Pani Ania zadzwoniła do nas z Wielkiej Brytanii.
- Szpital próbuje zatuszować wypadek mojego syna, bo nie zapewnili mu bezpieczeństwa - powiedziała nam kobieta. Obiecaliśmy, że przyjrzymy się sprawie.
23-letni Kamil prawdopodobnie tuż przed północą w niedzielę, 10 lipca, wypadł z okna szpitala przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi. Ocknął się ok. godz. 3 i ku zdziwieniu personelu zadzwonił do drzwi, by go wpuścili ponownie na oddział.
- Faktycznie, takie zdarzenie miało miejsce. Około godz. 3 w nocy do drzwi oddziału zadzwonił poobijany pacjent - mówi Anna Śremska, dyrektor Specjalistycznego Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Łodzi.
Nie skończyło się jednak tylko na ogólnych potłuczeniach i poobijaniu.
- Kamil został przewieziony w poniedziałek do szpitala im. WAM. Tutaj operacyjnie musieli mu poskładać lewą rękę i szczękę. Przeszedł trzy operacje - mówi pani Dagmara, ciotka mężczyzny. Po operacjach 23-latek wrócił na odział szpitala psychiatrycznego przy Aleksandrowskiej.
CZYTAJ TEŻ: Szpital Psychiatryczny im. Babińskiego w Łodzi wypowiedział umowę NFZ. Co dalej z chorymi?
- Syn jest na detoksie na polecenie sądu. Był agresywny i został skierowany na przymusowe leczenie. Jednak ciężko chyba nie zauważyć, że zniknął pacjent ze szpitala - pyta matka Kamila.
Dyrekcja szpitala zapewnia, że stosowane są wszystkie procedury. Pielęgniarki wszystkie zmiany osobowe notują w specjalnych raportach. Wiadomo też, że mężczyzna „wyszedł” przez okratowane okno w łazience.
- Obowiązuje w szpitalu procedura sprawdzania stanu pacjentów i stanu oddziałów co pół godziny. W raporcie takie wpisy są zawarte - mówi Anna Śrem.
Z dokumentacji wynika zatem, że od zniknięcia mężczyzny do jego znalezienia się nie mogło minąć więcej niż 30 minut. - To niemożliwe. Kamil pamięta, że ok. godz. 23 poszedł do toalety, a pod oknami budynku obudził się w środku nocy - mówi matka mężczyzny.
Kolejną zagadką jest to jak udało mu się wyjść przez okno zabezpieczone metalową kratą. - Dla mnie jest to niewytłumaczalne. Krata została odgięta, ale jest to dziwne, że ktokolwiek był w stanie się przecisnąć pomiędzy kratami, by wyjść przez okno - mówi dyrektorka szpitala.
Rodzina mężczyzny jest przekonana, że w szpitalu dochodzi do nieprawidłowości.
CZYTAJ TEŻ: W szpitalu Babińskiego w Łodzi powstał kącik zabaw. Pomogła Fundacja Dr Clown i Lego
- Już przy pierwszej wizycie, Kamil mówił mi, że wniesienie alkoholu na oddział detoksykacyjny nie stanowi problemu - mówi Dagmara.
Z naszych informacji wynika, że po zdarzeniu u mężczyzny alkomat wskazał 2,5 prom. alkoholu. Wszyscy inni pacjenci na oddziale byli ponoć trzeźwi.
- Choć syn jest schizofrenikiem, to jednak wypadku sobie raczej nie wymyślił. To szpital odpowiada za jego bezpieczeństwo, a naszym zdaniem personel coś musiał zaniedbać - mówi matka Kamila.
Bliscy powiadomili prokuraturę.
- Prowadzimy dochodzenie w tej sprawie. W piątek wpłynęło doniesienie - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
- Wyciągamy wnioski i będziemy musieli podjąć decyzję o dodatkowych środkach bezpieczeństwa, choć wydawały się być wystarczające. Szczególnie, że chodzi o oddział terapeutyczny, w którym takich zabezpieczeń być nie powinno. Terapia sama w sobie powinna odbywać się przy pełnej współpracy ze strony pacjenta, więc i zabezpieczenia są zbędne - mówi Anna Śremska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?