowca przy ul. Lipiec Reymontowskich na odległym, łódzkim Żabieńcu. Pracować ma tam ponad 500 osób, w tym wielu pracowników z oddziału instytucji przy ul. Zamenhofa czy Łęczyckiej, niedawno również odnawianego.

Dlaczego przypominam o tym teraz? Po pierwsze w kontekście niezwykle potrzebnej Łodzi koncepcji "zwijania miasta", czyli próby zatrzymania zjawiska rozlewania się przestrzennego metropolii i lepszego zagospodarowania Śródmieścia. Jak widać, władze miasta próbują wdrażać i promować sensowną koncepcję, ale nie ma to żadnego wpływu na działania innych instytucji publicznych.

Jeśli ZUS z naszych składek buduje sobie nową siedzibę to mógłby zrobić choć mały gest w kierunku miasta i nową siedzibę ulokować przykład w trzech niszczejących kamienicach w centrum, które za środki przeznaczone na budowę poddałby renowacji. Taki naturalny wysiłek publicznej instytucji na rzecz ratowania dziedzictwa miasta. Ewentualnie mógłby umiejscowić je chociaż w Nowym Centrum Łodzi. Tymczasem powstaje kolejny budynek na obrzeżach miasta, a ZUS podąża szkodliwą ścieżką wydeptaną przez Uniwersytet, co jedynie utwierdza mnie w smutnej konstatacji, że w obecnym stanie prawo-administracyjnym, zarządzanie przestrzenne rozwojem miasta jest po prostu fikcją.

Po drugie wydawanie kolejnych 30 mln zł na następną siedzibę ZUS (a wystarczy poszukać w internecie, jak ZUS rozbudowuje się przez ostatnie lata w całej Polsce) specyficznie koresponduje z ostatnimi zapowiedziami rządu Donalda Tuska o planach likwidacji, czyli oskładkowania ZUS-owskiego umów o dzieło oraz umów zlecenie. Plany te oznaczają oczywiście zwiększenie przychodów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a konsekwencje ich wprowadzenia dla wielu pracowników i pracodawców mogą być bardzo niekorzystne.

Upowszechnienie się tego typu umów w ciągu ostatniego dziesięciolecia nie wynika z jakiejś specjalnej perfidii kogokolwiek, ale z faktu, że w Polsce koszty pracy są niezwykle wysokie. Mówiąc wprost praca w naszym kraju opodatkowana jest wyżej niż wódka. Zasadnicze pytanie więc brzmi, czy rząd zgodnie z deklaracjami chce ucywilizować warunki pracy w Polsce, czy raczej po prostu bezrefleksyjnie i nie zważając na skutki, podnosząc koszty pracy w Polsce, zwiększyć wpływy ZUS-u. Instytucji, dla której jak widać wydawanie po 30 milionów na kolejne siedziby to pestka.

Podzielam wiele uwag podnoszonych przez rząd czy lewicowych ekspertów dotyczących warunków pracy na umowach cywilno-prawnych. Powinno podjąć się działania, dzięki którym możliwe jak największa część pracowników będzie objęta najważniejszymi przepisami Kodeksu Pracy, będzie miała prawo do płatnego urlopu, okresu wypowiedzenia itp. Pytanie jednak czy naprawdę trzeba to czynić zwiększając drastycznie koszty pracy, uderzając tak silnie w sektor mikro i małych przedsiębiorstw, czy branż szczególnie wrażliwych na to zjawisko: jak kultura, organizacje pozarządowe czy media.

Podam bardzo prosty przykład z mojego sektora, który nie wypracowuje ekstra zysków, tylko utrzymuje się z prywatnych lub publicznych dotacji na projekty. Instytucja otrzymuje 2500 zł na zatrudnienie w miesiącu pracownika przez dany okres czasu. Dziś instytucje kultury czy sektor NGO nagminnie zatrudniają osoby w takim przypadku na umowy o dzieło. Nie jest to przypadek. Pracownik otrzyma wówczas na rękę 2275 zł (przy 50% kosztach uzyskania przychodu). Jeśli natomiast przejdzie on na umowę o pracę otrzyma na rękę około 1510 zł. To znacząca różnica.

Ludzi pracujących w tych sektorach będzie czekać ogromne obniżenie pensji. Jednocześnie wiele instytucji nie będzie w stanie znaleźć kompetentnych ludzi do pracy i wiele z nich upadnie. Chyba, że rząd zakłada, iż dotacje na instytucje kultury czy NGO wzrosną proporcjonalnie do podniesionych im kosztów pracy, albo wprowadzi jakieś zachęty podatkowe dla podmiotów prywatnych by dotowały takie przedsięwzięcia… Ale to raczej pytanie retoryczne. W innych sektorach, które mają możliwość działania mniej transparentnego, zapewne wróci proceder zatrudniania na czarno, powiększy się szara strefa.

Jeśli rząd chce naprawdę pomóc pracownikom, to może warto pomyśleć, w jaki sposób połączyć pracę na umowy zlecenie i umowy o dzieło z istotnymi przepisami Kodeksu Pracy, bhp, płatnych urlopów itp. Przecież to możliwe, bez drastycznego uderzania w całe sektory gospodarki i to te, o których tyle się mówi: kulturę, start -upy, kulejące media czy mikroprzedsiębiorstwa.

Istnieje też inna możliwość cywilizowania rynku pracy. Niech rząd poda do publicznej wiadomości jakie dodatkowe przychody z tytułu oskładkowania tych umów ma zyskać ZUS i proporcjonalnie o tę kwotę zmniejszy koszty pracy, które pracodawcy i pracownicy muszą płacić w przypadku umów o pracę. To choć trochę pomogłoby małym przedsiębiorcom i świadczyło o faktycznych intencjach rządu.

Dla łódzkiego sektora kreatywnego i kultury nadchodzą ciężkie czasy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki