Piszę ten tekst jeszcze przed meczem z Argentyną. Myślę sobie, że to może dobry znak, bo jak graliśmy z Włochami, to też napisałem wcześniej kilka słów. A jak się skończyło? Wszyscy pamiętamy :).
Jesteśmy już w Londynie dziesięć dni. Początki w wiosce olimpijskiej, która jest bardzo duża może nie były proste, ale dzisiaj już wszystko mamy w jednym palcu. Oczywiście, w nasze życie musiała wkraść się monotonia, bo przecież ciągle robimy to samo. Ale my jesteśmy do tego przyzwyczajeni, bo przecież całe tygodnie, by nie powiedzieć, że miesiące spędzamy na obozach w Spale. I tam też jedziemy każdego dnia tym samym planem.
W wiosce olimpijskiej, a więc oczywiście tak samo w "polskiej strefie" wymieniają się lokatorzy. Część sportowców już zakończyła swoje zmagania i wracają do domów, a na ich miejsce przyjeżdżają następni, którzy dopiero będą walczyć. Mamy nadzieję, że po zakończeniu igrzysk będzie można powiedzieć o nas "weterani wioski", bo będziemy w niej, spośród polskich sportowców, mieszkać najdłużej. Tak się stanie, jeśli zostaniemy w wiosce do meczu o medal.
Okazuje się, że chociaż wioska olimpijska ma ponad dziesięć tysięcy mieszkańców, to łatwo spotkać też znajomego. Dość często wpadam np. na Aleksa Atanasijevicia, serbskiego kolegę z PGE Skry Bełchatów.
CZYTAJ POZOSTAŁE RELACJE: MICHAŁ WINIARSKI: MÓJ LONDYN
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?