Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Łodzi rządzi pod pistoletem referendum

Piotr Brzózka, Marcin Darda
Zdanowska tuż po wyborze na prezydent Łodzi
Zdanowska tuż po wyborze na prezydent Łodzi Grzegorz Gałasiński/archiwum
Taka była wola mieszkańców, a ja z wolą łodzian nie dyskutuję - stwierdziła Hanna Zdanowska kończąc głośny spór i wyjaśniając, dlaczego naczelnik Kościuszko zostanie tam gdzie stał, czyli na środku pl. Wolności. Wola łodzian może się bardzo przydać w referendum. Dlatego warto się z nią dziś liczyć.

Hanna Zdanowska stojąc w obliczu referendum mogła wybrać bierny opór, czyli nie robić nic, mogła też postawić na zdecydowaną obronę. Ewidentnie postanowiła się bronić. Wprost i nie wprost. Do tej drugiej kategorii można zaliczyć między innymi wymianę na stanowisku wiceprezydenta, która skutkuje złagodzeniem polityki społecznej w mieście. Można też zaliczyć oddanie władzy w ręce społecznych konsultantów, a także niejasną postawę wobec prywatyzacji ZWiK.

Zdanowska broni się w internecie

Www.uml.lodz. To jedna z aren walki o polityczny byt Hanny Zdanowskiej. Ostatni wtorek. Wśród pięciu głównych informacji na oficjalnej stronie magistratu, trzy odnoszą się bezpośrednio do referendum. A więc: "Prezydent apeluje o prawdę", "Oświadczenie rektorów" oraz "Dezaprobata wobec referendum". Dwie ostatnie pozycje to pomocna dłoń wyciągnięta przez różne środowiska, za to punkt pierwszy, to pokaźnych rozmiarów akt samoobrony. W tekście czytamy, jak "prezydent Hanna Zdanowska skomentowała półprawdy i niedomówienia rozpowszechniane przez organizatorów referendum".

Mamy tu więc wyjaśnienia w sprawie reorganizacji sieci szkół, czytamy, że program rewitalizacji kamienic postępuje szybciej niż podobna inicjatywa we Wrocławiu. A także - i to chyba jeden z kluczowych momentów elaboratu - że nie ma i nie było decyzji w sprawie prywatyzacji ZWiK. Bo prywatyzacja - przekonuje Hanna Zdanowska - to tylko jedno z trzech możliwych rozwiązań, które mają zapewnić łodzianom dostęp do taniej i czystej wody. W kolejnych akapitach czytamy o inwestycjach drogowych. Od konkretu aż gęsto, padają kwoty, w tym zapewnienie, że 2014 roku miasto wyda na infrastrukturę transportową 4 miliardy złotych. Jest i o nowym wiceprezydencie, i o nowych miejscach pracy. Jest też groźba, że zmiana na stanowisku prezydenta może zagrozić inwestycjom na terenie Nowego Centrum Łodzi.

Całość wygląda jak przemówienie napisane na potrzeby kampanii wyborczej. Jest rozliczenie z tego co było, jest obietnica na przyszłość i jest element grozy - co to będzie, gdy zmiany staną się faktem. Nic dziwnego, bo de facto prezydent Hanna Zdanowska, na dwa i pół roku przed końcem kadencji wpadła w wir przedwczesnej kampanii wyborczej. Ożywioną działalność strony internetowej, można nazwać obroną wprost. A nie wprost?

Prezydent wymienia doradcę

Zatrudnienie na stanowisku wiceprezydenta Radosława Stępnia ma fundament "niereferendalny". Prezydent Zdanowska chciała go już na tym stanowisku rok temu, ale odmówił tłumacząc się obowiązkami w ministerstwie infrastruktury, gdzie był zastępcą Cezarego Grabarczyka z wdzięczną działką budowy autostrad i dróg ekspresowych. Ale po wyborach, z nowym szefem resortu Stępień umówił się tylko na kwartał, zatem zwolnił się z ministerstwa w najlepszym dla Zdanowskiej momencie - chwilę po gorącej awanturze w sprawie prywatyzacji Zakładu Wodociągów i Kanalizacji.

Zdanowska niby się z tego pomysłu wycofała, ale jednoznacznie nie zaprzeczyła, że tej prywatyzacji nie będzie. To wtedy był największy szum, wtedy także przystąpienie do zbierania podpisów o jej odwołanie zadeklarowali związkowcy ze ZWiK, wtedy po raz pierwszy w samej PO zaczęto mówić, że już "po Hance". Jednak dwa dni później przyszła nominacja dla Stępnia i dymisja dla Arkadiusza Banaszka.

Wielkie "reformy" zastępcy Zdanowskiej

Banaszek to ten, który uchodził za - delikatnie mówiąc - najbardziej kontrowersyjnego wyższego urzędnika w mieście. Do dzieł dokonanych Banaszka można zaliczyć w pierwszym rzędzie decyzję o zapalaniu miejskich latarni po zmroku, a gaszenie ich jeszcze przed świtem. Ten genialny zabieg zwrócił uwagę opinii publicznej na nieznanego dotąd wiceprezydenta, a zirytował nie tylko zwykłych łodzian, ale nawet notabli PO. Ci po kątach mówili, że to idiotyzm, bo zabieg Banaszka gwarantował rocznie oszczędności rzędu tylko kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Zapisz się do newslettera

Kolejny "banaszkizm" to ograniczenie kursów komunikacji miejskiej, o czym w kampanii wyborczej Hanny Zdanowskiej mowy nie było. Na konto Banaszka poszła też decyzja o podwyższeniu czynszów najemcom miejskich lokali komunalnych oraz podwyżka cen biletów jednorazowych. Nominacja dla jego następcy odsunęła w cień to, co Banaszek tylko planował, a już zdążyło wywołać morze kontrowersji.

Mowa tu o sprzedaży długów niepłacących czynszu łodzian prywatnym windykatorom, a także przeprowadzenie niektórych dłużników do tzw. kontenerów, potem nazwanych "budownictwem modułowym". Te, bardzo medialne i jednocześnie napędzające opozycję tematy, dziś są powolutku, acz konsekwentnie przez Radosława Stępnia wygaszane. Choć sam wiceprezydent woli słowo "analizowane". Tak czy siak, ogląd tej sytuacji jest taki, że Stępień w ten sposób realizuje strategię przeczekania i odwracania uwagi.

Wiceprezydent Banaszek miał tę zaletę, że swymi niekonwencjalnymi pomysłami zdejmował Hannę Zdanowską z linii strzału. Uwaga i niechęć opozycji, a potem dużej części łodzian skupiała się na nim, chowając prezydent Zdanowską gdzieś w tle. Tyle, że taka strategia, jeśli nawet przypadkowa, nigdy nie sprawdzi się jako strategia długofalowa. Są przecież granice śmieszności, zatem Banaszek, dziś na powrót doradca prezydent Zdanowskiej, w nieskończoność swoich pomysłów przedstawiać nie mógł.

Z kolei wiceprezydent Stępień odsuwa uwagę od swej szefowej w zupełnie inny sposób, a mianowicie do znudzenia patroluje w asyście urzędników Zarządu Dróg i Transportu ulice, by ocenić dziury w jezdni. Bo "dziurę - powiada wiceprezydent Stępień - trzeba ocenić w ujęciu systemowym". Może i racja, natomiast jest także faktem, że szczegółowy harmonogram takich oględzin mediom przekazuje biuro komunikacji łódzkiego magistratu. Dlatego Stępień rzadko schodzi ze szpalt łódzkich gazet i serwisów informacyjnych. Do tego stopnia, że kilkudniowa wizyta w Cannes prezydent Zdanowskiej w ogóle nie została wykorzystana przez inicjatorów referendum.

Pomysł prywatyzacji ZWiK

Jednak nawet Radosław Stępień i jego dziury nie są w stanie przykryć zawirowań dotyczących ZWiK. 47 tysięcy podpisów łodzian pod uchwałą obywatelską przeciw prywatyzacji spółki nie wystarczyło, by prezydent Zdanowska definitywnie wycofała się z pomysłu. Mówiąc dokładnie - przeciwnicy prywatyzacji usłyszeli, że prezydent "będzie szukać innej drogi niż prywatyzacja", jednak ani autorów uchwały obywatelskiej, ani opozycji to nie przekonało. Nie padły bowiem słowa "nie będzie prób prywatyzacji do końca kadencji", a takie były oczekiwania. Na dodatek pozostał smrodek po poprawce, którą do uchwały chciał zaordynować klub radnych Platform Obywatelskiej.

Poprawka, której brzmienie sprowadzało się do słów, że "prywatyzacja nie oznacza pogorszenia się jakości wody", zdaniem opozycji i związkowców ze ZWiK de facto zostawiała furtkę do prywatyzacji. Jeśli zatem w takim kształcie zostałaby "przyklepana" przez Radę Miejską, to 47 tys. łodzian odwrotnie niż chciało, dałoby zielone światło prywatyzacji ZWiK. Uchwała jednak zeszła z obrad Rady Miejskiej, temat został otwarty, choć lepsze byłoby określenie - niezamknięty. Za swego rodzaju domknięcie uchodzi dziś zatem kolejna uchwała związana ze ZWiK, ale już autorstwa PO.

Jej sens sprowadza się do zagwarantowania wysokiej jakości wody oraz zablokowania gwałtownego wzrostu jej ceny. Poza tym każda próba ingerencji w sprawę struktury właścicielskiej spółki nie będzie mogła być zrealizowana bez wcześniejszych konsultacji społecznych. To prywatyzacji nie wyklucza, ale zasadniczo zmienia podejście do tematu. Zamieszania, jak widać, jest wiele. Tak czy inaczej, nikt przed referendum nie może powiedzieć, że Hanna Zdanowska prywatyzuje wodociągi... A skoro już wspomnieliśmy o konsultacjach.

Konsultacje konsultacji społecznych

Funkcjonujemy wprawdzie w systemie demokracji przedstawicielskiej, niemniej jednak w ostatnich tygodniach Hanna Zdanowska sprawia wrażenie prezydenta, który postawił na bezpośrednie rządy ludu - nawet jeśli ten lud objawia nam się w liczbach rzędu 100-300 osób. Konsultacje społeczne, bo o nich mowa, pozwoliły sfinalizować kilka palących spraw, co część obserwatorów (wyborców) może odnotować z uznaniem, choć dla innych będzie to objaw słabości tego gabinetu. Nie da się ukryć, że proste a efektowne stwierdzenie "łodzianie zdecydowali" może zdejmować ciężar odpowiedzialności przy podejmowaniu decyzji, pozwala też zachować twarz dokonując wolty, pozwala bezboleśnie zmieniać, modyfikować podjęte wcześniej decyzje.

Gwoli sprawiedliwości trzeba zauważyć, że konsultacje społeczne w mieście nie są wymysłem ostatnich dni i w ostatnich dniach nie ogłaszano ich specjalnie więcej, niż było wcześnie. Choć ogłoszono też, że do końca roku konsultacji ma się odbyć 66.
Póki co, skupmy się na dwóch przykładach, jeden dotyczy kwestii kluczowej, drugi marginalnej.

Zapisz się do newslettera
Strategia dla miasta i pomnik Kościuszki

Gdy 5 grudnia Hanna Zdanowska zaprezentowała strategię rozwoju Łodzi, wydawać się mogło, że jest to jedna z miejskich strategii wszech czasów, przynajmniej jeśli wsłuchać się w głos pani prezydent i jej otoczenia. Choć wizja Mediolanu Europy Środkowowschodniej wyraźnie została uszyta nie na miarę, wydawać się mogło, że magistrat zażarcie będzie jej bronić. Wprawdzie Hanna Zdanowska zaznaczyła, że to dopiero materiał do dyskusji, ale chyba nikt nie spodziewał się, że trzy miesiące później padną słowa o potrzebie fundamentalnych zmian w strategii. Pod wpływem konsultacji społecznych właśnie.

W magistracie wprawdzie przekonują, że decyzje o zmianach w strategii zapadły wcześniej, nim ujawnili się organizatorzy referendum, na uwagę zasługuje jednak retoryka pani prezydent: "łodzianie wiedzą najlepiej". Podobne słowa padają ostatnio w kontekście konsultacji często. Jak w drugim przypadku - kontrowersji wokół przesunięcia pomnika Kościuszki ze środka na skraj pl. Wolności. Marek Janiak, architekt miasta, wciąż upiera się, że Kościuszko stojąc na uboczu byłby bardziej na miejscu, ale pozostaje mu się zgodzić z wolą swojej szefowej, która z kolei zgadza się z wolą łodzian. Jako ciekawostkę można nadmienić, że wola pozostawienia Kościuszki w spokoju została wyrażona w stosunku 173 głosów "za" i 145 głosów "przeciw". Podobnie, jak w przypadku strategii, nie są to liczby oszałamiające. Ale konsultacje są, zmiana decyzji jest.

Na marginesie dodajmy - jeśli ktoś żałuje, że nie załapał się na konsultacje w sprawie Kościuszki, może zabrać głos w sprawie przyszłości monumentu przedstawiającego innego wielkiego Polaka Juliana Tuwima. Po sprzedaży działki przy ul. Moniuszki, gdzie znajduje się pomnik poety, łodzianie mogą zdecydować, czy Tuwim powinien trafić pod Pałac Młodzieży na ulicy Wyszyńskiego, czy na ulicę własnego imienia. Można wierzyć, że łodzianie wybiorą słusznie...

Zdanowska wychodzi do ludzi

Prezydent Hanna Zdanowska idzie za ciosem. Od zeszłej soboty do kwietnia jest "w trasie". Spotyka się z mieszkańcami kolejnych łódzkich osiedli. Znów cytat ze strony magistratu: "Wierzę, że moje cotygodniowe spotkania pozwolą wszystkim zainteresowanym mieszkańcom Łodzi przedstawić lokalne problemy - mówi prezydent Hanna Zdanowska. - Wszystkie głosy i postulaty wezmę pod uwagę. Serdecznie zapraszam!"

I bardzo dobrze, choć szkoda, że całość przypomina w wymowie ostatnią parlamentarną kampanię wyborczą. Autobusu, na wzór Donalda Tuska, Hanna Zdanowska jeszcze nie zaangażowała w całą operację, ale może przynajmniej usłyszy od kogoś "Jak żyć"?

Prezydent wygra w referendum?

A teraz krok w przyszłość. Powiedzmy, że do referendum dochodzi, ale Hanna Zdanowska je wygrywa i zostaje na stanowisku. Upływa 10 miesięcy, bo taki jest okres karencji i... znów ktoś z wnioskiem o referendum występuje. To wcale niewykluczone. Precedensy już są. O ile jedno referendum w sprawie Jerzego Kropiwnickiego mogło wyglądać na pewną ekstrawagancję, o tyle kolejne, dotyczące Hanny Zdanowskiej, może skłaniać co bardziej porywcze głosy do wniosku, że to taki nasz normalny, łódzki sposób uprawiania polityki. Nie podoba się - to robimy referendum. Może to dobrze z punktu widzenia demokracji, może dobrze, że jest w prawie bat na wyjątkowo źle rządzących. Szkopuł w tym, że bat można stosować i do rządzących źle, i do rządzących dobrze (ale na przykład słabo radzących sobie ze społeczną komunikacją, albo mających na tapecie wyjątkowo trudne tematy). Więc perspektywa referendum na zawołanie niekoniecznie jest dobra , jeśli od prezydenta wymagać polityki skutecznej, a nie tylko miłej dla ucha. Wizja referendum, jako broni wyciąganej z kabury przy byle okazji, skutecznie może spętać prezydenta - tego i każdego następnego.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki