Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Korwin - człowiek z ogniem i pasją

Łukasz Kaczyński
Maciej Korwin, aktor, reżyser, dyrektor teatrów w Łodzi i Gdyni, zmarł nagle 10 stycznia
Maciej Korwin, aktor, reżyser, dyrektor teatrów w Łodzi i Gdyni, zmarł nagle 10 stycznia Tomasz Bolt
Maciej Korwin, łodzianin, niegdyś dyrektor tutejszego Teatru Powszechnego i inicjator Festiwalu Sztuk Przyjemnych, zmarł 10 stycznia w Gdyni. Od 1995 roku był dyrektorem tamtejszego Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej, czyniąc z niego rozpoznawalną na mapie kraju scenę. Miał 59 lat. Za miesiąc obchodziłby 60. urodziny.

Maciej Korwin urodził się w Łodzi, w 1975 roku ukończył studia w łódzkiej PWSFTviT. Do teatru trafił najpierw jako aktor. Występował na deskach Wrocławskiego Teatru Współczesnego i (od 1979 roku) Teatru Powszechnego w Łodzi.

- Byłem już tak zwanym dorosłym aktorem, gdy on dopiero startował, ale przyglądałem się jego poczynaniom z pełnym podziwem - wspomina Michał Szewczyk, emerytowany aktor "Powszechnego". - Muszę przyznać, że nie przez wszystkich był akceptowany. Był energiczny, coś chciał osiągnąć. To i dziś może być dobrym przesłaniem dla młodych ludzi - nie czekać aż ktoś będzie ciebie angażował, tylko samemu chodzić i szukać ścieżek dojścia do tego, co cię interesuje. On to robił już wtedy.

W 1985 został dyrektorem artystycznym Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Dwa lata później był już dyrektorem naczelnym i artystycznym w opolskim Teatru Dramatycznego im. Jana Kochanowskiego. W 1991 roku zaczął kierować Teatrem Powszechnym w Łodzi. Zainicjował Festiwal Sztuk Przyjemnych, zmieniony przez jego następczynię, Ewę Pilawską, w Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych.

- Był dyrektorem dynamicznym, chciał ogarnąć sytuację, a to nie było łatwe. Objął teatr, któremu ówczesna minister kultury Izabela Cywińska nadała najniższą kategorię C. Uważam, że ze swoją energią był na tamten czas najlepszym dyrektorem dla Powszechnego - wspomina Ewa Pilawska, następczyni Korwina w "Powszechnym". - Pomysł Festiwalu pojawił się w trudnym czasie dla sceny, między innymi nie odbyło się kilka premier i szukaliśmy wydarzeń, które byłyby ważne z pozycji widza. Dlatego też powstał Pierwszy Ogólnopolski Permanentny Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, który trwał od 12 listopada 1994 roku do 22 lutego 1995 roku. Miały to być spektakle z gwiazdami bądź gwiazdą, widowiska, których obejrzenie sprawia widzowi prawdziwą przyjemność - cokolwiek to znaczy.

Za dyrekcji Korwina w "Powszechnym", dokładnie 20 lat temu, debiutował Jacek Orłowski, reżyser znany z obsypanych nagrodami i granych rekordowo długo trzech monodramów Erica Bogosiana, które przygotował w łódzkim "Jaraczu" z Bronisławem Wrocławskim. Orłowski debiutował wcześnie, bo już na drugim roku reżyserii spektalem "Tutam" z Wrocławskim i Barbarą Lauks w rolach głównych.

- Był moim pierwszym dyrektorem, co dla reżysera jest niezmiernie ważne. Dyrektor jest wtedy dla młodego reżysera towarzyszem jego wejścia w świat zawodowego teatru - wspomina Orłowski. - Może to się odbyć bardzo boleśnie, albo łagodnie. Choć pojawiłem się w jego teatrze z rekomendacjami od Michała Grabowskiego, mógł zachować się tak, jak to często bywa. Ingerować, forsować swoje pomysły. Ale dał mi dużo swobody i otoczył opieką.

- To spektakl, który otworzył wiele drzwi "Powszechnemu"- dodaje Ewa Pilawska.

Złoto za ludzi i wyspy szczęśliwe

- Ekscentryczny, ale i super łagodny. Zapisuję sobie na plus, że uczestniczyłem w jego poczynaniach. Nie wszyscy starsi aktorzy chcieli brać w tym udział, a ja z przyjemnością na to poszedłem - mówi Michał Szewczyk.- Włączał mnie do spektakli zwykle w ostatniej chwili, gdy ktoś mu odmówił współpracy.

Tak było pewnego ranka, gdy przywołany przez portiera Szewczyk stawił się w gabinecie Korwina. Do teatru przyjechały dwa autokary z widzami z Tomaszowa i Piotrkowa, a rola Mateusza w "Ani z Zielonego Wzgórza" potrzebowała zastępstwa.

- Powiedział, bym wyszedł choćby i z egzemplarzem tekstu. Nie widziałem tego spektaklu, ale zgodziłem się - wspomina Szewczyk. - Przy próbowaniu ustaliliśmy, że jeden kolega będzie mi podpowiadał. I rzeczywiście. Gdy po pierwszym akcie wychodziłem w kulisy, usłyszałem: "Teraz masz trochę wolnego czasu". Powtórzyłem to, myśląc, że to tekst, a nie prywatna uwaga. Ale wypadło to fajnie, bo grająca Anię Gabriela Muskała miała partię śpiewaną. Tyle, że za kulisami ludzie padli ze śmiechu. A potem już zostałem tym Mateuszem i chyba ze sto razy go zagrałem.

- Był też człowiekiem bardzo wrażliwym, bardzo potrzebującym akceptacji. Każda negacja podcinała mu skrzydła. Pamiętam jak cierpiał, kiedy dostał Czarną Maskę za spektakl "Hej, to jeszcze nie koniec" - mówi Ewa Pilawska.

Jako reżyser Korwin debiutował sztuką "Sługa dwóch panów" Carla Goldoniego. Korwin spełniał się też jako konferansjer wydarzeń, organizowanych w Łodzi i Gdyni.

- Zapamiętałem go jako świetnego człowieka, z ogniem i premedytacją i pasją - mówi Szewczyk. - Był tylko cztery sezony, ale jednak udało mu się zdobyć Złotą Maskę.

Nadzwyczajną Złotą Maskę otrzymał w1993 roku "za działania na rzecz integracji środowiska artystycznego i odbudowę prestiżu Teatru Powszechnego".

- To właśnie z jego inicjatywy organizowane były różne wydarzenia okolicznościowe scalające środowisko, był mistrzem konferansjerki. Bardzo zabiegał byśmy, mimo mizernego budżetu, jakoś funkcjonowali - wspomina dyrektor Ewa Pilawska.- Z drugiej strony w rozmowach ze mną był bardzo szczery, nie ukrywał, że długo w Powszechnym nie zabawi, że intensywnie poszukuje swojego miejsca- wyspy szczęśliwej.
W swych działaniach potrafił być uparty.

- Zaczęłam urlop wychowawczy, kiedy Maciek zadzwonił z propozycją, bym została jego zastępcą. Stanowczo odpowiadałam, że nie jestem zainteresowana, bo teraz chcę być w domu z dzieckiem. Odbyliśmy wielogodzinną rozmowę - wspomina Ewa Pilawska. - Nie minął jednak miesiąc czy dwa, a Maciej zadzwonił do mnie ponownie. Jako wykładowca Szkoły Filmowej chciał przenieść do "Powszechnego" Festiwal Szkół Teatralnych, ale "filmówka" postawiła warunek, że taki ruch może odbyć się tylko ze mną, bo współpracowałam z nimi przy tworzeniu FST w Teatrze Nowym. Maciek długo przekonywał mnie, bym pomogła mu przy Festiwalu. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że jak tylko się zgodziłam, zaczął intensywnie "pracować nade mną", bym została jego zastępcą.

Dobry gospodarz. Z tradycjami

Kierując Teatrem Muzycznym w Gdyni konsekwentnie budował repertuar, którym godził wysokie wymagania artystyczne i oczekiwania masowej publiczności. Do współpracy zapraszał cenionych twórców, sam też reżyserował (miał w dorobku kilkadziesiąt spektakli). Musical "Lalka" według powieści Bolesława Prusa w reżyserii Wojciecha Kościelniaka okrzyknięty był najlepszym musicalowym przedstawieniem 2010 roku. Powołał do życia Festiwalu Teatrów Muzycznych. Był odznaczony m.in. Złotym Krzyżem Zasługi i Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze "Gloria Artis".

- Maciej Korwin miał wielką wizję bardzo dobrego teatru o niezwykle wysokim poziomie artystycznym. Nie bał się sięgać nie tylko po hitowe przedstawienia, ale i nowości, rzeczy zaskakujące. Zrobienie musicalu z "Lalki" Bolesława Prusa wymagało przecież nie lada odwagi i inwencji. Widział swój teatr ogromny, dlatego dążył do realizowanej właśnie rozbudowy gmachu. Chciał, aby budynek odpowiednio wpisał się w nadmorski obszar Gdyni, stał się miejscem dużych wydarzeń artystycznych, towarzyskich i kulturalnych, jak choćby Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Był bardzo dobrym menedżerem - powiedział "Dziennikowi Bałtyckiemu" marszałek województwa, Mieczysław Struk.

Spostrzeżenie to potwierdza Michał Szewczyk. Korwin był dobrym gospodarzem teatru już w Łodzi - to był wrażliwiec, ale i świetny menedżer.

- Ogromnie ceniłam w nim również to, że wsłuchiwał się i był otwarty na pomysły innych osób. Wydaje mi się to cechą niewątpliwie rzadką, bo dyrektorzy zwykle albo odrzucają albo anektują czyjeś pomysły - podkreśl Ewa Pilawska. - Z własnego doświadczenia muszę powiedzieć, że Maciek pozwalał mi nie tylko na realizację projektów, ale i na rozwinięcie skrzydeł.

Gdy zamieszkał w Gdyni, pretekstem do pojawiania się w Łodzi była córka, Maja Korwin, która po szkole teatralnej, w 2005 roku dołączyła do zespołu "Powszechnego" .

- Maja pochodzi z rodziny o bardzo dużych tradycjach teatralnych. Jej dziadek, Włodzimierz Skoczylas, był wybitnym aktorem, podobnie jak mama Małgorzata i Maciek - mówi dyrektor Pilawska. - Nie ma w niej żadnej roszczeniowości. Przeciwnie, powiedziała, że kiedy skończyła szkołę teatralną, tata polecił jej, aby skończyła jeszcze jakieś studia, bo zawód aktora i teatr jest "na chwilę".

Miej dyscyplinę i zrób to na całego

W domu Koriwna wisiał kalendarz z jego zapiskami. Przy dacie 10 stycznia widniał napis "Jeśli już coś musisz zrobić, rób to na całego". Taki właśnie był - potwierdza zespół Teatru Muzycznego. Przed gabinetem Korwina wyłożono księgę kondolencyjną. Przy wejściu do teatru zapłonęły znicze.

- Wszyscy jesteśmy śmiertelni. Co do tego nie ma cienia wątpliwości. Ale trochę chyba za wcześnie spotkało to Macieja - zastanawia się Michał Szewczyk.

- W Polsce nie ma drugiej osoby o kompetencjach dyrektora Korwina. Jeśli zastąpi go postać, która nie ma odpowiedniej wiedzy, może być źle - podkreśla aktor "Muzycznego", Paweł Bernaciak. - Dyrektor Korwin miał wpływ dyscyplinujący na wszystkich, na mnie też. Jego strata to wielki ból.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki