Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pabianice: protest przeciw łączeniu klas

Marcin Bereszczyński
Nauczyciele z Pabianic są załamani łączeniem klas, bo to oznacza redukcję etatów.
Nauczyciele z Pabianic są załamani łączeniem klas, bo to oznacza redukcję etatów. Jakub Pokora
Nauczyciele Szkoły Podstawowej nr 17 w Pabianicach dowiedzieli się w poniedziałek, że z trzech klas pierwszaków mają zrobić się dwie.

Podobnie ma być w klasach trzecich. A to oznacza po pierwsze - redukcję etatów nauczycielskich, a po drugie - zwiększenie liczebności klas. Zamiast 20 uczniów, będzie - 33. To wzburzyło rodziców, którzy w środę po południu zebrali się w szkole, żeby ustalić formy protestu przeciwko planom pabianickiego magistratu.

- Specjalnie zapisywałam dziecko do tej szkoły, bo jest tu mało dzieci w klasach. Nie jestem z tego rejonu. Wolę dowozić dziecko do małej klasy, niż zapisać je tam, gdzie będzie ciasno w ławkach. Jeszcze nie skończyła się nauka w pierwszej klasie i okazuje się, że zostałam nabita w butelkę, bo klasy będą jednak liczne - denerwowała się Monika Fuks.

Pomysł urzędników polega na tym, aby trzy klasy pierwszaków, w których uczy się odpowiednio 22, 23 i 21 dzieci, połączyć w dwa oddziały po 33 uczniów. W klasach trzecich jest podobnie. Gdy o tych planach dowiedziała się Ewa Bosiak, dyrektorka szkoły, to wpadła w szał. Pobiegła do ratusza negocjować, ale usłyszała tylko, że jeśli będzie miała po 26 dzieci w klasie, to nie dojdzie do połączenia.

- Trzeba się ratować i wyrwać dzieci innym szkołom, które też będą musiały łączyć klasy - apelowała W środę do rodziców, prosząc o to, aby namawiali znajomych do przepisywania pociech do SP 17.

Przerażeni są nauczyciele, których czeka redukcja etatów. Napisali protest do prezydenta Zbigniewa Dychty. - Pod protestem podpisali się wszyscy nauczyciele naszej szkoły - powiedziała nauczycielka Izabela Dunajczyk. - Napisaliśmy, że urzędnicy ratusza nie mają rozeznania w subwencjach oświatowych i funkcjonowaniu pabianickich szkół. Jesteśmy przeciwni zmianom.

Przeciwny jest również radny Grzegorz Mackiewicz, który uczył się w SP 17 i pamięta wielu nauczycieli z czasów, gdy siedział w szkolnej ławce. - Tu są za małe sale dla 30 uczniów - mówi Mackiewicz. - Jeśli połączy się klasy, to trzeba będzie zlikwidować kąciki do zabawy i posiłków, które są chlubą tej podstawówki. Nauczyciel zaś będzie siedział na biurku, bo na krzesło dla niego też zabraknie miejsca - dodał, zapewniając, że podejmuje się roli mediatora między ratuszem a rodzicami i nauczycielami.

Do takiego spotkania dojdzie za tydzień, w środę, podczas obrad komisji edukacji Rady Miejskiej. Co ciekawe, o planach łączenia klas ratusz nie powiadomił przewodniczącej tej komisji Aleksandry Jarmakowskiej--Jasiczek. - Jestem zaskoczona. Wiem, że są plany szukania oszczędności, ale o łączeniu klas nic nie wiem - rozkłada ręce.

Waldemar Boryń, naczelnik wydziału edukacji, potwierdza, że łączenie klas ma dać oszczędności. Nie wie jeszcze, jak duże, ponieważ "reforma" jest na etapie planów, które zostaną wprowadzone w życie od 1 września. - Wszędzie, gdzie to jest możliwe, będą łączone klasy. Nie tylko w SP 17, ale również w innych podstawówkach i gimnazjach - zapowiada naczelnik Boryń. - Uważam, że nieco ponad 30 uczniów w klasie jest do zniesienia. Powyżej 37 jest już niedopuszczalne.

Niestety, nie ma w Polsce przepisu, który określałby górną i dolną liczbę uczniów w klasie. Pracownicy magistratu tłumaczą, że muszą łączyć klasy, bo ministerstwo edukacji przyznało subwencję o 761 tys. zł niższą niż zaplanowana w budżecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki