Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odszedł Jerzy Woźniak, przedstwiciel intelektualnej elity Łodzi [WSPOMNIENIA]

Łukasz Kaczyński
Mikołaj Zacharow / PWSFTviT
28 stycznia, na skutek nieszczęśliwego wypadku, zmarł prof. Jerzy Woźniak, operator, reżyser, realizator telewizyjny, pedagog, były rektor Szkoły Filmowej w Łodzi. Wspominają go przyjaciele, współpracownicy, ludzie Łodzi filmowej.

Prof. Jerzy Woźniak przez kilka dni przebywał w śpiączce w wyniku poważnego urazu głowy, jakiego doznał w przerwie między gościnnymi wykładami na kaliskiej uczelni. Idąc na obiad poślizgnął się na oblodzonym, nieposypanym piaskiem chodniku. Został zabrany do szpitala, gdzie jego stan uległ pogorszeniu. 28 stycznia rano zmarł w kaliskim szpitalu.

- Mimo iż nasze ścieżki zawodowe nie zeszły się, od początku mojego pobytu w Szkole widziałem jak wielkie miał serce dla ludzi - wspomina obecny rektor Szkoły Filmowej, prof. Mariusz Grzegorzek. - Spotykaliśmy się z nim jako opiekunem operatorskim. Gdy radził i pomagał załatwić różne rzeczy, wiadomo było, że to zostanie zrobione. Z drugiej strony miał bardzo ojcowskie, rozległe "pole rażenia". Pomagał w nagłych potrzebach, także w czysto życiowych sprawach. Zawsze można było liczyć na jego pomoc. Był osobą stale obecną, która jednocześnie nigdy nie narzucała się, ale bardzo pomagała. A że miał bardzo serdeczny stosunek do ludzi, wszyscy garnęli się do niego. W zasadzie można powiedzieć, że nigdy nie był "poza Szkołą", bo to była jego Szkoła. Miało się poczucie, że jest jej gospodarzem.

- To trafne określenie. Miało to takie przełożenie na rzeczywistość, że w Szkole było niesłychanie stabilnie i spokojnie. To specyficzna uczelnia, nawet wśród artystycznych, powiedziałabym: ciepło-rodzinna. Bardzo ważne jest utrzymywanie tych związków między ludźmi. Wszystko to przekładało się na zdobywanie dofinansowania z zewnątrz, akceptację środowiska - nie tylko w Łodzi, ale też Warszawy - wspomina prof. Elżbieta Protakiewicz, dziekan Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej. - Jest coś, co trudno nazwać, ale Jerzy Woźniak miał umiejętność łączenia czegoś z atmosfery tego, co było legendą Szkoły, z tym, co tą legendą być jeszcze może. Myślę, że jego ślad na tej Szkole pozostanie.

Jeszcze w maju 2013 roku odbył się w Szkole benefis z okazji 75. urodzin Profesora, przygotowany w tajemnicy przed Jubilatem przez Wydział Operatorski. Studentki Wydziału Aktorskiego wykonały przeboje z lat 70. i 80., goście opowiadali anegdoty, odśpiewano Jubilatowi "Sto lat!". Zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamery.

- Życzcie mi trochę więcej niż sto, moja matka ma 105 lat! - mówił wtedy Prof. Woźniak. - Dzielę moje życie na osiemnastki. Gdy skończyłem pierwszą, zapaliłem papierosa. Kiedy skończyłem drugą, były pierwsze sukcesy w telewizji, następną - zostałem dyrektorem w telewizji w Łodzi i Warszawie. A kiedy skończyłem kolejną, przestałem palić papierosy...

- Fortel był dość prosty. Powiedzieliśmy, że chcemy mu złożyć życzenia w trakcie zajęć. Przyszedł na swoje urodziny, ale nie wiedział, co go czeka - mówi prof. Protakiewicz.

W wypełnionej ludźmi hali zdjęciowej pojawili się znajomi i przyjaciele, których prof. Woźniak czasem bardzo długo nie widział, m.in. Feridun Erol, Wojciech Król, Elżbieta Starostecka, Włodzimierz Korcz, Zbigniew Wodecki, Ryszard Czubaczyński, Stefan Friedmann i profesorowie łódzkiej Szkoły Filmowej: Stefan Czyżewski, Edward Zajićek, Jacek Bławut, Wanda Mirowska, Ryszard Lenczewski, Michał Staszczak, Józef Robakowski.

Przez całe zawodowe życie prof. Woźniak związany był tylko z dwiema instytucjami: Szkołą Filmową w Łodzi i Telewizją Polską. W obu przeszedł niemal wszystkie stopnie "kariery". Wykładowcą "filmówki" był od 1962 roku. W latach 1987-93 i 1999-2002 był dziekanem Wydziału Operatorskiego, w latach 1993-94 prorektorem ds. współpracy z zagranicą, w latach 2002-08 rektorem uczelni. Był inicjatorem organizowanego w latach 1993-2011 Międzynarodowego Festiwalu Szkół Filmowych i Telewizyjnych "Mediaschool".

Od lat przewodniczył też kapitule Łódzkiej Alei Gwiazd na ulicy Piotrkowskiej, w której rozwój i promocję bardzo się angażował.

- Chyba mogę powiedzieć, że był przyjacielem naszej instytucji. Współpracowaliśmy nie tylko przy Alei Gwiazd - mówi Mieczysław Kuźmicki, dyrektor Muzeum Kinematografii. - Był częstym i aktywnym gościem organizowanych przez nas spotkań, ale nigdy nie był bohaterem. Mam wyrzuty sumienia, ale zawsze myśleliśmy, że jeszcze zdążymy to zrobić. Myślę, że jako rektor Szkoły był dobrym administratorem w niełatwych czasach. Przywiązywał duża wagę do infrastruktury, warunków do przekazywania wiedzy.

- Ważne też, że był stąd, z Łodzi, że znał wszystkich ze środowiska, nie tylko filmowego - dodaje prof. Mariusz Grzegorzek. - Ogarniał wszystkie aspekty rzeczywistości. Był świetnym technologiem, znał "kuchnię" operatorską i telewizyjną. Znał się doskonale na sprzęcie, wiedział co jest potrzebne dla Szkoły i jakie rozwiązania są optymalne.
Oburzały go niedoróbki świata, irytowała niesprawiedliwość i brak profesjonalizmu, mimo to był życzliwy dla otoczenia.

- Wspominając Jurka Woźniaka mam w pamięci cztery błyski. Pierwszy: kiedy na II albo III roku studiów zabrał nasz rok na wycieczkę do autentycznego, profesjonalnego studia telewizyjnego. Był królem tego pomieszczenia, gospodarzem, który dobrze się tam czuł i sprawiał, że zajęcia miały fantastyczną atmosferę i energię, którą pamiętam do dziś - wspomina prof. Ryszard Lenczewski, prodziekan Wydziału Operatorskiego. - Drugi: w roku wielkiej powodzi, zima, na rozlewiskach Wisły pod Płockiem, robiliśmy razem nagranie do piosenki "Gwiazda dnia" zespołu Dwa Plus Jeden. Jurek dał mi wolną rękę. Żeby zrobić zdjęcia na lodzie, przywiązałem kamerę do dwóch kijów hokejowych. Pamiętam jego roześmianą twarz, gdy wiązałem tę kamerę i jechałem na łyżwach kręcąc ujęcie. Bankietowaliśmy potem w Nowej Gdyni, pierwszy i ostatni raz, jak dwóch kumpli filmowców. Trzeci błysk: na przełomie XX i XXI wieku, na parkingu w Łodzi ktoś klepnął mnie w ramię. To był Jurek. Pyta, co robię, czy jestem w Polsce, czy bym nie poprowadził warsztatów. Poprowadziłem warsztat o wyrażaniu emocji za pomocą kamery, Jurek go pochwalił, miałem następny warsztat, na Wydziale Operatorskim, namówili mnie na doktorat… Stopniowo zostałem wykładowcą Szkoły Filmowej. I ostatni błysk: podczas benefisu na 75. Urodziny Jurka. Zastanawiałem się, jaki prezent mu dać. Znalazłem "Głos Robotniczy"z czasów, kiedy realizowaliśmy "Gwiazdę dnia" i radzieckiego szampana z tamtych lat. To moje ostatnie fajne wspomnienie.

- Pracowało się z nim, studentom i pedagogom, wspaniale, bo kochał aktorów i nasz wydział był mu bliski - dodaje prof. Zofia Uzelac, dziekan Wydziału Aktorskiego. - Pomagał w nagrywaniu spektakli dyplomowych, proponował wspólne zajęcia dla naszych aktorów i studentów Wydziału Operatorskiego. Był dobrym człowiekiem.

- Miał ucho do muzyki. Realizował transmisje telewizyjne z festiwali sopockich, miał wyczucie struktury muzycznej. Wprowadził do Szkoły koncerty, realizowane w naszym studiu - dodaje prof. Andrzej Bednarek.

Reżyserował w Teatrze Wielkim w Łodzi, a ostatnio, w 2010 roku, ze śpiewakami Teatru Muzycznego przygotował dobrze przyjmowane przez publiczność widowisko "Powróćmy jak za dawnych lat". Do historii łódzkiej telewizji przeszły realizowane wspólnie z Ryszardem Czubaczyńskim programy rewiowe "Dobry wieczór, tu Łódź". Ale nie tylko...

- Realizował serię programów edukacyjnych, przybliżających młodzieży zagadnienia i tematykę opery, by przyciągnąć młodego widza - dodaje Elżbieta Czarnecka z Muzeum Kinematografii. - Był też zapalonym żeglarzem.

- Państwo Woźniakowie mieli łódkę. Znikali na wakacyjne miesiące na Mazurach. Mimo swego wieku świetnie jeździł na nartach. Planował wyjazd, który miał się odbyć za kilka dni. Innym jego hobby było łowiectwo, które było okazją do towarzyskich spotkań. Kochał to. Mówił często: "Biorę strzelbę i idę" - wspomina prof. Protakiewicz, której prof. Woźniak przyobiecał... bażanta.

- Bardzo go lubiłem - wspomina Mariusz Wilczyński, twórca filmów animowanych, wykładowca "filmówki". - Gdy byłem jurorem na festiwalu "Młodzi i Film", na bankiecie, w atmosferze trochę jak w "Wielkim żarciu", zobaczyłem nad ranem tureckiego baszę z okazałymi wąsami, otoczonego pięknymi kobietami. Skinął na mnie palcem jakbym był jakimś paziem. "Będziesz u mnie pracował" rzekł. "Nie stać cię" odpowiedziałem żartem. "Kim ty jesteś?" - "Jestem rektorem Szkoły Filmowej. Ja cię angażuję" odparł. Myślałem, że to ściema, ale po kilku dniach zadzwonili z sekretariatu rektora. Okazało się, że profesor Woźniak od dłuższego czasu mnie obserwował i uznał, że przydam się w Szkole. Zawsze się cieszyłem, jak Go spotykałem w Szkole… Zwracałem się do Niego "Panie Rektorze", a on klepał mnie po ramieniu i zawsze odpowiadał: "Przestań się wygłupiać, niedźwiedziu, mów do mnie Jurek…". Do widzenia, Panie Rektorze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki