Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narodowcy wprawdzie biją, ale słabo. Dokąd "idzie antykomuna"? [LIST]

ab
Leszek Jażdżewski jest redaktorem naczelnym LIBERTÉ!
Leszek Jażdżewski jest redaktorem naczelnym LIBERTÉ! Krzysztof Szymczak
Publikujemy list Leszka Jażdzewskiego, który pojawił się w sobotę na marszu Idzie Antykomuna z transparentem o treści "16 XII 1922: Zachęta - Pamiętamy" (został wtedy zamordowany pierwszy prezydent RP Gabriel Narutowicz, sprawcą był sympatyk prawicy malarz Eligiusz Niewiadomski).

16 XII 1922: Zachęta - Pamiętamy.

Z takim napisem samotnie pojawiłem się w sobotę 15 grudnia na Pasażu Schillera, punkcie zbiórki narodowców przed marszem "Idzie Antykomuna". Większość zgromadzonych napis mijała obojętnie, chyba niewiele im mówił. Ja się nie odzywałem, stałem i obserwowałem zgromadzenie. Po kilku minutach kiedy zaczęły się wystąpienia, wspiąłem się na niewielki murek, napis stał się widoczny dla wszystkich.

Szef Młodzieży Wszechpolskiej Adam Małecki w Łodzi próbował mnie stamtąd usunąć. Z pomocą paru osiłków wyrwał mi, a następnie podarł wykonany z tektury napis. Grupa ogolonych na łyso młodzieńców szarpiąc i wykręcając ręce ściągnęła mnie na ziemię. Zacząłem wołać, dość rozpaczliwie przyznajmy - "Pamiętajcie o Narutowiczu!" Przez moment zdziwiłem się, że robią to tak otwarcie na oczach kamer i aparatów fotograficznych. Ale najwidoczniej data i miejsce były im na tyle niewygodne, że musieli użyć przemocy.

Przeciągnięto mnie przez agresywny tłum. Wołałem cały czas: "Policja!". Jednak żadnych policjantów w tłumie (przynajmniej umundurowanych) nie było. Najbliżsi siedzieli w radiowozach wiele metrów dalej. Dostałem kilka razy, w twarz, w korpus, na szczęście uderzali raczej niecelnie i jak się okazało niezbyt groźnie. Trudno było im trafić bo byłem cały czas popychany i ciągnięty, co w sumie okazało się zbawienne. Wypchnięto mnie na Piotrkowską.

Po rozmowie z policją podjąłem próbę identyfikacji bijących. W asyście czterech policjantów, bez mundurów, ale z odznakami w dłoniach wkroczyliśmy w tłum. Gdy zostałem rozpoznany zaczęli mnie szarpać, wykręcać ręce. Odznaka niewiele dawała, choć jedni starali się powstrzymywać drugich. Ktoś zaczął grozić gazem. Otoczono nas i zaczęto skandować: wypierdalać! Próba rozpoznania w każdej chwili mogła skończyć się kolejnym przestępstwem. Wycofaliśmy się, zaczęło się robić - dla nas wszystkich - niebezpiecznie.

Złożyłem zeznania na I Komisariacie Policji w Łodzi jako pokrzywdzony w przestępstwie, którego kwalifikację (pobicie czy naruszenie nietykalności cielesnej) ustali policja.

ZOBACZ, JAK ZOSTAŁ POTRAKTOWANY LESZEK JAŻDŻEWSKI

Narodowcy wykazali się sporą świadomością historyczną. Wystarczył jeden człowiek z nieagresywnym napisem, przypominającym tylko o ważnym wydarzeniu w najnowszej historii Polski. Mogli zareagować różnie - obojętnością, drwiną, afirmacją (czy to dla bohatera niektórych z nich mordercy Eligiusza Niewiadomskiego, czy to dla osoby Gabriela Narutowicza). Mogli próbować odciąć się od najgorszych przedwojennych narodowych tradycji albo ich bronić. Zareagowali czystą przemocą. Rozwiał się mit, że chodzi im o walkę z jakąś mityczną "komuną". "Pokojowa demonstracja" okazała się użyteczną (dla organizatorów Antykomuny), ale tylko fikcją.

Sporo osób odradzało mi pojawienie się na tej manifestacji. Że to niebezpieczna brawura. Byłem sam. Jednak moim zdaniem niebezpieczną brawurą jest przymykanie oczu na hasła i prawdziwe intencje narodowców kiedy są względnie nieliczni. I choć już biją, to jeszcze słabo. Bo kiedy będą liczni i bić będą mocniej, na protesty i niewygodne pytania będzie za późno.

Leszek Jażdżewski - redaktor naczelny LIBERTÉ!, politolog i publicysta, jeden z założycieli nowego łódzkiego intelektualnego salonu "6 dzielnica"

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki