Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mordercy z naszego regionu skazani na karę śmierci. Kto to był?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Stanisław Modzelwski zabił siedem kobiet
Stanisław Modzelwski zabił siedem kobiet archiwum policji/archowum Dziennika Łódzkiego
35 lat temu wykonano w Polsce ostatni wyrok śmierci. W krakowskim więzieniu Montelupich stracono Andrzeja Czabańskiego. Niedługo po tym ogłoszono moratorium na wykonywanie wyroków śmierci. W kodeksie karnym z 1997 roku zastąpiono ją dożywociem. Ale i w naszym regionie nie brakowało morderców, którzy zawiśli na szubienicy.

Zabił siedem kobiet!

Stanisław Modzelewski, znany jest jako „wampir z Gałkówka”. Przez wiele lat terroryzował mieszkanki Łodzi i okolic. Zamordował siedem kobiet, kolejnych sześć próbował zabić. Ścigano go kilkanaście lat. Nazywano go „wampirem z Gałkówka”, bo większość zbrodni dokonał w tej podłódzkiej miejscowości. Zatrzymano go po kilkunastu latach od popełnienia pierwszej zbrodni. Na jego ślad śledczy wpadli przypadkowo. Był podejrzany o zabójstwo swej 87-letniej sąsiadki .Modzelewskiego zatrzymano w okolicach Łasku, gdzie jego żona miała rodzinę. Przyznał się do morderstwa staruszki. Tłumaczył, że wieczorem wypił i chciał zabawić się z kobietą. Potem wyszło na jaw, że nie było to jedyne morderstwo Modzelewskiego. Śledczy prowadzący tę sprawę zwrócili uwagę, że Modzelewski służył w wojsku w jednostce stacjonującej w Gałkówku. Jeden z nich zaczął kojarzyć go z niewykrytymi sprawami zabójstw kobiet..Mówiła o nich przecież cała Polska...Stanisław Modzelewski stanął przed Sądem Wojewódzkim w Łodzi. Obszerne relacje z jego procesu ukazały się w styczniu 1969 roku w „Dzienniku Łódzkim”. W sprawie Stanisława Modzelewskiego wypowiedzieli się biegli. Wydali dwie, zupełnie inne opinie. Jedna twierdziła, że był niepoczytalny. Druga, że w trakcie popełniania swych zbrodni znajdował się w pełni sił umysłowych. Sąd oparł się na tej drugiej opinii. 5 lutego skazał go na karę śmierci.

– Ja tam nikogo nie przekonam, duszy nie pokaże - mówił w ostatnim słowie „Wampir z Gałkówka”. – Nie ma więc sensu. Niech sąd sam zarządzi...

Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok łódzkiego sądu. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. 13 listopada 1969 roku w Centralnym Więzieniu w Warszawie Stanisław Modzelewski, znany jako „Wampir z Gałkówka” został powieszony.

Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok łódzkiego sądu. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. 13 listopada 1969 roku w Centralnym Więzieniu w Warszawie Stanisław Modzelewski, znany jako „Wampir z Gałkówka” został powieszony.

Wampir z Zarzewskiej

Na śmierć został skazany także Krzysztof Sołtysiak, nazywany „wampirem z ulicy Zarzewskiej”. Miał skończone 18 lat, gdy dokonał potwornych zbrodni. Jedną z jego ofiar była 25-letnia Elżbieta W., absolwentka wydziału prawa Uniwersytetu Łódzkiego, pracownica PZU przy ul. Sienkiewicza. Razem z Agnieszką, koleżanką z pracy wybrała się na spektakl do Teatru Powszechnego w Łodzi. Przedstawienie skończyło się po godzinie 22.00. Agnieszka, która mieszkała na Retkini, podrzuciła koleżankę do rogu al. Politechniki i ul. Obywatelskiej. Tam Elżbieta wsiadła w tramwaj linii 26, by wrócić do swego domu na Rudzie. Wysiadła na rogu ul. Rudzkiej i Farnej...Około godziny 8.00 jedna z łodzianek szła na swą działkę przy ul. Podlaskiej. Na ul. Scaleniowej zauważyła ślady krwi. Potem zobaczyła, że zza krzaków wystają kobiece nogi. Leżała w nich naga i martwa Elżbieta W. Po jej ciałem morderca ułożył ubranie. Obok zwłok leżał pręt długości kilkudziesięciu centymetrów owinięty w czerwoną szmatę. Na drodze pozostały ślady świadczące, że ciało dziewczyny było przeciągnięte do lasu...Na głowie miała ślady po uderzeniach. Do kolejnego zabójstwa doszło kilka dni później, 8 września, w drugim końcu Łodzi. Jednak blisko miejsca, gdzie morderca już raz zaatakował. W nocy, po godzinie 2.00 do komendy miejskiej w Zgierzu wpłynęło zgłoszenie o zaginięciu 8-letniej Anetki. Dziewczynka wyszła około południa do szkoły przy ul. Jesionowej, do tej samej do której chodziła zgwałcona 1 września Małgosia. Dziewczyna nie pojawiła się na lekcjach, nie wróciła też do domu. Około 8.00 rano ojczym Anety znajduje jej zwłoki w lesie, w Chełmach, na pograniczu Łodzi i Zgierza. Leżą przykryte gałęziami i świeżo wyrwanymi chwastami.

Milicjanci odkryli, że przepustki do zakładu poprawczego w Laskowcu, na Podlasiu, nie wrócił 18-letni Krzysztof Sołtysiak., mieszkaniec ul. Zarzewskiej. Milicjanci dotarli do jego matki. Potwierdziła, że syn od 1978 roku przebywa w poprawczaku, gdzie trafił za włamania. Nie wrócił tam z przepustki. Został w Łodzi. Odwiedził kuzynkę, ktoś widział go na Górniaku. Kobieta zaczęła szukać syna i spotkała go na przystanku na Rudzie...Za Krzysztofem zostaje wydany list gończy, on nawet o tym nie widział..Został zatrzymany 17 września, przed godziną 18.00 na przystanku tramwajowym na rogu ul. Kilińskiego i Dąbrowskiego. Przyznał się winy.

Wcześnie miał na sumieniu jakieś drobne włamania, kradzieże. Ta agresja tak narosła w nim ciągu dwóch - trzech dni, że dokonał dwóch zabójstw, dwóch brutalnych napadów! Okazało się, że Krzysztof wcześniej zgwałcił też 11-letnią dziewczynkę i napadł na 19-letnią dziewczynę. Przez dwa i pół roku Krzysztof Sołtysiak był poddawany badaniom w szpitalach psychiatrycznych. Jak piszą w „Pitavalu łódzkim” Jarosław Warzecha i Adam Antczak podczas tych badań stwierdzono, że podczas pobytów w szpitalu był on w dobrych kontaktach z innymi pacjentami, chętnie im pomagał. Nie zauważono u niego wahań nastrojów, zaburzeń w toku myślenia, wypowiedzi, które mogły sugerować doznania urojeniowych czy omamowych. Badał go im profesor Zbigniew Lew - Starowicz. W wydanej opinii stwierdził, że Sołtysiak miał w pełni zdolność rozumienia swoich czynów i kierowania swoim postępowanie. Jednocześnie stwierdzono u niego nieprawidłową osobowość i sadyzm seksualny. Krzysztof Sołtysiak został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano.

Wpadł przez dolarowy banknot

Na stryczku zawisł też Andrzej Pietrzak. We wrześniu 1976 roku zabił matkę i gosposię łódzkich lekarzy, którzy mieszkali na tzw. osiedlu zusowskim przy ul. Bednarskiej w Łodzi. Ujęto go dzięki przedartemu, 100-dolarowemu banknotowi, który ukradł z lekarskiego domu. Andrzej Pietrzak był dobrze znany łódzkim milicjantom. Urodził się w 1938 roku. Skończone trzy klasy technikum mechanicznego. Miał dziecko, ale był rozwiedziony. Pracował jako kierowca. W 1975 roku aresztowano go za serię włamań do mieszkań lekarzy. Uciekł z obserwacji psychiatrycznej w szpitalu w Kochanówce. Ukrywał się na Wybrzeżu. Potem wrócił do Łodzi. Niemal rok po ucieczce ze szpitala złapano go w okolicach ul. Jaracza. Był październik 1976 roku. Niemal od razu przyznał się do zabójstw na ul. Bednarskiej. Ale też do tego, że zabił kobietę przy ul. Czahary. Miało to miejsce w sierpniu 1976 roku. Andrzej P. opowiedział, że gdy wrócił z Wybrzeża do Łodzi nie miał pieniędzy. Odwiedził więc„Barbarę”, swoją starą znajomą. Ją zapytał kogo można obrobić. Ona wskazała małżeństwo lekarzy z ul. Bednarskiej. Była pacjentka doktora J. Raz odwiedziła to mieszkanie. Mieli razem dokonać włamania. Andrzej obserwował mieszkanie, raz nawet był w środku. Umawiał na wizytę swoją „narzeczoną”.W dniu zabójstwa obserwowali szkołę w której pracowała dr J. Kiedy zobaczyli, że weszła do środka, poszli na ul. Bednarską. „Barbara” przedstawiła się jako pacjentka. Weszli do środka. Jakaś kobieta powiedziała, że doktora nie ma, by umówili się z nim telefonicznie. Zaproponowała, że sama może zadzwonić do niego do pracy. Podniosła słuchawkę. Wtedy P. uderzył ją pięścią w głowę. Kiedy upadała, pociągnęła Pietrzaka. „Barbara” miała wtedy wyjść z mieszkania. Tymczasem Andrzej szamotał się z kobietą, dusił ja wstążkami od fartucha. Nagle usłyszał wołanie innej kobiety...Potem znalazł sznurek, udusił nim obie panie. ..Zabrał łupy i wyszedł. Na ul. Czahary zabił Helenę A., zwaną „Helcią” lub „Garbuską”. Kobieta handlowała wódką. 9 sierpnia 1976 roku P. posłał do niej swego kolegę Karola. Sam czekał na ulicy. Po jakimś czasie sam wszedł do jej mieszkania. Zażądał od niej pół litra wódki. „Helcia” powiedziała, że nie da. Wtedy P. uderzył kobietę, a następnie udusił. Zabrał 500 zł...Tłumaczył, że zabił, bo zaczęła krzyczeć i mogła go zgubić.
18 stycznia 1977 roku przed Sądem Wojewódzkim w Łodzi rozpoczął się proces Andrzeja Pietrzaka Jadwigi M. i jej syna Jerzego. P. przyznał się do kradzieży, ale nie do trzech zabójstw.:

- To jest tylko sen, ja się w końcu z niego przebudzę! - krzyczał na sali rozpraw.

Sąd skazał Andrzeja Pietrzaka na karę śmierci, Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok . wykonano 6 lutego 1978 roku.

Nie miał litości dla żony i córki

Na śmierć skazano Józefa Nastarowicza, który zabił swoją żonę Stanisławę i 2,5-letnią córeczkę. Początkowo twierdził, że Stasia z dzieckiem zaginęła. Po komisariatach w Łodzi i kraju rozesłano informację o poszukiwaniach Halinki i jej matki. Podano ich rysopisy. Dziewczynka była blondynką z kręconymi włosami. W dniu zaginięcia ubrana była w palto z różowego pluszu. Jej matka miała na sobie granatowy kostium i sukienkę w kwiaty. Kobieta była szatynką, niskiego wzrostu z dużymi brakami w uzębieniu.. Józef Nastarowicz razem z dziećmi i żoną mieszkał przy ul. Patriotycznej. Pracował jako ślusarz w zakładach im .Armii Ludowej przy ul. Pabianickiej w Łodzi. Mężczyzna zeznał, że mieszkał z żoną od 1945 roku. Byli zgodnym małżeństwem, ale z czasem coś między nimi zaczęło się psuć. W grudniu 1953 roku żona zrobiła mu awanturę, że nie stara się o nowe mieszkanie. W czerwcu następnego zniknęła. Po kilku miesiącach Józef stał się to on mógł mieć coś wspólnego z zaginięciem bratowej. Zdradzała, że Józef nie żył w zgodzie z żoną. Wyszło też na jaw, że ma kochankę Gienię. Milicjanci przesłuchali Józefa. W końcu przyznał się, że zabił żonę, która była w czwartym miesiącu ciąży. Zrobił to, bo chciał być z Gienią. Natomiast Halinka była za mała, by się nią mógł zaopiekować...Milicjanci przeszukali okolice ul. Zastawnej. Znaleźli zwłoki kobiety i dziecka. Nie udało się ustalić przyczyny ich śmierci...Potem jeszcze kilka razy Józef Nastarowicz zmieniał zeznania. Mówił, że żonę zabił w domu, na kozetce, nie w ogródku. Proces Janusza Nastarowicza rozpoczął się w styczniu 1956 roku.. Od razu przyznał się do zabójstwa żony i córki. Powtórzył wersję według której Stasia zniknęła w nocy z 7 na 8 czerwca, a potem pojawiła się 14 czerwca...Genowefa zeznała przed sądem, że nie utrzymywała żadnych stosunków intymnych z Józkiem...2 lutego 1956 roku Sąd Wojewódzki w Łodzi skazał Józefa Nastarowicza na karę śmierci. Sąd Najwyższy nie zmienił wyroku, a Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok wykonano 4 czerwca 1956 roku w łódzkim więzieniu...

Zabijał chłopców

Mariusz Trynkiewicz, nauczyciel z Piotrkowa Trybunalskiego zabił w 1988 roku czterech chłopców
.4 lipca zwabił do swojego mieszkania przy ulicy Działkowej w Piotrkowie Trybunalskim przypadkowo spotkanego, 13-letniego Wojciecha Pryczka. Chłopca molestował, a potem udusił. Ciało zakopał. 29 lipca 1, w podobnych okolicznościach, zwabił do swojego mieszkania i zabił nożem trzech chłopców: 11-letniego Tomasza Łojka oraz 12-letnich Artura Krawczyńskiego i Krzysztofa Kaczmarka. Ciała wszystkich ofiar po kilku dniach wywiózł do lasu i podpalił. Znalazł je grzybiarz. W mieszkaniu Trynkiewicza znaleziono między innymi, ślady krwi i zegarek jednego z chłopców. Ciała ofiar były owinięte materiałem takim, z jakiego wykonane były zasłony w mieszkaniu. Mariusz Trynkiewicz przyznał się do winy. Został skazany na czterokrotną karę śmierci. Na mocy amnestii Trynkiewicz trafił na 25 lat do więzienia.

Strzelał z zimną krwią

Henryk Moruś z Sulejowa zmarł w więzieniu w 2013 roku. Był bezwzględnym mordercą. 14 stycznia 1992 w sklepie "1001 drobiazgów" w Piotrkowie przy ul. Wojska Polskiego zabito Danutę Krawczyk. Sprawca zrabował 580 tys. zł (starych zł). Trzy dni później w Koluszkach zastrzelił Andrzeja Kłosińskiego, pracownika kantoru, który wracał do domu. Ukradł mu 1,5 mln zł. W nocy z 11 na 12 czerwca przy ul. Połanieckiej w Sulejowie morderca przez piwnicę dostał się do domu Zdzisławy i Mieczysława Beśków. Zamordował oboje w sypialni. Kobieta była w trzecim miesiącu ciąży... 24 czerwca w Ciechominie (gm. Aleksandrów) zastrzelił Józefa Jęcka, a dwa dni później, w okolicy wsi Adamów (gm. Wolbórz) Jarosława Kszczota. Sprawcą tych morderstw był Moruś. Wpadł po zwykłej kradzieży. Jego odciski palców porównano z tymi, które znaleziono na miejscach zbrodni. Okazało się też, w 1986 roku we Włodzimierzowie zastrzelił Teresę Grabowską. Skazano na karę śmierci. Ze względu moratorium na wykonywanie wyroków śmierci nie zawisnął na szubienicy.

Zabili prezydenta

Marian Cynarski był drugim, po odzyskaniu niepodległości, prezydentem Łodzi. Był związany ze Związkiem Narodowo - Ludowym. Został zamordowany14 kwietnia 1927 roku na schodach kamienicy w której mieszkał. Zabójcami okazali się 25-letni Adam Walaszczyk oraz 21-letni Kazimierz Rydzewski. Walaszczyk tłumaczył, że stracił pracę przy robotach publicznych. Nie miał z czego żyć. O pomoc w znalezieniu pracy prosił wiceprezydenta Łodzi Wiktora Groszkowskiego. Postanowił więc iść do prezydenta Cynarskiego. Gdy zobaczył prezydenta, to upadł przed nim na kolana i zaczął błagać o pracę. Marian Cynarski miał go szorstko odepchnąć. Wtedy Walaszczyk obiecał zemstę. O pomoc poprosił Rydzewskiego. Zaczaili się na Cynarskiego na schodach kamienicy przy ul. Andrzeja. Zadali mu śmiertelne ciosy nożem. Skazał Adama Walaszczyka na karę śmierci przez rozstrzelanie. Prezydent RP nie skorzystał z prawa łaski. Więcej szczęścia miał Kazimierz Rydzewski. Jego sprawę skierowano do rozpatrzenia przez sąd powszechny. Został skazany na dożywotnie więzienie.

Morderca trzech osób

Tyszerowie byli właścicielami składu fortepianów przy ul. Piotrkowskiej. Zostali brutalnie zamordowani. Zginęła także ich służąca. Do zbrodni doszło w listopadzie 1928 roku. Morderstwo Marii i Bronisława Tyszerów odbiło się w Łodzi szerokim echem. Z czasem śpiewano o nich nawet piosenki.Tyszerowie należeli do bardzo zamożnych łodzian. Bronisława nazywano „królem hipotek”. Mieszkali w kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 117. Na parterze mieli znany w całym mieście skład fortepianów. Ich zabójcą okazał się 19-letni Stanisław Łaniucha.Jego ojciec zajmował się handlem, brat Eugeniusz pracował w kancelarii adwokackiej. Wpadł, bo na miejscu zbrodni, czyli w składzie fortepianów, zostawił kwit z pralni wystawiony na jego nazwisku. Łaniucha zabił nie tylko Tyszerów. Wczęśniej zamordował ich służącą Józefę Borkowską. Jej ciało znaleziono w rowie przy ul. ul. Milionowej, niedaleko fabryki Teodora Steigerta, Natomiast Tyszerów zabił w składzie fortepianów. Mówił, że przyszedł kupić pianino..Zbrodni dokonał z motywów rabunkowych. Nie udało mu się jednak dostać do kasy z pieniędzmi, gdzie było 27 tys. złotych. Stanisław Łaniucha za trzy morderstwa został skazany na karę śmierci.

Do końca się nie przyznał...

Na karę śmierci został skazany też 36-letni Czesław S. Był wielokrotnie karany, wiele lat spędził w więzieniu. W autobusie poznał 38-letnią Barbarę F. Była nauczycielką w przedszkolu na Stokach, Zaczęło się od kawy, ale para szybko zamieszkała razem. Dokładnie w mieszkaniu Barbary przy ul. Brackiej. Latem 1979 roku Barbara oblewała dyplom ukończenia studiów zawodowych. Po tej imprezie nie pojawiła się w pracy. Kiedy po kilku dniach odwiedzono jej mieszkanie w tapczanie znaleziono zmasakrowane zwłoki kobiety. Zniknęły wszystkie cenne rzeczy. Czesław S. stał się głównym podejrzanym. Choć nie przyznał się do winy to sąd skazał go na karę śmierci. Wyrok wykonano.

Stasia mu przeszkadzała

y

Jan M. zabił córkę swojego brata, 6 letnią Stasię. 11 października 1957 roku żołnierze ze zgierskiej jednostki znaleźli w lesie w Chełmach, między Zgierzem a Łodzią, zwłoki małej dziewczynki. Była pokaleczona, miała rany na szyi, piersiach, podartą bieliznę , a na głowie zaplecione dwa warkoczyki, z niebieskimi wstążkami. Milicjanci sprowadzili na miejsce psa. Podążył on za pozostawionymi śladami. Zaprowadził milicjantów do domu przy ul. Chopina, znajdującego się na obrzeżach Zgierza. Okazało się, że tam mieszkało zamordowane dziecko. Była nim 6-letnia Stasia Szczepanik. Milicja przesłuchuje mieszkańców domu przy ul. Chopina. A więc matki Stasi, jej męża, a zarazem ojczyma dziewczynki, Karola Miśkiewicza, jego brata Jana, ich matkę Michalinę.
Milicjanci od razu zwracają baczniejszą uwagę na Jana. 26-letnia Zofia, matka Stasi, wyjaśnia że w zasadzie wszyscy bardzo kochali dziewczynkę. Z jednym wyjątkiem. Ale zaraz dodała, że niechętnie patrzyła na nią tylko teściowa i brat męża. Mężczyzna został zatrzymany. Przyznał, że od dłuższego czasu między nim a bratem Karolem i bratową, były pewne, jak to określił, nieporozumienia i zgryźliwości. A ich powodem była właśnie Stasia. Postawił więc „usunąć” powód konfliktu....W piątek, 12 października był bardzo zdenerwowany. Bratowa pojechała do Zgierza, więc zabrał Stasię do lasu, po suche gałęzie. Dziewczynka bardzo chętnie poszła z nim na spacer. Kiedy doszli do gęstych krzaków wyciągną papierosa, usiadł i zaczął się zastanawiać jak zabić dziewczynkę. Stasia kucnęła koło niego, wtedy zdenerwował się jeszcze bardziej. Chwycił ją za twarz, zakrył buzię, a lewą ręką zadał ciosy nożem. Ułożył ciało dziewczynki na ziemi, ale ta jeszcze żyła. Zadał więc kolejny cios, tym razem w gardło. Zapewnił, że nie zgwałcił bratanicy W międzyczasie, po informacjach w gazetach o zaginięciu niebieskich sandałków, zgłosił się na komendę łodzianin, który kupił na Bałuckim Rynku w Łodzi takie buty. Zapłacił za nie nieznanemu mężczyźnie 30 złotych. Były w bardzo dobrym stanie...Kiedy okazano mu kilku mężczyzn, w tym Jana Miśkiewicza, bez wahania wskazał, że od niego kupił buty..
W styczniu 1958 roku Jan M. stanął przed Sądem Wojewódzkim w Łodzi. Rozprawę przerwano i skierowano go na badania psychiatryczne. Wznowiono ją wiosną. Jan Miśkiewicz przyznał się do winy, ale stwierdził, że do zabójstwa namawiała go do matka Stasi. Ta wszystkiemu zaprzeczyła. Sąd nie dał wiary zeznaniom Jana. 2 czerwca 1958 roku skazał go na karę śmierci. Nie pomogła apelacja, Rada Państwa też nie skorzystała z prawa łaski. 19 marca 1959 roku Jan M. został stracony w łódzkim więzieniu.

Powstał o nich film

Na początku lat siedemdziesiątych o Konstanty F. I Januszu D. mówiła cała Polska. Potem na motywach tej historii nakręcono nawet film fabularny „Zapis zbrodni”Andrzeja Trzosa - Rastawieckiego . We wrześniu 1972 roku zabili taksówkarza z Łodzi. Milicjanci wkroczyli do mieszkania F. i D. U Konstantego znaleźli zakrwawioną , niebieską ortalionową kurtkę typu „szwedka”. Rodzina powiedziała, że Konstanty wyszedł z domu razem z Januszem D. i od tej pory się nie pojawił. W czasie rewizji u Dembińskiego znaleziono dwie świecie dymne, „wycior”, do broni. W komórce były też kartki ze stemplem „Narodowe Siły Zbrojne” oraz „Nakaz rewizji”. Znaleziono też oryginalny egzemplarz „Mein Kampf”. Podczas ucieczki zastrzeli 31 stolarza z Fabianowa koło Ostrowa Wielkopolskiego...Przestępcy byli poszukiwani w całej Polsce. Janusza D. zatrzymano w pociągu, Konstantemu udało się uciec. Złapano go dwóch tygodniach.

Jak donosił „Dziennik Łódzki” Janusz D, przyznał się do zabicia stolarza z Fabinowa. Taksówkarza z Łodzi miał zastrzelić jego kolega. Konstanty F. miał 9 lat, gdy umarła mu matka. Został z ojcem i trójką rodzeństwa. Naukę skończył w szóstej klasie szkoły podstawowej. Pracował dorywczo na budowach, przy wykopkach.

Rok starszy Janusz D. pochodził z rozbitej rodziny. Kilka lat wcześniej rozwiedli się jego rodzice. Uchodził za inteligentnego, ale leniwego ucznia. Ostatnio pracował w zakładach im. Jurczaka.

Sąd skazał Janusza D. na karę śmierci. Konstanty F. miał więcej szczęścia. W chwili popełnienia zbrodni nie miał skończonych 18 lat. Do osiągnięcia pełnoletności brakowało mu trzy tygodnie. Nie mogła być orzeczona wobec niego kara śmierci. Skazano go 25 lat pozbawienia wolności.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki