Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Oko: Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi jest niepowtarzalne [WYWIAD]

rozm. Anna Gronczewska
Marcin Oko
Marcin Oko Grzegorz Gałasiński/archiwum
Rozmowa z Marcinem Oko, dyrektorem Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi.

Ile lat jest Pan już związany z tak wyjątkowym miejscem jak Centralne Muzeum Włókiennictwa?

15 września minie 37 lat. W tamtych czasach nie zdawałem sobie sprawy z wyjątkowości tego miejsca. Nie było wtedy też łatwo znaleźć pracę. Skończyłem historię. Okazało się, że nie było zapotrzebowania na historyków. Nie znalazłem pracy w szkole. Gdy wróciłem z wakacji, kolega powiedział mi, że jest wolne miejsce w tym muzeum. I zacząłem tu pracować. Myślałem, że zwiąże się z tym miejscem na krótko, a okazało się, że na całe życie. Pamiętam, że gdy przyszedłem tu po raz pierwszy to zabłądziłem. Jeszcze funkcjonowała tu fabryka. Wszedłem na porośnięty trawą dziedziniec, z głębokimi kałużami. W końcu znalazłem muzeum. Zwróciłem uwagę na zapach starej fabryki. Nasączonego różnymi środkami drewna.

Na czym polega wyjątkowość miejsca, w którym Pan pracuje?

Gdy tu pierwszy przyszedłem, muzeum znajdowało się w surowych murach fabrycznych. Pamiętam, że zafascynowała mnie wystawa tkaniny zorganizowana w fabryce. To też ciekawa zbitka. Drewniane stropy, z podwieszonymi jeszcze tryskaczami, a na podłodze piękna, wypastowana klepka dębowa. Do tego wspaniała wystawa współczesnej tkaniny artystycznej. Robiło to wrażenie. Niedługo dane było się pocieszyć muzeum w takim kształcie, ale może i dobrze. Wybuchła "Solidarność", potem przyszedł stan wojenny i okazało się, że nie jesteśmy nikomu potrzebni. Trwało to około roku. Potem okazało się, że ówczesnej władzy zależało, byśmy byli postrzegani na arenie międzynarodowe jako dobrze funkcjonujące państwo. Ministerstwo Kultury i Sztuki zaczęło organizować wystawy. Także u nas. Zaczęła się normalna praca. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się pieniądze na zakup eksponatów. Nasza kolekcja tkaniny współczesnej, artystycznej wspaniale się rozrosła. Po 1989 roku okazało się, że nie ma pieniędzy na eksponaty, ale są na infrastrukturę. Zaczęliśmy się cywilizować. Remonty pełną parą ruszyły, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej.

To jedyne takie muzeum w Polsce?

Tak. I to niesamowite miejsce nie tylko w skali kraju, ale i świata. Miałem okazję oglądać tego rodzaju muzea za granicą i muszę przyznać, że jesteśmy niepowtarzalni.

Pan jest łodzianinem?

Ja tak, choć moi rodzice urodzili się we Lwowie. Tata przez Wilno przyjechał do Łodzi. Mama jeszcze w międzyczasie mieszkała w Warszawie, walczyła w Powstaniu Warszawskim.

Któryś z rejonów Łodzi jest Panu szczególnie bliski?

Spędziłem wspaniałe dzieciństwo na ulicy Narutowicza, koło Radiostacji. Moi rodzice wynajmowali w jednym z domków mieszkanie. Tam spędziłem pierwsze 24 lata swojego życia. Pamiętam czasy, gdy tramwaj nie dojeżdżał do Radiostacji. Przy szpitalu imienia Barlickiego była specjalna mijanka. Potem doprowadzono tramwaj do Radiostacji. Ale jeździł jednym torem, a na ulicy były kocie łby. Pamiętam też znajdujące się obok dwa parki: imienia Matejki i 3 Maja, a także niekończącą się budowę biblioteki uniwersyteckiej oraz Teatru Wielkiego. Dziecku inaczej biegnie czas i wydawało mi się, że te budowy trwają strasznie długo.

Jak Pan patrzy na dzisiejszą Łódź?

Cywilizacja wymusza zmiany. Zmieniło się nasze miasto. Ale mam cały czas przed oczami tamtą ulicę Narutowicza z bielonymi na Wielkanoc krawężnikami.

Co Pana zdaniem może podobać się w naszym mieście?

Dla moich rodziców najpiękniejszymi miastami były Lwów i Wilno. A Łódź była dla nich miejscem, do którego po prostu rzucił ich los. Ja już inaczej patrzę na to miasto. Ja się w nim urodziłem. Pamiętam, gdy w 1971 roku, po tym, gdy do władzy doszedł Gierek, kazano wyremontować ulicę Piotrkowską. Pomalowano kamienice, od frontu, na piaskowy kolor. Przez jakiś czas było czyściej, póki elewacje nie odpadły, nie pobrudziły się. Wtedy dostrzegłem piękno ulicy Piotrkowskiej. Lubiłem z kolegą jeździć tramwajem od krańcówki do krańcówki, by poznawać miasto. Albo chodzić od Placu Wolności do Placu Niepodległości. Ciągle lubię spacerować po Łodzi. To miasto można nieustannie odkrywać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki