Nie to jest ważne, co ma długofalowe znaczenie dla życia miasta i jego mieszkańców. Za ważne uchodzi to, na czym da się szybko zbić i utrzymać poparcie ludności. Połączenie tych wektorów ewidentnie nie wchodzi w grę. Dlatego polityczna propaganda trąbi o "rekordach" i "efektach promocyjnych", a Łódź zmienia się w lunapark wątpliwej jakości rozrywki.
Podkupienie poznańskiego festiwalu Transatlantyk tej sytuacji raczej nie zmieni. Zaś argumenty "promocyjne" to dla organizatorów niektórych wydarzeń i festiwali dotowanych z budżetu miasta sposób uzasadnienia swego bytu. Stąd o krok do złudzenia, które nieobce jest politykom rozdającym środki: jesteśmy fantastyczni i nieomylni, a to co robimy, jest wielkie. W tej wizji świata wszyscy, którzy mają jakieś uwagi po prostu się nie znają, albo (co już wiemy) nie kochają Łodzi.
Tak się jakoś składa, że gros dotacji z Wydziału Kultury od kilku lat trafia do imprez rozrywkowych, które tego wydziału interesować nie powinny. Dla niego kluczowe powinny inne, sprawiające, że łodzianie zapragną kontaktu z kulturą, czyli zaczną zdobywać kolejne kompetencje do rozumienia jej (by z jej pomocą inaczej, głębiej, bardziej świadomie żyć). W ramach owego stania na głowie nie Wydział Kultury, ale Biuro Promocji dotuje np. Festiwal Designu, uznawany za jedną z tych dorocznych "imprez", które mają potencjał kulturotwórczy. Nie trzeba było też długo czekać, aż finansowanie setkami tysięcy złotych darmowych pokazów filmowych w ramach tzw. "Polówki" odbije się na rynku kin. W tym na rentowności najstarszego w Łodzi kina "Tatry", jak podejrzewa jego kierownik. Bo w kreującej ze wszystkich sił Łodzi można prowadzić każdy biznes, nawet filmowy, byle wpisać się w odgórną urzędniczą koncepcję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?