Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszuści nabijali klientów w "złote" monety. Rekordzista stracił 125 tys. zł!

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Pixabay.com
Na procesie gangu oszustów, którzy według prokuratury sprzedawali bezwartościowe, wycofane z obiegu monety brytyjskie jako złote, cenne numizmaty, sędzia Agnieszka Boczek w poniedziałek odczytała zeznania pokrzywdzonych. Okazało się, że rekordzista stracił aż 125 tys. zł.

Oszuści byli bezczelni, dobrze zorganizowani i przez długi czas nieuchwytni. Stosowali metodę „one penny”, której nazwa pochodzi od drobnej, brytyjskiej monety. Grasowali w całym kraju przez prawie 10 lat. Ich pochwycenie było sporym sukcesem policji. Według śledczych, sprawcy oszukali 36 osób na ponad 1 mln zł. Grozi im do 12 lat więzienia. Proces 7-osobowej szajki toczy się w Sądzie Okręgowym w Łodzi.

Z odczytanych przez sędzię Boczek zeznań wynika, że schemat działania gangu był taki sam. Oskarżeni operowali w rejonach banków w różnych miastach i wypatrywali swoje ofiary. Jeden z oszustów obserwował klientów wypłacających w banku grubszą gotówkę. Następnie na zewnątrz dawał znak swoim dwóm wspólnikom i ci przystępowali do akcji.

Gdy klient wychodził z banku, podchodził do niego mężczyzna i łamaną polszczyzną z akcentem rosyjskim lub ukraińskim oferował do sprzedaży, po wyjątkowo okazyjnej cenie, złote monety. Tłumaczył, że jedzie do swojego syna mieszkającego w Berlinie lub Hamburgu i pilnie potrzebuje pieniędzy.

Wtedy podchodził do nich „przypadkowy” przechodzień, który nie ukrywał, że jest zainteresowany ofertą. Zwykle podawał się za lekarza, który dobrze zna się na monetach. Brał jedną z nich, udawał się do pobliskiego kantoru lub lombardu, szybko wracał i z zadowoleniem twierdził, że moneta jest prawdziwa i można na niej zarobić sporo pieniędzy. Przykładowo: sprzedawca żądał za monetę 1,5 tys. zł, zaś rzekomy lekarz zapewniał, że w punkcie skupu dają za nią co najmniej 2 tys. zł. I na pniu kupował kilka sztuk.

Widząc to nasz klient - także chcąc szybko zarobić duże pieniądze - przystępował do transakcji: od razu lub po ponownym udaniu się do banku, aby wypłacić dodatkowe pieniądze. Bardziej sceptycznych klientów urabiano w ten sposób, że oszust podający się za lekarza po powrocie z kantoru lub lombardu podawał numer telefonu do wspomnianej placówki, aby można było zadzwonić i przekonać się o autentyczności numizmatów.

Oczywiście numer był fałszywy – zapewne należał do do wspomnianego oszusta, który wypatrywał klientów bankowych, po czym oddalał się. Efekt był łatwy do przewidzenia: pokrzywdzony dzwonił pod podany numer i dowiadywał się, że monety są złote i kupowane w każdej ilości. Niekiedy oszuści byli tak „hojni”, że przy większych zakupach dodawali od siebie za darmo, na dobrą wróżbę, kilka „złotych” monet.

Rekordzistą wśród poszkodowanych okazał się Czesław W., który stracił 125 tys. zł. Z przesłuchania przez sąd w Częstochowie wynikało, że po wyjściu z banku podszedł do niego nieznany mężczyzna i zaproponował zakup złotych monet. Niestety, pan Czesław dał się skusić i kupił aż 70 monet. Potem gorzko żałował. Udał się do lombardu, gdzie usłyszał, iż kupił wycofane z obiegu monety brytyjskie, które nie mają żadnej wartości, gdyż są stopem miedzi z innymi pierwiastkami.

Podobnego wstrząsu doznała Małgorzata W, które przed sądem w Radomsku zeznała: - Wróciłam się do banku, wypłaciłam pieniądze i kupiłam monety za 30 tys. zł. Niestety, w lombardzie powiedziano mi, że one nie są nic warte. Nie potrafię wyjaśnić swojego ówczesnego postępowania. Byłam chyba w jakimś amoku.

Także Lidia N. ze Świdnicy ciężko żałowała zakupu „złotych” monet od pokątnego handlarza. Miały to być złote dolarówki, które sprzedający nazywał „złotymi świnkami”. Pani Lidia wyłożyła 20 tys. zł, aby dowiedzieć się wkrótce w kantorze, że kupione monety nie są warte złamanego szeląga. Wymienieni pokrzywdzeni do dziś nie odzyskali swoich pieniędzy.

Zobacz też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki