Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mimo nieuleczalnej choroby, Kasia czerpie z życia pełnymi garściami

Grzegorz Maliszewski
Grzegorz Maliszewski
Kasia Bierzanowska z Bełchatowa pomimo, że na co dzień jeździ na wózku, skoczyła ze spadochronem. Teraz chce zdobyć... patent z nurkowania
Kasia Bierzanowska z Bełchatowa pomimo, że na co dzień jeździ na wózku, skoczyła ze spadochronem. Teraz chce zdobyć... patent z nurkowania archiwum prywatne
Nie mogę przesiedzieć życia licząc na to, że będzie ono inne - mówi Kasia Bierzanowska z Bełchatowa, która czerpie z życia, ile tylko może, cierpiąc na nieuleczalną chorobę zaniku mięśni.

Spróbuj sobie wyobrazić, że szklanka wody waży mniej więcej tyle, co dwie zgrzewki wody, a do utrzymania przy uchu komórki potrzebujesz siły dwóch rąk - tak o dystrofii opowiada Kasia Bierzanowska z Bełchatowa, która pomimo to chce normalnie żyć i spełniać swoje marzenia. Jeszcze 15 lat temu normalnie biegała, a 5 lat temu chodziła, dziś musi poruszać się na wózku z napędem elektrycznym. Pomimo to uśmiech nie znika z jej twarzy.

- Nie mogę przesiedzieć życia licząc na to, że będzie ono inne. Dlatego trzeba brać sprawy w swoje ręce i działać - mówi Kasia Bierzanowska. - Choć oczywiście nie zawsze jest różowo i łatwo, ale mam taką samą motywację jak inni. Pracuję, spotykam się ze znajomymi. Mam zainteresowania.

Zrzutka na „cztery koła” do wózka

Choć los nie był dla niej łaskawy, to Kasia udowadnia, że jeśli się tylko chce, to można pokonać niemal każdą przeszkodę. Kiedy musiała kupić specjalistyczny wózek z napędem elektrycznym, na który potrzebowała aż 15 tys. zł, to poprosiła o pomoc... znajomych na Facebooku.

W akcji zatytułowanej „Piętnaście koła na cztery koła” wzięły udział setki ludzi. Dziewczyna zebrała w sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wózek zakupiono wraz z dodatkowym kółkiem elektrycznym, które zostało skradzione dziewczynie, gdy pozostawiła je w bagażniku samochodu. Przyjaciele i znajomi Kasi ponownie ogłosili zbiórkę i kupili jej nowo kółko do wózka.

- To była dla mnie przykra sytuacja, ale wiele osób zaangażowało się w pomoc - mówi Kasia Bierzanowska.

ZOBACZ TEŻ: Niepełnosprawna bełchatowianka znów może się poruszać. Przyjaciele pomogli odkupić koło od wózka

Pieniądze ze zbiórki wystarczyły jeszcze na kilka wizyt u rehabilitanta. Niestety, koszty rehabilitacji, podczas której ćwicząc próbuje jak najdłużej utrzymać sprawność zanikających mięśni, są ogromne. W ciągu roku wizyty w najnowocześniejszym ośrodku w Gliwicach pochłaniają około 40 tys. zł. Część tej kwoty Kasia otrzymała m.in. dzięki wsparciu znajomych i przyjaciół, którzy oddają jej też 1 procent z podatku na ten cel.

Skoczyła ze spadochronem

Pomimo kłopotów ze zdrowiem i konieczności ciągłej walki z zanikającymi mięśniami, bełchatowianka przekonuje, że ta poważna choroba to nie jest wyrok i można czerpać z życia pełnymi garściami.

Ukończyła lingwistykę stosowaną na Uniwersytecie Lubelskim i pracuje jako tłumaczka. Realizuje też swoje pasje. W ubiegłym roku po raz pierwszy w życiu skoczyła ze spadochronem.

- To było wspaniałe przeżycie i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś skoczę - śmieje się Kasia. - W tym roku chcę spróbować nurkowania i myślę, że to się uda. Dostałam właśnie informację, że będę mogła zdobyć patent z nurkowania. Tak więc niepełnosprawność nie jest przeszkodą, jeśli się czegoś chce, to można spełniać marzenia.

CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE...
Bełchatowianka, która częściej teraz przebywa w Lublinie niż w rodzinnym mieście, jak przyznaje, ma też poczucie pewnej misji. Prowadzi własnego bloga pt. „Nie-pełnoprawna”, walcząc o prawa osób niepełnosprawnych, które w codziennym życiu muszą zmagać się z wieloma niedogodnościami, m.in. barierami architektonicznymi.

Jak podkreśla, chce też uświadamiać zdrowym osobom, że niepełnosprawni to tacy sami ludzie jak oni. Dlatego zaczęła prowadzić szkolenia, podczas których opowiada o różnych formach niepełnosprawności.

- Staramy się odzierać niepełnosprawność z tych wszystkich tematów tabu i niewygodnych pytań, a także przekonać, że nie taki niepełnosprawny straszny, jak mogłoby się wydawać - opowiada Kasia Bierzanowska. - To, że ktoś siedzi na wózku, nie musi tak do końca ograniczać różnych wyborów życiowych.

Finka pomoże, jeśli potrzeba

Kasia od pół roku ma przy swoim boku czworonożnego przyjaciela - suczkę Finkę. Labrador pod okiem swojej opiekunki przeszedł szkolenie na psa asystującego. Dziś stanowią zgrany duet. Kasia, jeżdżąc na wózku, wyprowadza Finkę na spacery, a ta odwiedzięcza się pomocą, np. zapala światło w pokoju, otwiera drzwi szarpiąc za klamkę, podaje rzeczy z podłogi.

- Zdarzało się, że kiedy spadłam z wózka, to już biegła do mnie z telefonem w pysku, abym mogła zadzwonić po pomoc - opowiada Kasia. - Tak więc w sytuacjach, kiedy potrzebna jest mi dodatkowa para rąk, to mam łapy Finki - śmieje się.

Podkreśla, że pojawienie się czworonoga w jej życiu to duża zmiana.

- Z jednej strony to większa odpowiedzialność za psa, ale przede wszystkim pomoc, jaką otrzymuję od Finki - mówi Kasia. - Wspólnie wykonałyśmy wiele pracy jako duet na licznych szkoleniach i egzaminach.

Kiedy wracamy do tematu nieuleczalnej dystrofii, to 27-latka przyznaje, że wciąż ma cichą nadzieję, że lekarze w końcu znajdą lęk na jej chorobę.

- Cały czas śledzę postępy medycyny licząc, że kiedyś doczekam się może części życia jako osoba pełnosprawna - mówi Kasia Bierzanowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki