Chwile grozy przeżyli w środę rano rodzice dzieci, które wyjechały do Darłówka na kolonie. Tuż po godzinie 11.30 dostali telefonicznie informację o tym, że autokar, którym podróżowały ich dzieci, miał wypadek.
- Najgorsze było to, że przez kilka godzin nie mogliśmy doprosić się o szczegółowe informacje na temat stanu zdrowia naszych dzieci - mówi jeden z rodziców.
Autokar z łódzkimi kolonistami uczestniczył w wypadku w miejscowości Słowino (woj. zachodniopomorskie), kilkadziesiąt kilometrów od Koszalina. Trzydzieścioro dzieci pod opieką dwojga wychowawców i kierownika kolonii przebywało w Darłówku od 20 lipca. Na koloniach wypoczywały dzieci z łódzkich podstawówek, m.in. ze Szkoły Podstawowa nr 111 i 56.
W środę rano dzieci z opiekunami wyruszyli w podróż powrotną. Przejechali zaledwie kilkanaście kilometrów, gdy doszło do wypadku.
- Przed autokarem jechał samochód osobowy, którego kierowca zasygnalizował zamiar skrętu w lewo. Kierowca autobusu zatrzymał się, natomiast nie wyhamował jadący za autokarem samochód dostawczy - mówi sierż. Agnieszka Łukaszek z Komendy Powiatowej Policji w Sławnie.
**Czytaj też:
Wypadek autobusu PKS Łódź w Głogówku Królewskim. Autobus spadł ze skarpy. Kilkunastu rannych**
Pierwsi na miejscy wypadku byli strażacy. Oni właśnie udzielili pierwszej pomocy przedmedycznej poszkodowanym dzieciom. Po kilku minutach na miejscu był już zespół ratownictwa medycznego. - Zgłoszenie o wypadku dostaliśmy o godz. 11.19. Przed odjazdem strażaków z miejsca zdarzenia nie było informacji o potrzebie hospitalizacji kogokolwiek - mówi st. kpt. Piotr Słupski, oficer prasowy KP PSP w Sławnie.
Na miejscu ratownicy przebadali dziewczynki, które po zderzeniu pojazdów uderzyły głową w oparcie fotela, ale na szczęście nie wymagały hospitalizacji.
- W koloniach uczestniczyły dwie moje córki. Obie zostały przebadane przez ratowników na miejscu wypadku. Kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałem, że są bezpieczne - mówi ojciec dziewczynek.
Dwoje innych dzieci uskarżało się na poważniejsze bóle. - W pierwszej chwili dostałam jedynie informację, że syna strasznie boli kolano. Zadzwoniła do mnie wychowawczyni, że z nim i jeszcze jedną dziewczynką jadą do szpitala w Koszalinie - opowiada mama jednego z kolonistów.
Dziewczynka, którą zabrała karetka, miała podejrzenie urazu głowy i odcinka szyjnego kręgosłupa. W szpitalu po diagnostyce okazało się, że żadne z dzieci nie wymaga hospitalizacji, a ich obrażenia są niegroźne dla życia i zdrowia.
- Udało nam się zorganizować inny autokar w zaledwie kilkadziesiąt minut. Zabrał on wszystkich do Łodzi. Wszyscy cały czas mieli zapewnioną odpowiednią opiekę - mówi Beata Turczyn, właścicielka Biura Turystycznego Promyczki.
ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?