Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Ćwiek: Jesteśmy zbulwersowani formą komunikowania się ministerstwa z rodzicami

Piotr Brzózka
Archiwum
Minister edukacji przypomniała nauczycielom, że czas świąteczny nie jest czasem wolnym od pracy. Czy słusznie? Przeciwny temu jest Marek Ćwiek, prezes Okręgowego Łódzkiego Związku Nauczycielstwa Polskiego. Za opowiedział się Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan".

Marek Ćwiek, prezes Okręgu Łódzkiego Związku Nauczycielstwa Polskiego

Dlaczego jesteście tak wzburzeni listem minister edukacji w sprawie pracy w okresie międzyświątecznym?
Jesteśmy zbulwersowani formą komunikowania się ministerstwa z rodzicami, dyrektorami i środowiskiem nauczycielskim. Nie jest rolą ministra edukacji interpretowanie zapisów prawa oświatowego, a szczególnie Karty Nauczyciela. Organizacja pracy szkół w czasie świątecznym czy ferii jest określona w rozporządzeniu pani minister dotyczącym organizacji roku szkolnego - wychodzi na to, że pani minister nie bardzo wie, co sama podpisuje. Tam jest wyraźnie napisane, jak jest zorganizowany rok szkolny, a z innych przepisów wynika, co szkoły muszą robić w czasie feryjnym. Jeśli jakieś dziecko wyrazi wolę przyjścia, to szkoła musi mu tę opiekę zapewnić. Dyrektorzy doskonale wiedzą, co mają robić. Więc zachęcanie rodziców do pisania donosów, jeśli szkoła nie może przyjąć dziecka, jest niepoważne. Nie wątpię, że jeśli dziecko chce przyjść do szkoły, to będzie miało zapewnioną opiekę. Choć też doskonale wiemy, że w tym czasie bardzo mała część uczniów chce przyjść do szkoły.

Z dotychczasowych doświadczeń - ile procent dzieci przychodzi do szkoły w takie dni?
To nawet nie jest procent, to jest ułamek procenta. I to tylko w dużych miastach, bo jeśli chodzi o szkoły wiejskie, to jestem przekonany, że raczej nie pracują w tym okresie, tam jest inna specyfika funkcjonowania rodzin, dzieci mają zapewnioną opiekę. Ale jeszcze raz powtórzę: w razie potrzeby szkoły zapewniają opiekę, naprawdę nie potrzeba dodatkowej wykładni pani minister.

Jeremi Mordasewicz, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan"

Podziela Pan wzburzenie nauczycieli listem minister edukacji?
Nie ma podstaw do oburzenia, jeśli weźmiemy pod uwagę całokształt warunków pracy nauczycieli. Często podnoszą oni kwestię wynagrodzenia, mówiąc, że jest bardzo niskie. Jeśli jednak porównamy nie wynagrodzenie miesięczne, ale płacę w przeliczeniu na godzinę pracy, to wynagrodzenie nauczycieli nie jest niskie. Wszyscy mają bardzo długie wakacje, a niskie pensum powoduje, że obciążenie nauczycieli różnych przedmiotów rozkłada się różnie - tylko niektórzy wykonują w domu pracę poza pensum. Do tego można dodać roczne urlopy na podratowanie zdrowia i możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę. To wszystko razem powoduje, że w przeliczeniu na godzinę pracy wynagrodzenie nauczycieli jest na tyle wysokie, byśmy jako społeczeństwo mogli wymagać od nich zajęcia się dziećmi w okresach wolnych. Jeżeli formalnie to nie są dni wolne, to chciałbym, żeby prawo było przestrzegane. Nie twórzmy fikcji.

Nauczyciele mają przyjść do szkoły i patrzeć na puste ławki?
Jeżeli żadne dzieci nie przyjdą do szkoły, to oczywiście nie ma sensu, żeby przychodzili. Istnieje coś takiego, jak duch prawa i litera prawa. Przecież nie chodzi o bezsensowne przychodzenie, natomiast oczekuję elastyczności. Trudno, żeby dyrektor ściągał nauczycieli tylko dlatego, że może. Ale mamy np. problem dzieci zaniedbanych. Dlaczego nie zaproponować rodzicom takich dzieci, że szkoła się nimi zajmie, pomoże w tym czasie podciągnąć się w nauce.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki