Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Londyn pachnie smażoną rybą [ZDJĘCIA]

Agnieszka Jasińska
Karolina Jędrzejczyk z Łodzi lubi Anglię - ciągle coś się dzieje, jest gdzie wyjść, co zwiedzać
Karolina Jędrzejczyk z Łodzi lubi Anglię - ciągle coś się dzieje, jest gdzie wyjść, co zwiedzać Marek Kolski
Karolina pracuje w Londynie. Nie wie czy wróci do Łodzi. Nie wie, czy ma po co wracać. W Łodzi przez trzy lata pracowała na umowach śmieciowych. W Londynie ma etat w firmie odzieżowej, zajmuje się obsługą hurtowego handlu międzynarodowego. Nie musi żyć od pierwszego do pierwszego. Kasia po czterech latach zdecydowała się wrócić z Londynu do Zduńskiej Woli. Nie żałuje tej decyzji, ale przyznaje, że w Anglii żyła na wyższym poziomie.

Karolina Jędrzejczyk to drobna, energetyczna i bardzo radosna dziewczyna. Mieszka w Londynie niecałe dwa lata. Przyjechała tu w marcu 2011 roku. Mówi, że jej emigracja ma dwa wymiary.

- Światopoglądowy i ekonomiczny - przekonuje łodzianka. - Jestem chyba podręcznikowym przykładem pokolenia umów śmieciowych. W ciągu trzech lat od ukończenia studiów przerobiłam chyba wszystkie warianty umów: zlecenie, o dzieło, o pracę na czas określony. Do tego staże, wdzięcznie brzmiące prace interwencyjne oraz roboty publiczne.

Kara za brak dyplomu informatyka
W Łodzi Karolina współpracowała m.in. z filmowcami i trochę udzielała się dziennikarsko. Niestety, nie było jednak z tego pieniędzy.

- W zdecydowanej większości robiłam fajne rzeczy, które mi się podobały, ale zwykle na nieco mniej fajnych warunkach - wspomina. - Cóż, jest to kara za niezdobycie dyplomu informatyka, bez którego o pracę w Łodzi dość ciężko. Trzeba więc teraz znieść tę karę z godnością.

Karolina podkreśla, że wyjeżdżając bardzo chciała też odetchnąć trochę innym powietrzem.

- Choćby w nowym miejscu pachniało wszechobecnymi smażonymi kurczakami i rybami z frytkami. Chciałam się wyrwać z Polski, spojrzeć na nią - i chyba też na samą siebie - z dystansu - wspomina Karolina. - Chciałam przeżyć coś nowego, od czegoś trochę uciec, poznać nowych ludzi...

I się zaczęło, chociaż różnice kulturowe nie były dla niej czymś z kosmosu, bo i w Rosji zdarzyło jej się pomieszkać, i w Skandynawii. To jednak w Anglii przeżyła szok.

- Wylądowałam na Manor Parku w Londynie, a to taki mały Hindustan. Dziwne to uczucie być jedynym Europejczykiem na ulicy. Uczucie chyba potęgowane przez to, że bilet na Wyspy kupiłam tylko w jedną stronę... - opowiada.

Karolina podkreśla, że Londyn to zupełnie inny świat niż nasza Polska. Barwniejszy.

- To przede wszystkim różnokolorowi ludzie, wśród nich sporo indywidualistów, przed którymi na początku mimowolnie odwracałam głowę. Miasto to też pewien chaos, na przykład w architekturze. Niektóre części Londynu są po prostu dramatyczne - krytykuje Karolina. - Londyn to metro i prawdziwe tłumy mieszkańców, turystów, samochodów, rowerów, autobusów. I tutaj ciągle coś się dzieje, jest gdzie wyjść, co zwiedzić. Wiele muzeów mamy za darmo. Chociaż do raju jeszcze daleko, to bez wątpienia zachód Europy wciąż oferuje więcej możliwości niż Polska.

Nie można tanio sprzedać skóry
Łodzianka nie ukrywa, że w Londynie jest duża konkurencja i dlatego trzeba umieć się zareklamować, przebić.

- Na pewno trzeba się postarać i nigdy nic samo nie przychodzi. Ale jak się powalczy i wykaże odpowiednią determinację, to szanse, że coś się osiągnie, są na pewno większe niż w Łodzi - podkreśla Karolina. - Nie można tanio sprzedać skóry.

Jej zdaniem oferta edukacyjna, żeby podnieść kwalifikacje oraz dostęp do rozmaitych, w tym elastycznych form zatrudnienia, jest nieporównanie większy niż u nas. Rynek pracy jest w zasadzie otwarty na każdą egzotyczną specjalizację i nie trzeba być informatykiem, prawnikiem albo lekarzem, żeby zarabiać dobre pieniądze. Na pewno plusem jest też to, że w Anglii nie żyje się od pierwszego do pierwszego.

Karolina dodaje jednak, że wszystko ma swoją cenę.

- Zawsze przychodzi przecież płacić za rozłąkę z rodziną i przyjaciółmi. Skłamałabym mówiąc, że ja tęsknoty nie odczuwam - przyznaje. - Trochę również we mnie lokalnego patriotyzmu zostało i tęsknię za samą Łodzią. Choć, niestety, Łódź wydaje się coraz smutniejsza i w porównaniu z wielkim Londynem trochę wymarła. Ale tęsknię za moimi miejscami w mojej Łodzi.

Typ osiłka prymitywa i niezbyt mądrej lali

Karolina zaznacza, że emigracja polska w Wielkiej Brytanii jest bardzo zróżnicowana.

- Teraz mieszkam na wschodzie Londynu, w Stratford, przy wiosce olimpijskiej. Polaków tu zatrzęsienie - opowiada łodzianka. - Niestety, większość okolicznych rodaków jest taka, że w Łodzi też bym nie chciała mieć z nimi wiele wspólnego. Dominuje typ osiłka prymitywa i niezbyt mądrej lali. Poznałam tu między innymi Małgosię z Białegostoku. Mieszka w Anglii od 10 lat. Jej bezpośredniość zaskoczyła mnie już przy poznaniu do tego stopnia, że dałam jej fikcyjny numer mojego telefonu... Bardzo chciała dostać mój numer. Wyznała mi, że jestem fajną babką i koniecznie musimy się spotkać.

Jednak - jak twierdzi Karolina - w Anglii nie brakuje też fajnych, otwartych ludzi, którzy przez przyjazd na Wyspy często przewrócili swoje życie do góry nogami.

- Nauczyli się tutaj wielu nowych rzeczy, języka - opowiada. - Czasem zaczynali naprawdę od zera. Jednak nie żałują tej trudnej nauki, nawet jeśli zajęła im parę lat.

Kanada czeka na Polaków z Wysp
Karolina pracuje na cały etat w niedużej firmie odzieżowej. Zajmuje się obsługą międzynarodowego handlu hurtowego. Jest zadowolona z tej pracy.

- Nie jest to jeszcze szczyt moich marzeń, ale powodów do narzekania nie mam wiele. Na szczęście nie musiałam zaczynać od zmywaka - wspomina. - Pracuję tam, ale cały czas zajmuję się copywritingiem dla polskich firm.

Łodzianka nie wie czy wróci do Polski, nie zarzeka się w żadną stronę. Daje sobie jeszcze chwilę na wybadanie terenu, możliwości i szans.

- Ale, jakby co, to podobno Kanada teraz na Polaków z Wysp to z otwartymi rękami czeka... - twierdzi Karolina.

Brytyjski tabloid "The Sun" w obszernym reportażu z Łodzi, zamieszczonym w niedzielnym wydaniu, pokazał obraz wyludnionego i podupadającego miasta, ilustrując tekst zdjęciami opustoszałych ulic, handlowych bud pokrytych graffiti i pijakami przed irlandzkim pubem. Według gazety Łódź pustoszeje, ponieważ jej mieszkańcy wyjechali do pracy na Wyspy.
"Takich scen nie widziano od końca II wojny światowej: opuszczone budynki, zamurowane sklepy, kruszejące tynki, biedacy i starcy stojący w kolejce za chlebem" - napisał brytyjski dziennikarz Graeme Culliford, fotografując się na tle wymarłej ulicy.
Według "The Sun", Łódź to jedno z najszybciej wyludniających się miast w Polsce. Do 2035 r. może stracić blisko jedną czwartą ludności. Do tego czasu blisko połowa mieszkańców to będą osoby w podeszłym wieku lub dzieci, a więc ludzie nieaktywni na rynku pracy - prognozuje autor artykułu.

Co ma na temat reportażu do powiedzenia Karolina?
- "The Sun" nie czytuję - mówi krótko.

Nigdy nie chcieliśmy zostać w Anglii na zawsze
Z Anglii zdecydowała się wrócić Kasia ze Zduńskiej Woli. Na Wyspach mieszkała cztery lata.
W Londynie pracowała w coffee shopie. Julek - jej mąż w barze. Na swój ślub przylecieli do Polski, po nim wrócili do Wielkiej Brytanii.

Potem Kasia urodziła synka. Maluch przyszedł na świat w angielskim szpitalu.

- Gdybyśmy zostali na Wyspach i oboje pracowali, za mało czasu spędzalibyśmy z naszym dzieckiem. No i do tego tęskniliśmy bardzo za rodziną w kraju. Nigdy nie chcieliśmy zostawać w Anglii na zawsze - mówi Kasia.

Po powrocie do Polski ich życie diametralnie się zmieniło.

- Ale wcale nie na gorsze. Przede wszystkim zmniejszyliśmy tempo. W Londynie ciągle nam brakowało czasu dla siebie, na przyjemności, na spotkania ze znajomymi. W Polsce, pomimo iż pracujemy, znajdujemy czas na odpoczynek. Mamy blisko naszą rodzinę i znajomych, za którymi naprawdę bardzo tęskniliśmy podczas pobytu w Anglii. Spędzamy razem święta i wszelkie rodzinne uroczystości. Nadrabiamy stracony czas - opowiada o swoim "nowym" życiu w ojczyźnie.

Tęsknią za jakością życia
Kasia i Julek pracują w biurach. Są zadowoleni. Nigdy nie żałowali decyzji o powrocie do kraju. W Zduńskiej Woli odnaleźli swoje miejsce. I nie chcą już szukać innego.

- Teraz zawsze możemy liczyć na pomoc rodziny w sytuacjach dla nas kryzysowych, co podczas pobytu na Wyspach było niemożliwe lub bardzo utrudnione - podkreśla Kasia. - Nasze dziecko często widuje się z babciami i dziadkiem, a wtedy mieliśmy jedynie zdjęcia i wideo-rozmowy. A to przecież nie to samo.

Zdarzają się jednak takie momenty, że tęsknią za Londynem i tymi aspektami życia na emigracji, które tam lubili.

- Bardzo brakuje nam kontaktu z językiem angielskim, jakości tamtejszego życia. Bo jednak była nieco wyższa niż tu - przyznaje Kasia.

Pamięta dobrze, że "tam" łatwo załatwić sprawę w urzędzie, że w sklepie sprzedawca zawsze miły i uśmiechnięty. - No i tęsknimy za wszystkimi, których tam poznaliśmy, a którzy zostali. Na szczęście raz na jakiś czas udaje nam się odwiedzić "stare kąty"- cieszy się.

Kasia jest w ciąży. Dziecko urodzi się w marcu. Zduńskowolanka porównuje jakość opieki medycznej w Polsce i w Wielkiej Brytanii.

- W Anglii był wyższy standard w szpitalu, tam personel medyczny był miły. Tutaj różnie z tym bywa. To, co na Wyspach miałam w standardzie, na przykład znieczulenie na żądanie, tutaj albo tego nie ma w ogóle albo trzeba zapłacić - porównuje Kasia. - Na Wyspach ciążę prowadzi położna, w Polsce lekarz. Tam pewne objawy są bagatelizowane, tutaj wszyscy dmuchają na zimne.

Kiedy wrócili, bliska im osoba ciężko zachorowała.

- Gdyby nas tu nie było, nie zdążylibyśmy się z nią pożegnać, a nasze dziecko nie pamiętałoby jej w ogóle... Takich chwil nie da się niczym zastąpić - mówi Kasia. - Teraz bardzo chętnie odwiedzamy Londyn. I to nam wystarczy.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki