MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ośrodek niemocy społecznej

Agnieszka Krystek
Agnieszka Krystek
Co według strajkujących terenowych pracowników socjalnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi jest ich głównym problemem? Głośno mówią, że niskie wynagrodzenia i brak szacunku do ich pracy. Jednak coraz bardziej dochodzę do wniosku, że ich główny problem to Małgorzata Wagner, p.o. dyrektora MOPS w Łodzi.

Pracownicy pokazali to m.in. na ostatniej sesji Rady Miejskiej. Przywitali panią dyrektor gwizdami. Okrzyki towarzyszyły też całej dyskusji o MOPS podczas sesji.

Od początku strajku zarzutów pracowników wobec pani dyrektor jest mnóstwo. Na przykład, że jest z nadania politycznego. Że w jej pokoju stoją skórzane kanapy, podczas gdy w pokojach pracowników socjalnych nie ma nawet okien. Że nie zna się na swojej pracy. Wiele z tych zarzutów nie ma nic wspólnego z prawdą. Widziałam meble w pokoju dyrektor Wagner i wcale nie należą do wybitnie luksusowych. Dyrektor nie należy też do żadnej partii. Jedno jest pewne: pani dyrektor ma problem w porozumieniu się z pracownikami. Żadna ze stron, póki co, nie chce ustąpić. Pracownicy MOPS zarzucają dyrekcji, że zasiłki dostają ci, którzy głośniej krzyczą, ci, którzy potrafią się wykłócić o swoje. Twierdzą, że ich decyzje w sprawie przyznania pomocy nie są decydujące i często są podważane przez przełożonych.

ZOBACZ TEŻ: Debata o MOPS na sesji Rady Miejskiej: dyrektor wygwizdana przez pracowników socjalnych

Sylwester Tonderys ze Związku Zawodowego Pracowników Socjalnych przy MOPS w Łodzi powiedział mi w ubiegłym tygodniu, że przez to często zdarza się, że krzykaczowi nie obcina się zasiłku, ale rodzinie wielodzietnej, która wstydzi się upomnieć, już tak. Jednak pracownicy MOPS zachowują się dokładnie tak samo. Głośno krzyczą, gwiżdżą i upominają się o swoje.

W środę na sesję Rady Miasta przyszli też pracownicy Powiatowego Urzędu Pracy. Oni nie krzyczeli i niewiele ich było widać. Komu więc - idąc tokiem rozumowania związków - należą się podwyżki? I jeszcze jeden przykład. Władze MOPS przekonują, że teraz na podwyżki dla socjalnych pracowników MOPS pieniędzy nie ma. Co prawda w budżecie Łodzi rezerwa na pomoc społeczną wynosi 3,5 mln zł, jednak z tych pieniędzy w tym roku podwyżki mają dostać pracownicy domów pomocy społecznej. Ta grupa, według wyliczeń MOPS, zarabia najmniej, a ostatnia podwyżka dla nich wynosiła zaledwie 90 zł. Co powinna więc zrobić dyrekcja? Posłuchać krzykaczy? To pokazuje jak trzeba uważać na słowa i argumentację.

Strajk pracowników MOPS w Łodzi pokazuje jeszcze jeden problem. Pracownicy nie mogą porozumieć się nie tylko z dyrekcją, ale także między sobą. Pierwszego dnia strajku jeden związek zawodowy wywiesił postulaty i odstąpił od codziennej pracy, a inny urządził pikietę. Członkowie jednego związku nie pozwalali członkom drugiego stać w tym samym miejscu. Co więcej, kiedy jeden związek poprosił dyrektor MOPS o rozmowę, nie pozwolił uczestniczyć w tej rozmowie członkom drugiego związku. Po pierwszym dniu strajku związki miały pretensję, że za mało ich było w mediach. Ale szczerze mówiąc, sami są sobie winni. Ten protest miała też opisywać dziennikarka z innej gazety, która wcześniej nigdy nie zajmowała się tym tematem. Po godzinie obserwacji przepychanek pomiędzy jednym a drugim związkiem poddała się. „To są państwo po jednej stronie czy nie, bo ja naprawdę nic nie rozumiem”. Związki odpowiedziały „jesteśmy, ale...”. Tych „ale” było tak dużo, że dziennikarka zabrała zeszyt i wróciła do redakcji.

Jedno jest pewne: 2200 zł netto miesięcznie - jak wyliczają związkowcy swoje pensje - za ich pracę to mało. Ale to pokazuje, ile zarabia się w Łodzi. I tego przekazu nie zakłóci żadna kolejna konferencja kreatywnego zespołu prasowego łódzkiego magistratu o tym, że w Łodzi jest praca, że brakuje pracowników i że świetnie się tu żyje. Strajk MOPS pokazuje, że zarobki w Łodzi nie są najlepsze, a pieniądze wcale nie przychodzą łatwo. Jak wylicza Tonderys, we Wrocławiu jest pięć razy mniej podopiecznych pomocy społecznej w porównaniu z Łodzią. W naszym mieście podtrzebujących MOPS jest ponad 30 tysięcy. We Wrocławiu jest 300 socjalnych praconików terenowych, w Łodzi - 314.

Związki zawodowe zapewniają, że nie przerwą strajku, dopóki nie dostaną podwyżek. Władze MOPS też nie ustępują. Dyrektor Wagner zapewnia, że w razie potrzeby jest gotowa podjąć obowiązki terenowy praconików socjalnych. MOPS twierdzi, że podczas strajku żaden potrzebujący nie zostanie bez pomocy. Jednak słychać coraz więcej głosów potrzebujących o tym, że są odsyłani z kwitkiem z zaleceniem, by przyszli jak się skończy strajk. Końca strajku nie widać. Szansa na porozumienie pojawi się dopiero jeśli obie strony odłożą na bok emocje i uprzedzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki