MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Poncyliusz: "Rosja to tylko 7 procent naszego eksportu"

rozm. Marcin Darda
Marcin Obara
Z Pawłem Poncyljuszem, ekonomistą i byłym wiceministrem gospodarki, rozmawia Marcin Darda

Mamy w Polsce wiele krzepiących akcji z jabłkami w roli głównej, ale nawet w powietrzu czuć, że embargo może przynieść bardzo negatywny scenariusz. Pytanie, jak bardzo negatywny...

Na pewno dla niektórych branż będzie to wielki problem, weźmy choćby cały przemysł owocowy i spożywczy. To oczywiście zaboli, tyle że będzie to ból punktowy. Przypominam, że cały eksport do Federacji Rosyjskiej to jest zaledwie siedem procent całego polskiego eksportu w skali roku. Zatem na pewno nie mamy w tym przypadku do czynienia z katastrofą narodową. Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że my mamy do czynienia z embargiem, które jest konsekwencją wydarzeń politycznych. Musimy zrozumieć, że gdyby Rosji udało się przejąć kontrolę nad Ukrainą, to za tym pójdą niestety następne kroki. Powiedzmy sobie uczciwie, że tym kolejnym, trzecim krokiem byłaby Polska.

Chyba nie chce Pan w tej chwili straszyć wojną?

Oczywiście nie mówię o zajęciu Polski w sensie militarnym, ale utrzymywaniu bałaganu i destabilizacji, na jakiej Rosji zależy w Ukrainie. To też byłoby niekorzystne dla Polski. Trzeba patrzeć na tę wojnę celną jako na konsekwencje polityki i to takiej, że gdyby coś poszło źle, to te konsekwencje będą bardzo negatywne. Wiadomo zresztą, że rynek rosyjski jest bardzo kapryśny i mieliśmy już kilka wojen, nakierowanych na konkretne rodzaje produktów, czy to przetworów mięsnych, czy mlecznych, zatem nie jest tak, że zdarza się nam pierwszy raz, że Rosja naszych produktów nie chce wpuścić.

Sugeruje Pan, że są jakieś dobre strony wprowadzenia embarga?

Po prostu na pewne aspekty patrzę optymistycznie. Na przykład na zapowiedzi, że Rosja kosztem Polski będzie przyjmowała produkty z Białorusi. Potrafię sobie wyobrazić, że część naszych producentów, choćby wyrobów mlecznych, będzie pakowała te produkty od razu w białoruskich opakowaniach, a one potem pójdą na sprzedaż do Rosji. Kolejna sprawa to fakt, że dla konsumenta rosyjskiego to embargo będzie bardzo bolesne. Jeżeli dziś tych naszych jabłek nie będzie napływało do Rosji tyle, ile w poprzednich latach, to wiadomo, że cena jednostkowa jednego kilograma będzie tam rosła. Tak być musi, ponieważ wiadomo, że w przypadku deficytu jakiegoś towaru jego cena rośnie. Zatem wszech-uwielbienie ze strony Rosjan dla Putina też się szybko może skończyć. Oczywiście z punktu widzenia naszych interesów gospodarczych to źle, że się coś takiego dzieje. Pociecha jednak może być taka, że embargo nałożono nie tylko na Polskę, która już zna tego typu wojny celne, rozpętywane przez Rosjan w ostatnich latach, ale na wszystkie kraje Uni Europejskiej.

Czy aby na pewno to pociecha? Hamuje niemiecka gospodarka, a to się może przełożyć na zwiększanie się bezrobocia i polski eksport do Niemiec.

To, co my głównie eksportujemy do Niemiec, to nie jest asortyment, które potem w postaci wyrobów gotowych ląduje w Rosji. Weźmy chociażby przemysł motoryzacyjny. Jesteśmy dziś zapleczem komponentów dla Niemiec, ale w większej ilości są to komponenty, idące do samochodów, sprzedawanych potem w Europie Zachodniej. W Rosji te same koncerny samochodowe mają swoje fabryki, w których produkują części, jak również montują finalne produkty. Zatem uważam, że im bardziej Polska będzie nakierowana na eksport na Zachód, szczególnie do krajów Unii, tym jest ten eksport pewniejszy. Oczywiście eksport na Wschód jednostkowo przynosi większe korzyści, większy zarobek, tym niemniej jest to rynek bardzo ryzykowny i mieliśmy przez lata tego dowody. Jeśli embargiem objęto całą Unię, to uważam, że Polska może do tego podejść z troską, ale bez przesadzania, że to jakaś katastrofa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki