Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Malwina i Michał z Bełchatowa szukają smaków życia i zapachów świata

Ewa Drzazga
W Australii Malwina i Michał mieli małą sjestę z kangurami
W Australii Malwina i Michał mieli małą sjestę z kangurami archiwum prywatne
Malwina i Michał Kołatkowie z Bełchatowa w podróży przez Azję, Australię i Amerykę Płn. spędzili ponad siedem miesięcy. Teraz sami pomagają tym, których na swej drodze spotkali.

Wieczne spóźnialstwo, przeładowane busy czy łodzie. Ludzie, dla których nic nie jest problemem, transport pojazdami, których nikt w Polsce na ulice by nie wpuścił. Oposy i kangury na drogach, limonkowe gaje pod oknem. Widoki, które zostawiają powidok, a zapomnieć o nich nie sposób. Malwina i Michał Kołatkowie z Bełchatowa, którzy ponad siedem miesięcy spędzili w podróży przez trzy kontynenty, ciągle jeszcze mają kłopot z tym, żeby jakoś usystematyzować wspomnienia ze swojej wyprawy. Bo opowiedzieć o wszystkich smakach i zapachach, jakie w tym czasie poznali, chyba się nie da. - To trzeba po prostu przeżyć - mówią podróżnicy i... zbierają już pieniądze na kolejny projekt.

Malwina ma 27 lat, Michał 28. W swoją podróż przez trzy kontynenty wyruszyli 31 grudnia 2014 roku. Wcześniej przez rok odkładali pieniądze - wyjechali do Wielkiej Brytanii i zwyczajnie „zasuwali”. W Polsce mieli niezłe posady (Michał pracował w banku, Malwina po skończeniu prawa, razem z mamą prowadziła firmę). Ale tu kwoty, jaka potrzebna była, by wyruszyć w taką podróż, pewnie szybko by nie uskładali, bo w Polsce pokus było zbyt wiele. Kołatkowie nie kryją, że zależało im też na tym, by podróż odbywała się tylko na ich warunkach.

- Nie chcieliśmy korzystać z pomocy żadnych sponsorów, zależało nam, by zobaczyć to, co sami chcemy obejrzeć, od nikogo przy tym nie zależeć - mówi Michał Kołatek.

I udało się. Ich podróż przez Tajlandię, Laos, Kambodżę, Wietnam, Malezję, Nepal, Singapur, Indonezję, Australię i USA to jeden wielki spontan i ciąg niekończących się przygód i niespodzianek. Gdy wyprawę dopiero rozpoczynali, nie przypuszczali, że da im ona tak wiele. I że po powrocie będą mieli tyle do opowiadania.

- Gdyby jeszcze dwa lata temu ktoś powiedział mi, że przeżyję tak fantastyczną przygodę, nie uwierzyłabym mu - przyznaje Malwina Kołatek. - Teraz wiem już, że tak naprawdę wszystko jest możliwe, że tylko od nas zależy to, jak swoim życiem pokierujemy.

Michał Kołatek może to tylko potwierdzić.

- Tak naprawdę w życiu każde drzwi można otworzyć, wszystkie ścieżki, na jakie możemy trafić, są do przebycia. Zależy tylko, jak bardzo się chce osiągnąć swój cel - mówi Michał. I dodaje, że ich podróż była tego najlepszym przykładem, bo lepszego uniwersytetu życia nie mogliby sobie wymarzyć.

Kołatkowie mówią, że gdyby przyszło im tak na szybko wymienić trzy najcudowniejsze miejsca, takie, gdzie chcieliby zamieszkać, to wskazaliby na Hawaje, Indonezję i Nepal. Kolejność dowolna. Ale przecież nie zapomnieli, że przyroda australijska była dla nich objawieniem, że amerykańskie widoki zdumiewały, a Azja Południowo-Wschodnia zwyczajnie podbiła ich serca. Jechali tam, gdzie chcieli i kiedy chcieli.

- Gdy czuliśmy, że pora na nowe miejsce, pakowaliśmy plecaki i jechaliśmy dalej - opowiada Michał. - Nie zależało nam na tym, żeby zaliczać kolejne miejsca i atrakcje. Chcieliśmy poznawać ludzi, poczuć klimat danego miejsca, poznać jego smaki i kolory.

Gdy patrzą dziś na swoje zdjęcia z pierwszych etapów podróży, sami z siebie się śmieją. Widać na nich, jak kurczowo trzymają plecaki, aparat mają prawie „przyspawany” do rąk. Bo przecież ktoś może ich okraść, coś złego może im się przytrafić... Szybko pozbyli się tych obaw. Przekonali się za to, że nie da się przewidzieć wszystkiego, że smaki i zapachy świata są niezliczone. Że ludzie są nieprzewidywalni i cudowni, że pomagają, nawet jeśli się ich o to nie prosi, że niespodziewanych gości potrafią traktować po królewsku, że uśmiech nie schodzi im z twarzy.
- To właśnie po tym azjatyckim etapie podróży (trwał ponad 4 miesiące) uśmiechy po prostu przyrosły nam do twarzy - mówi Malwina Kołatek. - Uśmiechaliśmy się machinalnie, potrafiliśmy się śmiać ze wszystkiego, nie było sytuacji, które wyprowadziłyby nas z równowagi.

Gdy w Nepalu jechali autobusem, który jednym kołem był w przepaści, a kierowca rozmawiał sobie przez komórkę, od pasażera obok usłyszeli: „Nie bój się, zaufaj kierowcy...” to faktycznie, można się było tylko z tego śmiać. Gdy kierowca busu wsadził ich do „luksusowego” środka transportu, w którym było już tyle ludzi, że trzeba było siedzieć na stołeczkach i przy otwartych drzwiach, tylko ich to rozbawiło. Gdy w Wietnamie Michał na przystanku wysiadł z autobusu na chwilę, a ten odjechał w siną dal z bagażami i żoną (Malwina spała w środku tego pojazdu), nie wpadł w histerię. Gdy zaczął się na głos śmiać, stojący obok Wietnamczyk zapytał, co się stało. Michał opowiedział, a Azjata po prostu wyciągnął skuter, kazał Kołatkowi siadać i zaczęli gonić autobus. Nie pytał o nic, po prostu pomagał nieznajomemu. I nie była to jakaś wyjątkowa sytuacja.

- Na każdym etapie naszej podróży, w Azji, Australii i Ameryce, poznawaliśmy wspaniałych ludzi, którzy otwierali przed nami nie tylko domy, ale i serca. Z wieloma do tej pory utrzymujemy kontakt - zaznacza Malwina.

Ale nie zawsze można było się tylko śmiać. Dziesięć dni po ich wyjeździe z Nepalu (byli tam kilka tygodni) dowiedzieli się, że trzęsienie ziemi zniszczyło wiele spośród tych miejsc, w których byli. Próbowali się dodzwonić do poznanych wtedy osób, ale nie było z nimi żadnego kontaktu. Malwina i Michał nie wiedzieli, co się z nimi stało. Wreszcie okazało się, że np. pensjonat, w którym mieszkali, już nie istnieje. Właściciele cieszyli się nim raptem od miesiąca, wzięli na niego kredyty. Jeden z członków tej rodziny pracował 6 dni w tygodniu po 9 godzin dziennie, żeby z ledwością zarobić na ratę, która wynosiła około 100 dolarów. Bo tak właśnie żyje się w Nepalu. Tek (tak nazywa się ich nepalski przyjaciel) mieszka w małej wiosce, szans na rządową pomoc w praktyce nie ma. Akcję dla niego zorganizowali więc Malwina i Michał. Wspólnie ze znajomymi oraz np. w czasie spotkania, podczas którego opowiadali o swojej podróży, zebrali kilkaset złotych, które przekazali na konto Nepalczyka. Jak mówią, liczby „thank you”, które znalazły się w odpowiedzi, jaką im przysłał, nie da się policzyć. Pomóc Tekowi może każdy, wystarczy wejść na bloga podróżników z Bełchatowa (www.wszystkozapodroz.pl) albo na ich fanpage na Facebooku.

Gdy Malwina i Michał wyruszali w swoją pierwszą wielką podróż mieli nadzieję, że dzięki niej będą już pewni, co chcą robić w życiu. I wiedzą już - chcą dalej poznawać świat. Tuż po powrocie do kraju Michał złamał nogę. Znajomi reagowali śmiechem - bo przecież trzeba trafu, żeby przejechać 50 tysięcy kilometrów i we własnym domu zapracować na gips, ale tak naprawdę złamanie było efektem przeciążeń i nieodpowiedniej diety. Gdy gips z nogi zniknął, Kołatkowie wyruszyli do Wielkiej Brytanii, żeby znów pracować przez kilka miesięcy i odkładać funty na kolejną podróż.

Gdzie pojadą, gdy już zgromadzą odpowiednią sumę? Pomysłów już jest kilka. Może będzie to rowerowa wyprawa do Ameryki Południowej? A może wybiorą się do Nowej Zelandii, którą ominęli teraz, bo gdy byli na antypodach, to akurat królowała tam zima? Nie wiadomo. Zdecydują się chyba niebawem.

Pewne za to pozostaje natomiast to, że bez względu na to, gdzie pojadą, nadal bez wahania będą próbować takich specyfików jak skorpiony, larwy owadów, karaluchy czy serce kobry. Że, jeśli będą ich tylko zapraszać, to nie zawahają się skorzystać z gościny nawet wtedy, gdy warunki, w których przyjdzie im spać, tylko niepoprawni optymiści nazwaliby spartańskimi. Że znów przywiozą ze sobą masę zdjęć i jeszcze więcej wspomnień, opowieści i anegdot. I że będzie je wszystkie można obejrzeć i przeczytać o nich na podróżniczym blogu Kołatków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki