18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pięćdziesiąt metrów i trzy pokoje, czyli wymarzone "M" łodzian

Anna Gronczewska
Mieszkanie w bloku na starym Widzewie - wykorzystuje się każdą przestrzeń
Mieszkanie w bloku na starym Widzewie - wykorzystuje się każdą przestrzeń Grzegorz Gałasiński
Trudno określić, ile procent łodzian mieszka w blokach, a ile w tak zwanym starym budownictwie. Jednak liczba mieszkańców bloków przewyższa tych, którzy żyją w łódzkich kamienicach. Ale coraz więcej osób decyduje się porzucić swoje ciepłe "M" i wyprowadza się na obrzeża miasta

Przed wojną większość łodzian mieszkała w kamienicach. W mniejszych, większych, znajdujących się w centrum miasta, na jego obrzeżach. Po wojnie marzeniem mieszczan stały się bloki. 80-letnia Lucyna Wasilewska, która wiele lat pracowała w "Unionteksie", mieszkała w kamienicy przy ul. Targowej. Wprowadziła się tam z rodzicami zaraz po wojnie. Mieszkali na trzecim piętrze. Z klatki schodowej wchodziło się do przedpokoju. Z niego do kuchni i dwóch pokoi w amfiladzie.

- Przed wojną musiała to być część większego mieszkania - opowiada pani Lucyna.- Ten mniejszy pokój pewnie był służbówką. Było w nim zamurowane wejście. Na początku byliśmy szczęśliwi, że dostaliśmy to mieszkanie. Ale z czasem zaczęło nam doskwierać. Trzeba było palić w piecu, nosić węgiel na trzecie piętro. Zrobiliśmy sobie ubikację, ale na wannę nie było miejsca. Z czasem zrobiło się ciasno. Ja wyszłam za mąż, urodziła się dwójka dzieci. W tych dwóch pokojach mieszkaliśmy w siódemkę: moi rodzice, mąż, syn, córka i brat - kawaler.

Dlatego pani Lucyna marzyła o mieszkaniu w blokach. Z łazienką i centralnym ogrzewaniem.

Łódzkie budownictwo mieszkaniowe ruszyło po wojnie. Na przełomie lat 40. i 50. bloki w mieście budowano z cegły. Jak choćby te na Dołach czy przy ul. Pojezierskiej. Teofilów i Dąbrowa to już Łódzka Sekcja Mieszkaniowa, Łęczycka-Przędzalniana - W 70, Zgierska-Stefana - WK 70, a cała Retkinia to "Szczecin".

Jednym z najsłynniejszych w Polsce systemów w jakich budowano bloki była Łódzka Sekcja Mieszkaniowa. System ten polegał między innymi na tym, by budować dużo i tanio. Choć jedna z jego dyrektyw zaznaczała, że mieszkania mają być... ludzkie. ŁSM decydowała o rozkładzie mieszkań wielu bloków, które w latach 60. wybudowano na Dąbrowie. I na tym osiedlu, przy ul. Gojawiczyńskiej, swoje wymarzone "M" dostała Lucyna Wasilewska. Mieszka w nim do dziś. W międzyczasie wyprowadziły się dzieci, ona została wdową. Tak jak w wielu mieszkaniach na Dąbrowie, jej M-3 ma około 37 metrów. Składa się z dwóch pokoi, małej łazienki i kuchni. Pani Lucyna kiedyś była zachwycona tym mieszkaniem, zwłaszcza gdy z mężem i dziećmi przeprowadziła się z ul. Targowej. Teraz ma już inne zdanie.

- Nie wiem kto projektował takie mieszkania! - żali się kobieta. - Łazienka jest tak mała, że nie mogę ustawić w niej pralki. Stoi w kuchni... Duży pokój jest bardzo nieustawny. Wchodzi się z niego do małego pokoju, kuchni i oczywiście przedpokoju. Sam przedpokój jest tak wąski, że dwie grubsze osoby z trudem się w nim zmieszczą... Ale mąż umarł, dzieci poszły na swoje, więc takie mieszkanie mi wystarczy. Do śmierci będę tu żyła, tylko żeby łazienka była trochę większa...

Pani Lucyna i inni mieszkańcy Dąbrowy, ale też Teofilowa, powinni się cieszyć, że nie zafundowano im takich mieszkań, jak na osiedlu Szuwary w Szczecinie. Tam zbudowano bloki, gdzie lokatorzy jednego piętra mieli... wspólną toaletę. W Łodzi też chciano tak budować, ale zaprotestowała przeciw temu Michalina Tararkówna-Majkowska, która była wtedy pierwszym sekretarzem Komitetu Łódzkiego PZPR. Nie udało się jednak uniknąć w Łodzi budowy mieszkań z tzw. ślepą kuchnią. Znajdzie się je m.in. na Dąbrowie, w bloku stojącym na rogu ul. Felińskiego i Kadłubka. Okno w kuchni wychodzi do ubikacji. Blok ten charakteryzuje się jeszcze wyjątkowo małymi oknami.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Teofilów to też osiedle budowane w Łódzkiej Sekcji Mieszkaniowej. Tam jednak wiele mieszkań ma lepszy rozkład jak na Dąbrowie. Choć do budowy części z bloków użyto... pyłów pochodzących z elektrociepłowni. Ale Janina Nowak mieszka na Teofilowie od lat 60. i nie narzeka. Nie wyprowadziłaby się na żadne inne osiedle!

- Mam M-4, 45 metrów kwadratowych, dwa pokoje z kuchnią - opowiada. - Dla mnie to duże mieszkanie. Nawet jak mąż żył, to też nam ciasno nie było. Najważniejsze, że nie trzeba palić w piecach. Mieszkaliśmy kiedyś na ulicy Wojska Polskiego. Ile my się tego węgla na drugie piętro nanosiliśmy! Ubikację mieliśmy w podwórku! Grzeszyłabym, gdym powiedziała złe słowo na nasze mieszkanie na Teofilowie.

Pan Stanisław, były pracownik "Skogaru", na Teofilów, do bloku przy ul. Lnianej, wprowadził się z rodziną ponad czterdzieści lat temu. Nie zapomni, jak się cieszył, gdy dowiedział się, że dostali z żoną to swoje wymarzone "M" w blokach.

- Pamiętam, że żona przyszła do mnie do pracy i powiedziała mi, że dostaliśmy mieszkanie - opowiada. - Mieszkanie miało tylko mały minus. Było na parterze. Poszedłem więc do spółdzielni i zapytałem, czy jest szansa, by zamienić je na piętro. Powiedzieli, że tak, tylko muszę poczekać z rok. Zbliżała się zima, mieszkaliśmy w starym budownictwie przy ulicy Limanowskiego, trzeba by było znów palić w piecach. Zdecydowaliśmy się więc na ten parter.

Blok przy ul. Lnianej jest dosyć nietypowy. Ma tylko trzy piętra. Podobno dlatego, że postawiono go obok gospodarstwa ogrodniczego. Gdyby był o piętro wyższy, to zasłaniałby światło docierające do szklarni... Inny blok przy ul. Lnianej zbudowano jako eksperymentalny. Gdy wprowadzali się do niego lokatorzy, to od razu mieli w przedpokojach szafy. Oczywiście musieli za to zapłacić... Pan Stanisław, gdy patrzy na ceramiczne płytki ułożone teraz w przedpokoju, z rozrzewnieniem wspomina płytki pcv, które zastał, gdy wprowadzał się do mieszkania. Były wtedy nowością. I były większe od płyt chodnikowych...

Retkinia to dziś jedno z największych łódzkich osiedli mieszkaniowych, jeśli nie największe. Zamieszkuje je ponad 70 tysięcy łodzian. Jego główną projektantką była zmarła niedawno Krystyna Krygier. W 1966 roku zespół, którym kierowała, wygrał konkurs na zaprojektowanie osiedla, które z czasem stało się wielką sypialnią Łodzi. Retkinię budowano według tzw. systemu Szczecin, z wielkiej płyty. Betonowe bloki były jednocześnie ścianami działowymi i konstrukcją. Blokowy układ sprawiał, że mieszkania mają niemal ten sam rozkład. Różnią się tylko liczbą pokoi.

- Możliwości były ograniczone - mówiła nam Krystyna Krygier.

Ale w tamtych czasach wiele osób marzyło, by zamieszkać na Retkini. Jak na lata 70., mieszkania były duże, rozkładowe. Nikomu nie przeszkadzało, że wszystkie były takie same. M-3 to 43 metry kwadratowe, M-4 - 53 metry. Duży przedpokój z którego wchodziło się do największego pokoju, mającego 16 metrów kwadratowych. Naprzeciw był mniejszy pokój, obok niezbyt duża kuchnia. Z przedpokoju wchodziło się do łazienki i ubikacji.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Tak wygląda układ w mieszkaniu typu M 3 - wyjaśnia Paweł Rosiński, czterdziestopięcioletni inżynier od dziecka mieszkający na Retkini. - Bo tego typu M-4 mają jeszcze jeden pokój. Nazywany był przez mieszkańców Retkini tramwajem. Nazwę te zawdzięcza temu, że jest długi i wąski, a przez to bardzo nieustawny.

Na Retkini, zresztą jak na większości łódzkich osiedli, mieszkania były takie same. Gdy do tego doda się jeszcze podobne meble, którymi były urządzone, wyglądały często jak klony. Nic więc dziwnego, że dochodziło do pomyłek.

- Jako dziewczynka mieszkałam z rodzicami w bloku przy ulicy Popiełuszki, wtedy jeszcze Salvadore Allende- wspomina Joanna Cegielska, nauczycielka. - Były to czasy, gdy w klatkach nie było domofonów. Mieliśmy wtedy co jakiś czas gościa. Mieszkał w klatce obok. I gdy wracał do domu po jednym głębszym, mylił się i przychodził do nas. Najpierw próbował otworzyć drzwi kluczem, jak się nie udawało to naciskał na klamkę i wchodził do środka. Raz szybko wbiegł, usiadł na wersalce i... usnął.

Krystyna Krygier opowiadała nam, że chciała stworzyć na Retkni tzw. mieszkania wielopokoleniowe. W jednym pomieszczeniu były dwa oddzielne mieszkania. Wchodziło się do wspólnego przedpokoju, a z niego do dwóch oddzielnych M.

- W jednym mieszkaliby dziadkowie, a w drugim ich dzieci - tłumaczyła Krystyna Krygier. Nie udało się jednak zrealizować tego projektu.

Pani Janina ponad pięćdziesiąt lat mieszkała na Księżym Młynie. Ale tak jak wiele mieszkań na tym osiedlu, przeznaczono je do remontu. Zadeklarowała, że po jego zakończeniu chce się przenieść do bloków. Jej mieszkanie znajdowało się na parterze, ale prowadziły do niego wysokie, drewniane schody. W korytarzu są dwa wejścia. A w każdym drzwi do kolejnych kilku mieszkań. Pani Janina miała dwa pokoje z kuchnią bez okna. W sumie ponad czterdzieści metrów kwadratowych. Razem z mężem zrobili łazienkę. Tylko nie dało się przeprowadzić centralnego ogrzewania.

Grażyna i Witold Kałużyńscy mieszkali wiele lat w bloku przy ul. Strzeleckiej na Chojnach-Zatorzu. Mieli dwa pokoje z kuchnią, niewiele ponad 40 metrów kwadratowych. Z dziesięć lat temu podjęli decyzję. Sprzedają mieszkanie, biorą kredyt i budują dom pod Łodzi. W okolicach Rąbienia postawili ładny dom mający ponad 150 metrów kwadratowych powierzchni. Tak jak wielu łodzian zrezygnowali z życia w blokowisku, w mieście, poszukać wytchnienia i intymności. I nie żałują...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki