Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po marihuanę sięgają w Łodzi już dziesięciolatki [ROZMOWA]

Agnieszka Krystek
Agnieszka Krystek
Jan Krzysztof Fajfer
Jan Krzysztof Fajfer Medsolver
Z Janem Krzysztofem Fajferem, psychoterapeutą uzależnień z poradni zdrowia psychicznego Medsolver w Łodzi i Wojewódzkiego Ośrodka Leczenia Uzależnień, rozmawia Agnieszka Krystek

Poseł Liroy złożył projekt ustawy dotyczący legalizacji marihuany leczniczej. Co Pan na to?
Marihuana od wielu lat jest tematem dyskusji czy ją legalizować, czy nie. Nasi politycy z jednej i z drugiej strony używają jej jako argumentu. Ja posłużę się swoim doświadczeniem, że 80 procent osób uzależnionych od innych substancji psychoaktywnych zaczynało od marihuany. A więc na 10 uzależnionych 8 zaczynało od marihuany. Słyszałem o działaniach leczniczych marihuany i pewnie jest w tym sporo prawdy. Ale trzeba to wszystko rzetelnie rozważyć i poddać pod dyskusję. Ja nie jestem zwolennikiem legalizacji marihuany.

Jakiś czas temu głośno było o sprawie dziecka leczonego marihuaną. Ta miała mu pomóc...
Ja jestem terapeutą uzależnień, nie lekarzem. Mnie interesują inne strony. Dla mnie substancja nie ma znaczenia, ponieważ dla mnie człowiek ma znaczenie. Dlaczego po tę substancję sięga? Do czego ona jest mu potrzebna. Kiedy rozmawiam z lekarzami słyszę, że marihuana ma pewne działania prozdrowotne. Ale jak ją zalegalizować, żeby nikomu nie zaszkodzić? To jest kwestia trudna do rozwiązania. Nad rozwikłaniem tego problemu powinni wspólnie zastanowić się politycy, lekarze, terapeuci, policjanci i rodzice.

Skoro nie jest Pan za legalizacją marihuany leczniczej, to legalizacji marihuany w ogóle też się Pan sprzeciwia? Były takie pomysły...
Tak. Jednak dodam, że nigdy nie spotkałem w swojej karierze osoby, która by umarła z przedawkowania marihuany. W pierwszej fazie działania marihuany pojawia się euforia, wesołkowatość, występują fajne odczucia. Natomiast później jest faza izolacji, senność, dochodzi lekka apatia, spadek aktywności. Powstaje „zespół amotywacyjny”, czyli człowiek traci ambicję. Gdy zaczyna się dyskusja o marihuanie, czy ją penalizować czy depenalizować, porównuje się ją do alkoholu. Alkohol też niszczy ludzi, zdrowie, rodziny. Można by się zastanowić, więc czemu nie ma inicjatywy, żeby zdelegalizować alkohol albo ograniczyć jego dostępność.

Czy uważa Pan, że dostępność marihuany ma związek z liczbą uzależnionych?
Jako terapeuta, osoba pomagająca uzależnionym, uważam, że człowiek powinien być jednostką wolną i decydować o tym, co się w jego życiu dzieje. Oczywiście, są różne czynniki. Ludzie z różnych przyczyn sięgają po narkotyki. Są takie wzorce społeczne, że jak się jest młodym, to trzeba zapalić. Warto spojrzeć na kraje skandynawskie i problem alkoholu. Tam zmniejszyła się liczba sklepów, wzrosły ceny trunków. Przez to nastąpił spadek spożycia i problemów związanych z piciem. Jak widać więc dostępność ma znaczenie. Ja jednak nie jestem zwolennikiem „karania” ludzi. Problem polega na tym, aby wypracować wspólny program w naszym kraju, żeby młodzi ludzie, niedoświadczeni życiowo, mieli jakąś alternatywę. To musi być kompleksowe spojrzenie na problem. Narkotyki były, są i będą. Nie wyeliminujemy ich w stu procentach. Tak jak alkoholu. Ludzie pili, piją i będą pić. Jednak chodzi o to, żeby ludzie mieli wybór, jak spędzać wolny czas. Jest takie powiedzenie: „jak uratujesz jednego człowieka, to tak jakbyś cały świat zbawił”. Jak na dziesięciu tych młodych ludzi jeden powie: „nie będę palił, ale pójdę sobie coś innego zrobić” to będzie dobrze. Tylko to „coś innego” musi być alternatywą. My musimy raczej w tym kierunku myśleć, by tych młodych ludzi zachęcać, proponować inne sposoby spędzania wolnego czasu. Ważne, aby młodzież czuła się potrzebna.
Dlaczego młodzi ludzie sięgają po marihuanę?
Marihuana najpierw powoduje fajne stany. Człowiek jest wesoły, ma napady śmiechu. Jest gadatliwy, beztroski. Pamiętam młodą dziewczynę, która opowiadała, w jaki sposób zaczęła palić marihuanę. Wszystko przez to, że w domu nikt z nią za bardzo nie rozmawiał. Dom jakoś funkcjonował, ale rodzice byli zajęci pracą. Ona w pewnym momencie wyszła na podwórko. Stała tam jakaś grupa ludzi i wtedy ta dziewczyna doznała lekkiego szoku. Ktoś z nią po raz pierwszy w życiu zaczął rozmawiać, wysłuchał, nie odrzucił. Czuła się z tym bardzo fajnie. Przy tym ktoś zapytał: „a może byś zapaliła?”. I ta dziewczyna pomyślała, że trzeba zapalić, bo jak nie, to ją odrzucą, nie będą chcieli z nią rozmawiać. Tak to się właśnie zaczyna. Druga taka sytuacja z mojej praktyki to ojciec, który zapytał syna, dlaczego bierze narkotyki. To byli zamożni ludzie. Chłopak miał wszystko, na przykład dostawał wysoką tygodniówkę. Syn w odpowiedzi popatrzył się na ojca i zapytał: „Tato, a kiedy ze mną ostatni raz rozmawiałeś?”. Zapominamy o tym, że praca i wartości materialne to nie wszystko.

Kiedy uzależnieni zgłaszają się na leczenie?
To są różne momenty. Często to nacisk rodziców, rzadko osobista refleksja młodego człowieka. Oczywiście, młodzi ludzie deklarują, że chcą się leczyć, ale to wynika z nacisku, nie z wewnętrznej potrzeby. Uzależniony idzie na detoks, kiedy uświadamia sobie, że nic nie ugra, że ma odcięte pieniądze. Nie ma refleksji, że to mu szkodzi.

Jak wygląda leczenie?
Najpierw taką osobę trzeba odtruć. Pracuję w szpitalu Babińskiego w Łodzi na oddziale detoksykacyjnym. Takie odtrucie trwa 14 dni. Na nim, kolokwialnie mówiąc, wypłukujemy niedobre środki. Jest też pierwsza próba motywacyjna terapeutyczna, podczas której pacjenci są motywowani do leczenia. Terapia to zmiana sposobu myślenia i patrzenia na siebie i świat. Młodzi ludzie chcą, żeby czas płynął im beztrosko. Kiedy coś się nie udaje, nie potrafią sobie z tym poradzić.

Jak wygląda problem uzależnień w województwie łódzkim?
W naszym regionie marihuana coraz mocniej zaczyna akcentować swoją obecność. W ubiegłym roku była konferencja na ten temat. Ma to związek z czynnikami społecznymi i gospodarczymi. Obserwuję pacjentów na oddziale detoksykacyjnym i niestety nie idzie to w dobrym kierunku. Wzrasta liczba osób uzależnionych. Inicjacja narkotykowa obniża się, Spotkałem się nawet z dziesięciolatkami, które mają ją już za sobą...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki