Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznaj historię najsłynniejszego gangstera Łodzi. Książka "Ślepy Maks" już w sprzedaży

Wiesław Pierzchała
Ukazała się książka o najsłynniejszym gangsterze w dziejach Łodzi, którego nazywano Janosikiem, Al Capone i Królem Bałut. To sensacja wydawnicza. Autorem wydanej przez PWN biografii pt. "Ślepy Maks. Historia łódzkiego Al Capone" jest łódzki dziennikarz internetowy Remigiusz Piotrowski.

O tym, jak bardzo potrzebna była to książka, najlepiej świadczy fakt, że na środowym spotkaniu z autorem w klubie Szafa sala pękała w szwach. Do tej pory najpopularniejszą książką o Menachemie Bornsteinie była praca Arnolda Mostowicza "Ballada o Ślepym Maksie", w której jednak fikcja splata się z faktami. Remigiusz Piotrowski chciał to zmienić, tym bardziej, że Mostowicz tak podkoloryzował swojego bohatera, że wyszedł on na obrońcę uciśnionych. Tymczasem prawda była nieco inna.

- Mostowicz wykrzywił wizerunek Ślepego Maksa czyniąc z niego połączenie Janosika i Robina Hooda, a tymczasem nie był to romantyczny miejski watażka, lecz prawdziwy gangster mający wiele za uszami. Oczywiście to nie był Al Capone w skali jeden do jednego, ale obu słynnych gangsterów można porównać chociażby dlatego, że tak samo budowali swoje przestępcze imperium - mówił Remigiusz Piotrowski na spotkaniu w klubie Szafa.

Zaznaczył też, że mający żydowskie korzenie Ślepy Maks był przed wojną liderem świata przestępczego, ale nie w całej Łodzi, lecz głównie na Bałutach, gdzie ludność żydowska dominowała. Na terenie swego imperium wiedział o każdym przestępstwie, nic więc dziwnego, że czasami nawet... policja prosiła go o pomoc.

Tak było w prestiżowej dla łódzkich stróżów prawa sprawie, gdy z auta słynnego Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, który zatrzymał się przed cukiernią, skradziono piękny koc ze skóry wielbłądziej. Podinspektor Zygmunt Nosek, naczelnik Urzędu Śledczego w Łodzi, poprosił Maksa o pomoc, a ten wykonał dwa telefony i koc się znalazł. Podobnie było w przypadku wybitnego skrzypka Bronisława Hubermana, któremu na Dworcu Fabrycznym skradziono skrzypce Stradivariusa. W podzięce artysta wystąpił z koncertem w domu Maksa, który ponoć tak się wzruszył muzyką na skrzypcach, że aż łzy po twarzy mu popłynęły.

Czytaj dalej na drugiej stronie...
Król Bałut miał też pomóc samemu Stanisławowi Cichockiemu, czyli pierwszemu kasiarzowi Drugiej Rzeczypospolitej znanemu jako Szpicbródka, który wpadł przed skokiem na Bank Polski w Częstochowie. Maks miał przekupić strażników i kasiarz uciekł z więzienia. Natomiast jak łódzki Al Capone trafił za kraty i miał proces, to jego obrońca przekonywał zdumionego sędziego, że Ślepy Maks ma wielkie zasługi dla państwa, bo w dobie caratu pomógł uciec z obławy policyjnej... Józefowi Piłsudskiemu, co było raczej przesadą i czystą konfabulacją.

Według autora książki, przełomowym wydarzeniem, które ugruntowało pozycję Maksa w świecie podziemnym było zastrzelenie swego rywala Balbermana - 19 września 1929 roku u zbiegu ul. Wschodniej i Pomorskiej. Zabójcy bronił znany łódzki adwokat i późniejszy wojewoda lwowski Alfred Biłyk (jego imieniem niedawno nazwano rondo w Łodzi), zaś wśród świadków wsparcia oskarżonemu udzielił m.in. Marian Andrzejak - burmistrz Aleksandrowa. Efekt był taki, że sąd uznał, iż Ślepy Maks działał w obronie własnej i został uniewinniony.

Niestety, Remigiuszowi Piotrowskiemu nie udało się ustalić nowych faktów o wojennych i powojennych losach bałuckiego gangstera. Wiadomo jedynie, że podczas wojny przebywał w Związku Radzieckim, a po wojnie wciąż mieszkał w Łodzi. Pojawiły się pogłoski, że współpracował z Urzędem Bezpieczeństwa (tak jak przed wojną miał kontakty z policją), jednak nie ma na to dowodów, bowiem kartoteka Ślepego Maksa zniknęła.

- Bohater mojej książki dał się lubić. Był przystojny i miał powodzenie u kobiet - uważa Remigiusz Piotrowski. - Miał dwie żony. Ta, z którą związał się przed wojną, opuściła go po drugim procesie, zaś po wojnie ożenił się z młodszą o czterdzieści lat mieszkanką Bałut, którą - według znanego dziennikarza Karola Badziaka - miał kupić za 100 tysięcy złotych. Kobieta ta żyje i dementuje te informacje.

Co ciekawe, Karol Badziak, który znał słynnego gangstera, twierdził, że widział u niego w mieszkaniu przy ul. Gdańskiej dokument podpisany przez znanego dygnitarza PRL Józefa Cyrankiewicza: "Kwituję odbiór od Maksa Bornsteina 50 tys. zł na działalność PPS".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki