Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okradli w Łodzi ze złota i pieniędzy mercedesa włoskiej firmy jubilerskiej. Straty na ponad 600 tysięcy złotych

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Proces dwóch mężczyzn z Wrocławia oskarżonych w sprawie złupienia w Łodzi włoskiej firmy jubilerskiej na ponad 600 tys. zł zaczął się w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Łupów – złotej biżuterii, pieniędzy i sztabki złota – nie odzyskano. Oskarżonym grozi do 10 lat więzienia.

Zanim ruszył proces doszło do awantury między oskarżonymi: 44-letnim Marcinem D. i 39-letnim Ryszardem Ć. Powaśnili się w drodze do sali rozpraw. Dlatego podczas procesu policjanci nie zgodzili się na zdjęcie im kajdanek obawiając się, że między nimi mogłoby dojść do rękoczynów. Na tym emocje nie skończyły się, bowiem w pewnym momencie Ryszard Ć. wulgarnie skwitował zeznania swego niedawnego wspólnika: - Pierd...! Zbulwersowana sędzia Monika Gradowska przywołała oskarżonego do porządku i udzieliła mu ostrej reprymendy.

Właścicielem złotej fortuny była – sprzedająca złotą i srebrną biżuterię w całej Europie - firma włoska prowadzona przez Polaka. Jego syn Łukasz O. z kierowcą wsiedli z towarem do mercedesa vito i przyjechali do Polski. Byli w kilku miastach. Według prokuratury, 19 lipca 2017 roku zatrzymali się na ul. Senatorskiej w Łodzi i udali się do kontrahenta.

W tym czasie Marcin D. podszedł do otwartego mercedesa, wyjął dwie walizki i reklamówkę, wrócił do audi kierowanego przez Ryszarda Ć. i odjechali. W ten sposób zniknął prawdziwy sezam: złota i srebrna biżuteria, sztabka ze złota, karty kredytowe i bankomatowe dwóch banków włoskich oraz gotówka: 75 tys. euro i 120 tys. zł. W sumie straty oszacowano na 641 tys. zł. Do Wrocławia oskarżeni wrócili osobno dwoma autami.

W sądzie Marcin D. uderzył się w piersi: wyraził żal i skruchę, przyznał się do winy i przeprosił na swój występek. Chce też dobrowolnie poddać się karze. Chodzi o trzy lata więzienia i solidarne naprawienie szkody przez winnych.

Z zeznań Marcina D. wynikało, że robotę w Łodzi nagrał mu Rafał D.,który latem 2017 roku był chłopakiem jego siostry. Rafał D. mieszkał we Włoszech i był kierowcą wspomnianej firmy jubilerskiej. Skontaktował się z oskarżonym i ujawnił, kiedy będzie na ul. Senatorskiej w Łodzi i zapewnił, że zostawi otwartego mercedesa z cennymi łupami.

Marcin D. zgodził się na skok. O pomoc poprosił znajomego Ryszarda Ć., który miał autem przywieźć Marcina D. do Łodzi, za co miał otrzymać 10 tys. zł. Tymczasem Ryszard Ć. Nie przyznaje się do winy i utrzymuje, że nie miał pojęcia, że Marcin D. jedzie do Łodzi w celu ogołocenia „złotego furgonu”. Robota złodziejska poszła jak z płatka i Marcin D. wrócił do Wrocławia. Łupy ukrył w swoim magazynku. I tutaj ślad po nich urywa się, gdyż dwa dni później Marcin D. został zatrzymany przez policje, zaś łupy zniknęły i do dzisiaj nie zostały odnalezione. Podobnie jak Rafał R., który ukrywa się i jest ścigany przez prokuraturę.

Skazany za "skok stulecia" wpadł w Łodzi. Był zdziwiony, nie zmienił swojego wizerunku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki