Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska lekarka w Nepalu. Obóz chirurgiczny w Butwalu [ZDJĘCIA, FILMY]

Anna Kołodziejska
Anna Kołodziejska - absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Łodzi i wielokrotna medalistka zawodów w kickboxingu - niesie pomoc potrzebującym wśród szczytów Himalajów. W Nepalu, u boku znanego chirurga, zdobywa cenne doświadczenie, a swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami z tej niezwykłej podróży dzieli się z czytelnikami Dziennika Łódzkiego. Zapraszamy do lektury!

Chłopiec ma nieco ponad cztery latka i zupełnie niesprawną lewą rączkę. Trzy lata temu sięgnął nią po metalowe naczynie stojące na ogniu. Cienka skóra malucha szybko uległa zwęgleniu, zostawiając głęboką ranę. Rodzice nie pojechali z nim do lekarza. Opatrzyli ranę, tak jak potrafili. A że nie potrafili najlepiej, paluszki zrosły się ze sobą. Rodziców nie stać na podróż do stolicy, a żaden z miejscowych chirurgów nie potrafi mu pomóc. Dzięki organizacji obozów chirurgicznych dziecko ma szansę odzyskać sprawność w dłoni. W dodatku zupełnie za darmo. To ważne, bo inaczej rodziców nie byłoby stać na leczenie.

Anestezjolog usypia pacjenta, a my zabieramy się do pracy. Operujemy tak szybko jak to możliwe. Nie ma czasu do stracenia. W kolejce czeka jeszcze wielu chorych. Chirurg przecina zrosty na nieprawidłowo zabliźnionej skórze dłoni. Uwalnia kolejne palce. Ja w tym czasie pobieram fragment skóry z brzucha. Jest potrzebna do wypełnienia przestrzeni między paluszkami. Chirurg już kończy. Pogania mnie, więc staram się szybciej operować skalpelem i docinam ostatni kawałek. Chirurg robi swoje. Ja zabieram się za szycie brzucha tam, gdzie pobierałam tkankę do przeszczepu. Skóra malucha jest cienka, a igła jaką otrzymałam - duża. Nie jest łatwo. Muszę sobie poradzić i zrobić to szybko. W kolejce czekają następni.

W pewnym momencie gaśnie światło. Przerywam pracę i rozglądam po pomieszczeniu.

- Jak to? Nie macie agregatu? - pytam zaskoczona.

- Mamy - odpowiada pielęgniarka i wskazuje niedużą lampkę dającą nikłą poświatę.

Nikt poza mną nie przerwał pracy. Wracam do szycia. Jednak muszę zwolnić, bo chociaż białą nitkę jeszcze jakoś widzę, to z igłą bywa różnie.

Przez dwa dni z rzadka opuszczaliśmy salę chirurgiczną. Nie wiem nawet ilu w tym czasie zoperowaliśmy pacjentów. Z pewnością było ich jednak ponad dwudziestu.

Praca, która wynagradza wszelkie niedogodności

Obozy chirurgiczne to jedyna szansa, by pacjenci spoza stolicy otrzymali specjalistyczną pomoc z zakresu chirurgi rekonstrukcyjnej. Tym razem obóz zorganizowano w Butwalu. Żeby się tam dostać musiałam zerwać się z łóżka po czwartej rano. Kolega po fachu mógł lecieć samolotem. Jako obywatel Nepalu może liczyć na w miarę przystępną cenę biletu. Ja niestety musiałam jechać autobusem.

Stan dróg w Nepalu jest tak fatalny, że pokonanie niespełna 300-kilometrowej trasy zajęło ponad 11 godzin. Pobyt w obozie wynagrodził mi jednak meczącą podróż. To niesamowite móc pracować w takim szpitalu i pomagać ludziom, którzy w innym przypadku nie mieliby szans na wyleczenie. A potrzebujących jest wielu. Głównie dzieci z rozszczepami podniebienia i warg.

Największe wrażenie robią jednak pacjenci z kończynami zdeformowanymi tak bardzo, że nie są w stanie z nich korzystać. Wszystko przez to, że tuż po wypadku nie opatrzono im odpowiednio rany. Niestety, większość z tych ludzi żyje w górach, z dala od miasta i jakiegokolwiek lekarza. Wśród kalek nie brakuje dorosłych ludzi, którzy wypadkowi ulegli jako małe dzieci. Całe dotychczasowe życie przeżyli jako kalecy, podczas gdy ruchomość ograniczała im jedynie nieprawidłowo zabliźniona skóra. Robimy co w naszej mocy, by przywrócić im sprawność.

Biała skóra smakuje najlepiej

Po pracy, jak na Nepalczyków przystało, spędzamy czas razem i po prostu cieszymy chwilą. W środku nocy idziemy na chłodny koktajl bananowy, sprzedawany przez panów w śmiesznych czapkach ze straganów na kółkach, rozstawionych na ulicy. Na krzesełkach wokół straganów siedzi pełno młodzieży. Rozmawiają i śmieją się, popijając słodki, mleczny napój.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie chmary komarów bez przerwy kąsających moje ciało. Chciałam znaleźć coś przeciwko moskitom, ale to nie jest miejscowość turystyczna, a miejscowi takich preparatów nie używają. Nepalczycy śmieją się, że moja biała skóra musi owadom bardziej smakować. Ale kolejnego dnia przestają się śmiać, widząc jak bardzo jestem pokąsana. Cała ekipa szuka dla mnie repelentu. Bezskutecznie. Kolejną noc spędzamy więc w hotelu. Boją się o mnie i proszą, bym po zmroku nie wychodziła. Nie rozumiem skąd ten strach, to tylko komary. A oni wyjaśniają, że blisko granicy z Indiami zdarzają się przypadki Dengi. Czasami też malarii. Ich coś ukąsi tylko od czasu do czasu, więc są w miarę bezpieczni, jeśli zaś chodzi o mnie… Wystarczy spojrzeć na moje ręce i nogi...

Zobacz blogi Ani Kołodziejskiej:
- Anna Kołodziejska
- DrAniaMED

ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki